środa, 26 października 2011

#24.



 Wstałam kilka minut po siódmej, musiałam doprowadzić swoje ciało do porządku co nie było takie łatwe jakby się mogło wydawać. Rodziców nie było już w domu, ale to nic dziwnego oboje wcześnie wychodzili do pracy, zazwyczaj zostawiając mi karteczkę na stole z pieniędzmi i z zadaniami jakie mam dzisiaj wykonać. Zadanie na dzisiaj to był przyjazd do ojca firmy, powiedział, że po lekcjach mama też do niego przyjedzie i będziemy musieli o czymś porozmawiać, nie wiem co ma na myśli, ale to musi być coś ważnego skoro nie może poczekać do wieczora i jak normalna rodzina nie możemy zasiąść i porozmawiać. Jak zwykle z domu wyszłam koło ósmej, do metra nie miałam długiej drogi więc dojście do stacji zajęło mi z pięć minut a mój pociąg nadjechał od razu. Wsiadłam do niego bez zastanowienia i zajęłam wolne miejsce. Jadąc z rana metrem zazwyczaj widzi się w nim młodzież jadącą do szkoły i kilku dorosłych, którzy wybierają się do pracy. Kilka osób było z mojej szkoły, kojarzyłam ich z widzenia, jednak nie było nikogo z kim mogłabym normalnie porozmawiać, ale to nic dziwnego, w mojej szkole było za dużo uczniów by znać ich wszystkich. Do celu dojechałam w dziesięć minut a przed szkołą byłam dwadzieścia po ósmej, czyli do rozpoczęcia lekcji zostało mi zaledwie dziesięć minut. Pierwsze co to poszłam do szafki by schować z niej na razie niepotrzebne książki i kiedy zamykałam ją ujrzałam opierającego się o rząd szafek Nate'a. Uśmiechnęłam się do niego a chłopak przybliżył się muskając moje usta.
-Jak się spało? -zarzucił sobie rękę na moje ramię i oboje ruszyliśmy wzdłuż korytarza.
-W porządku - skłamałam, ale to chyba nic dziwnego, przecież nie zacznę mu się skarżyć jak to się nie wyspałam gdyż pół nocy myślałam o Filipie i o tym co i kiedy mu powiem.
-Na pewno? -wychylił się delikatnie by móc na mnie spojrzeć. -Wyglądasz jak zombi. -zaśmiał się całując mnie w skroń. Pokręciłam głową ze śmiechem szturchając go łokciem. Po chwili dołączyli do nas Aaron i Toby, jak zwykle pełni entuzjazmu, radości i energii do życia, to są dwie osoby, które chyba najbardziej podziwiam. Niczym się nie martwią, zawsze chodzą z podniesioną głową mimo, że chyba z naszej grupki mają najwięcej problemów i najwięcej w życiu przeżyli. Toby mieszka z Luis'em, który w zasadzie pojawił się niespodziewanie i nawet nie wymaga od niego pieniędzy na opłacenie czynszu.Rodzice co miesiąc przysyłają mu pieniądze,które ledwo starczają mu na opłacenie mieszkania, nie wspominając o wyżywieniu. A Aaron mieszka z czterema siostrami i ojcem alkoholikiem i to on musi robić za głowę rodziny,stara się jak może byleby rzadno z jego rodzeństwa nie trafiło do domu dziecka. Cała trójka odprowadziła mnie pod klasę, umówiłam się z nimi na kolejnej przerwie po czym weszłam do klasy, na szczęście miałam angielski, a nauczyciel od tego przedmiotu wręcz mnie uwielbiam. Poszukałam wzrokiem Luis'a i dostrzegłam go na końcu sali, więc bez zastanowienia udałam się zajmując ławę obok niego. Uśmiechnął się do mnie po czym wrócił do rysowania czegoś w zeszycie. Wyciągnęłam książki i starałam się skupić na słowach wypowiadanych przez nauczyciela, jednak dzisiaj szło mi to dość kiepsko. Po chwili przed moimi oczami śmignęła mi jakaś karteczka, uniosłam głowę znad zeszytu i ujrzałam tylko jak Luis skinął głową na podłogę. Schyliłam się i podniosłam kawałek papieru delikatnie go rozwijając.
"Idziesz dzisiaj z nami do Toby'ego?" Spojrzałam na chłopaka a zaraz później przeniosłam wzrok na kartkę: "Dzisiaj nie mogę" odpisałam i odrzuciłam Luis'owi tak by nauczyciel niczego nie dostrzegł. Kolejne trzy lekcje mijały w niesamowicie szybkim tempie, na wszystkich siedziałam tuż obok Luis'a, tak więc jak trzeba było robić jakieś zadanie w grupie, nie mieliśmy z tym najmniejszego problemu. A szczególnie na matematyce, z tego przedmiotu to Luis jest najlepszym uczniem i każdy wyrywa się by móc z nim pracować, ja staram się nie wykorzystywać tego, że jesteśmy przyjaciółmi i czasami sama po prostu mówię, że przyłączę się do kogoś innego, tak by i inni mogli popracować z chłopakiem. Na lanchu wszyscy zajęliśmy miejsce przy stoliku tuż przed szkołą, oczywiście siedziałam w dymie papierosów, który z minuty na minutę przeszkadzał mi coraz bardziej, ponieważ gdy tylko odsunęłam się od Lex, która paliła to zaraz zaczynał Aaron i wraz z nim Nate i Toby, tak więc skłamała, że muszę iść do biblioteki, wypożyczyć kilka książek do odrobienia pracy domowej z angielskiego. Luis zmierzył mnie pytającym wzrokiem a ja go tylko ostrzegłam by nic nie wypaplał. Kiedy doszłam do szkolnej biblioteki, rozglądnęłam się zaskoczona dookoła, nigdy w niej nie byłam i teraz wiem, że tego żałuję, była wielka, a ja uwielbiałam czytać książki, więc od razu przeszłam na ulubiony dział i zagłębiłam się w poszukiwaniu czegoś idealnego dla mnie. Wybrałam kilka książek o miłości. Przy oknie ujrzałam długi rząd komputerów, przy których siedziała dość spora ilość osób, znalazłam jeden wolny i korzystając z okazji zalogowałam się na facebook'a. Kilkanaście nowych powiadomień, kilka nowych wiadomości i zaproszeń, nie miałam teraz ochoty na odczytywanie i akceptowanie tego wszystkiego więc jedynie sprawdziłam nowości. Mój wzrok przykuło nowo dodane zdjęcie The kooks, których wręcz uwielbiałam. Otworzyłam je i pochłonięta tym wszystkim zaczęłam czytać dość długi opis do zdjęcia.
-The kooks, dobry gust muzyczny. -usłyszałam głos dobiegający zza moim pleców, na początku nie byłam pewna czy te słowa skierowane są do mojej osoby, jednak postanowiłam to sprawdzić. Odwróciłam się i ujrzałam chłopaka najprawdopodobniej uczęszczał do mojej szkoły.
-Tak uwielbiam ich- uśmiechnęłam się i powróciłam do czytania, myślałam, że chłopak sobie pójdzie jednak myliłam się. Przysunął krzesło i przysiadł się do mnie również pogłębiając się w tym co artyści napisali pod zdjęciem.
-Ja również.- uśmiechnął się a ja zmierzyłam go wzrokiem, mogłam się spodziewać, że to powie, a dlaczego? On wyglądał dosłownie tak jak wokalista mojego ulubionego zespołu, inaczej mówiąc Luke. Te same kręcone włosy, przyciągający wzrok i bardzo dobry gust co do stroju. -Byłaś kiedyś na ich koncercie? -spojrzał na mnie odrywając wzrok od monitora.
-Niestety nie- pokręciłam głową po czym wylogowałam się z facebook'a i odwróciłam się na krześle tak by mieć chłopaka na wprost.
-Są genialni, musisz kiedyś się wybrać- chłopak wypowiadał każde słowo z taką gracją, był taki idealny co do wyglądu. -Jestem Josh- wyciągnął rękę w moim kierunku.
-Abbie- uśmiechnęłam się i nie zastanawiając się dłużej uścisnęłam delikatnie jego dłoń, zaraz później zabierając ją i chwyciłam w dłonie książki, które zamierzałam wypożyczyć.
-Jesteś nowa, prawda? -uśmiechnął się ukazując przy tym swoje słodkie dołeczki w policzkach. Pokiwałam głową i uniosłam się z krzesła.
-W tym roku doszłam. -pokierowałam się w stronę kobiety, która stała za ladą i obsługiwała wszystkich uczniów.
-Skąd przyjechałaś? -chłopak szedł tym samym tempem co ja, jego stopy stawiane były w dokładnie tym samym czasie co moje, aż zaczęło mnie to irytować i zaczęłam patrzeć przed siebie.
-Z Polski- spojrzałam na niego uśmiechając się, był na prawdę miłym chłopakiem, jednak to ja dzisiaj odgrywałam rolę wstrętnej dziewczyny z kaprysami.
-Polska jest cudowna, mój dziadek był polakiem, potrafię nawet kilka słów- na prawdę Josh był miłym chłopakiem, tylko dlaczego musiałam go poznać w dzień w który najchętniej spędziłabym sama, ciągle myślałam o Filipie a zaraz później o tym o czym to rodzice chcąc ze mną porozmawiać.
-To świetnie- uśmiechnęłam się i położyłam książki na ladzie pozwalając na to by kobieta je wczytała do komputera. Po krótkiej chwili mogłam je już zabrać i schowałam je do torby.
-W porządku, nie będę już Ci przeszkadzał, trzymaj się. -chłopak uśmiechnął się i zniknął za regałami, wzruszyłam ramionami rzucając krótkie "na razie" i wyszłam z biblioteki.
Po wyjścui z biblioteki nie wracałam do przyjaciół, którzy za pewne wciąż siedzieli na dworze, wolałam posiedzieć na parapecie ze słuchawkami w uszach i poczytać jedną z wypożyczonych książek. Nate wysłał mi sms'a gdzie się podziewam jednak zignorowałam to pytanie i odłożyłam telefon do torebki. Kiedy zadzwonił dzwonek nawet go nie słyszałam, jedynie domyśliłam się, że koniec lanchu gdyż ludzie zaczęli się zbierać w szkole. Udałam się do klasy, w której miałam ostatnie dwie fizyki i zasiadłam jak zwykle na samym końcu. Luis siedział gdzieś z przodu i tylko co chwile się odwracał, posyłając mi uśmiech, który prawie za każdym razem starałam się odwzajemnić. Dwie znienawidzone lekcje zleciały w oka mgnieniu. Po dzwonku jako ostatnia wyszłam z klasy a przed nią stał o ścianę oparty Nate.
-Gdzie byłaś przez cały lunch? - chłopak objął mnie i dotrzymał mi kroku kierując się wraz ze mną w stronę wyjścia.
-W bibliotece, przecież Wam mówiłam. -spojrzałam na niego i popchnęłam wielkie drzwi prowadzące na zewnątrz. - Skończyłeś już lekcje? -zatrzymałam się i stanęłam przodem do chłopaka.
-Nie, mam jeszcze jedną lekcję- uśmiechnął się obejmując mnie w biodrach.
-Muszę lecieć- pocałowałam go delikatnie a chłopak opuścił dłonie zaraz później chowając je do kieszeni od spodni. -Trzymaj się- wysłałam mu jeszcze przelotnego całusa i zaczęłam po woli się cofać. - Do jutra- pomachałam mu i odwróciłam się.
-Myślałem, że się dzisiaj zobaczymy- krzyknął chłopak a ja odwróciłam się idąc tyłem.
-Mam ważną sprawę do załatwienia- pomachałam mu ostatni raz i zniknęłam za rogiem. Moja droga na przystanek autobusowy nie zajęła mi więcej niż dziesięć minut, oczywiście szybciej miałabym gdybym jechała metrem jednak wcale mi się nie śpieszyło do biura ojca, mimo, że cały dzień zastanawiałam się o czym oni mogą chcieć ze mną porozmawiać. Oczywiście zastanawiałam się nad kilkoma wariantami. Może okaże się,że mama jest w ciąży? I moja rola najmłodszej córki się skończy, nie będzie rozpieszczania,chwalenia, teraz to wszystko przejmie mały potworek, który niebawem przyjdzie na świat. Od razu wyrzuciłam ten pomysł z głowy, nawet nie chciałam sobie wyobrażać życia z jeszcze jednym dzieckiem w tym domu. A może rodzice postanowili wrócić do Polski? Tylko dlaczego? Oboje mają świetną pracę, Tommy też dobrze radzi sobie na studiach i ja też całkiem dobrze się sprawuję, więc to raczej nie może być to. Do wyznaczonego celu dojechałam w niecałe pół godziny i daję sobie rękę uciąć, że dojście na nogach zajęłoby mi dokładnie tyle samo, gdyż ulice były niesamowicie zakorkowane co utrudniało szybko dojazd. Weszłam do wielkiego budynku za bardzo nie wiedząc gdzie się udać więc pokierowałam się do recepcji gdzie pracował chłopak dobrze po dwudziestce. Zapytałam kulturalnie, o mojego ojca a ten od razu mi podał piętro, na którym go znajdę. Pojechałam windą i będąc na miejscu ujrzałam kobietę siedzącą za biurkiem, wydaje mi się, że była ona sekretarką.
-Ja do Franka, jestem jego córką. -podeszłam do kobiety, która po usłyszeniu moich słów zatelefonowała do mojego ojca i po chwili skinęła głową na drzwi po lewej. Bez zastanowienia otworzyłam je i ujrzałam wielki gabinet. Przy biurku siedział mój ojciec we własnej osobie, na krześle moja matka a na jeden z kanap ku mojemu zdziwieniu ujrzałam mojego starszego brata Tommy'ego. Pierwsze co to podbiegłam do niego rzucając mu się prosto w ramiona.
-Co Ty tu robisz? -przytuliłam brata jak najmocniej potrafiłam, a kiedy tylko się od niego odkleiłam od razu oboje zajeliśmy miejsce na sofie.
-Kumpel jechał do rodziców do Londynu to się zabrałem.- wyjaśnił brat, patrząc na mnie wzrokiem, który zawsze oznaczał pytanie czy wszystko w porządku, jeśli nie chcieliśmy o jakiejś tajemnicy rozmawiać przy rodzicach, uśmiechnęłam się i mrugnęłam oczami, co miało oznaczać, że jakoś się trzymam.
-Jutro z rana jedziemy do Tommy'ego -odezwał się ojciec, który od kilku minut przyglądał nam się.
-Ale ja mam szkołę- spojrzałam na rodziców a zaraz później na brata, czy to miało być to o czym chcieli ze mną porozmawiać?
-To w takim razie dojedziesz do nas w sobotę- odezwała się mama, a ja jedynie pokiwała głową.
-Więc o czym chcieliście porozmawiać?- przeniosłam wzrok na ojca, który w geście porozumienia spojrzał na matkę po czym przysunął się na krześle do biurka i oparł o nie łokcie.
-W zasadzie bardziej tyczy się Ciebie niż Twojego brata. Chodzi o to, że przez miesiąc będziemy mieli gości w domu. -wyjaśnił mi ojciec, a ja spojrzałam na matkę, która pokiwała głową zgadzając się z jego słowami.
-Kogo? -na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, którego nawet nie starałam się zamaskować. Rodzice i brat raczej wiedzieli, że nie przepadam za gośćmi. Raczej mało związana jestem z rodziną od strony ojca, gdyż rzadko kiedy ich widuję, ponieważ wszyscy rozsypani są po całym świecie. Natomiast moja matka posiada jedynie brata, który od kilku lat nie odzywa się do naszej rodziny. Mieszkając w Polsce często mieliśmy gości, albo znajomi rodziców, albo po prostu kumple od ojca, którzy przyjechali z Anglii by zobaczyć czy ich przyjaciel z liceum dobrze ustatkował się w dość ubogim kraju, zazwyczaj chwili nasz dom, jednak widziałam po ich zachowaniu, że spodziewali się czegoś cudowniejszego.
-Pamiętasz Michalinę i Zosie? -mama skierowała do mnie pytanie, którego nawet nie musiała zadawać, oczywiście, że je pamiętam. Te dwie wymienione przez moją mame osoby, to dzieci najlepszej przyjaciółki mojej mamy. W Polsce mieszkaliśmy po sąsiedzku. Michalina była o rok ode mnie młodsza a Zosia miała coś koło dziesięciu lat, ta młodsza była jakoś do zniesienia, jednak tej starszej to wręcz nienawidziłam i miałam z nią mieszkać pod jednym dachem? Przez okrągły miesiąc? To niemożliwe. Odkąd pamiętam to Michalina robiła wszystko by zniszczyć mi życie, jeszcze jak chodziłyśmy do gimnazjum. Potrafiła odbić mi każdego chłopaka, robiła wszystko bym nie miała lepiej niż ona i zazwyczaj jej się to udawało. Dopiero kiedy w Polsce poszłam do pierwszej liceum, a ona miała jeszcze jeden rok gimnazjum poczułam, że zaczyna się mój najszczęśliwszy rok w życiu i w jakimś stopniu miałam rację, poznałam wspaniałych ludzi, a później wyjechałam do Londynu, myśląc, że uwolniłam się od niej raz na zawsze.
-Chyba sobie żartujecie. -wstała z sofy, energicznie chodząc w tą i z powrotem, aż złapałam się za głowę nie wierząc w tą wiadomość, którą przed chwilą przekazali mi rodzice.
-Abbie uspokój się. -nakazał ojciec, jednak ja nie zamierzałam jego słuchać.
-Jak mam się uspokoić jak właśnie się dowiaduję, że będą mieszkały ze mną przez cały miesiąc dwie dziewczyny, a jedna z nich spieprzyła mi całe życie gimnazjalne- zatrzymałam się w końcu i spojrzałam na obojga rodziców, którzy patrzyli na mnie z oczami wielkości pięciozłotówki.
-Myślałam, że Ty i Michalina się przyjaźnicie- odezwała się w końcu mama, jednak chyba wolałabym, żeby w tym momencie milczała.
-Nienawidzimy się, od początku kiedy tylko się poznałyście, to tylko Tobie się wydawało, że ją lubię, bo niczego nie zauważałaś. Nie wiesz co się działo w podstawówce czy gimnazjum, liczyło się to, że jej matka jest Twoją najlepszą przyjaciółką, nie wiesz ile przez nią wycierpiałam, niczego nie wiesz, bo nigdy się nie interesowałaś moim życiem. Najważniejsze było to, że możesz widywać się ze swoją przyjaciółką i zbierać kolejne plotki z życia Twoich znajomych... -krzyczałam wszystko na jednym tchu, cała rodzica siedziała jakby zamarli, wiedziałam, że są zaskoczeni tym co mówię, gdyż zawsze na pytanie "jak było w szkole?" odpowiadałam" świetnie".Za każdym razem mi wierzyli, nie zadając więcej pytań, ponieważ tak na prawdę mieli w nosie moje relacje z rówieśnikami, liczyło się to bym dobrze zakończyła edukację.
-Abbie przestań. - moją wypowiedź przerwał mi ojciec, który uniósł się z krzesła.
-Abbie, uspokój się, Abbie przestań, Abbie to, Abbie tamto. -zaczęłam mówić podobnym głosem do ojca, a łzy same zaczęły spływać mi po policzkach. -Widzisz, nawet nie mogę powiedzieć co myślę, ani co czuję, bo od razu nakazujesz mi się zamknąć. -podeszłam do sofy biorąc z niej torbę po czym obojga rodziców zmierzyłam srogim wzrokiem i zdenerwowana opuściłam gabinet. Jednak drzwi nie trzasnęły, czyli musiał ktoś temu zapobiec, nie interesowało mnie kto to zrobił, aż w pewnym momencie poczułam uścisk na moim ramieniu Był to nikt inny jak Tommy, wtuliłam się w niego, próbując nie wylewać kolejnych łez. Sekretarka zmierzyła nas wzrokiem, pytając czy czegoś potrzebujemy, mój brat podziękował i oboje ruszyliśmy w kierunku windy. Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce, zapomnieć o tym, że moje życie przez miesiąc będzie kolejnym koszmarem, że wszystko za czasów gimnazjum powróci, niby dla niektórych to tylko miesiąc, jednak dla mnie o miesiąc za dużo.


-Dzięki, że zabrałeś mnie na te lody, niedobre bo niedobre, ale to zawsze jakieś lody- uśmiechnęłam się do brata, wyrzucając chusteczkę, którą przed chwilą wytarłam buzię. Odkąd wyszliśmy z biura ojca, nie rozmawiałam z bratem na temat tego co się wydarzyło w gabinecie. On jedynie powiedział, że to jest mamy przyjaciółka i musi jej pomóc, nie wiedziałam o co chodzi, jednak nie interesowało mnie to, wiem, że jak mama obiecała pomóc, to tak zrobi, choćbym miała się wyprowadzić z domu. Tommy zaproponował, że zabierze mnie na największe lody w Londynie i tak zrobił, wchodziliśmy do każdej lodziarni i pytaliśmy się jakiej są wielkości dane lody, aż w końcu w trzeciej lodziarni, zaskoczyli nas i postanowiliśmy je kupić. Mimo, że oboje ponad połowe wyrzuciliśmy to i tak byliśmy zadowolenie, że znaleźliśmy coś tak ogromnego. Zbliżała się osiemnasta, musieliśmy wracać, gdyż na jutro mam sprawdzian, z którego jeśli nie usiądę do książek dostanę ocenę jakiej raczej wolałabym nie dostać, gdyż może mi grozić zawalenie roku. Weszliśmy do domu, gdzie było słychać jedynie głos telewizora dobiegający z salonu, a żebym mogła się dostać na górę do swojego pokoju musiałam przejść przez przedpokój później pokój dzienny, w którym były schody. Wzięłam głęboki oddech i postawiłam pierwsze kroki w salonie, gdzie siedzieli moi rodzice, oboje spojrzeli na mnie i brata, a ja nie mówiąc nic, wbiegłam na górę i będąc w pokoju zamknęłam za sobą drzwi. Wyciągnęłam z szafki książkę do chemii i położyłam się na łóżku, próbując skupić się na tym co jest w niej napisane, oczywiście nie szło mi to najlepiej, a moje starania przerwał, ktoś pukający z drzwi do mojego pokoju. Wiedziałam, że to jest któreś z moich rodziców, gdyż mój brat od razu wchodził, a ten ktoś czekał na moją reakcję, jednak ja nie zamierzałam na nic reagować.
-Mogę wejść? -usłyszałam głos ojca, nie odpowiedziałam a on po krótkiej chwili uchylił drzwi do pokoju. -Możemy porozmawiać? -nie podniosłam nawet wzroku znad książki, tylko wzruszyłam ramionami. Frank wszedł do środka zamykając za sobą drzwi i przysuwając sobie niewielką fioletową pufę. -Mamie jest przykro po tym co powiedziałaś- usłyszałam spokojny głos ojca, jednak ja nie zamierzałam z nim rozmawiać, powiedziałam to co chciałam powiedzieć i myślę, że na tym powinno się zakończyć, gdyż wiem, że jestem w stanie powiedzieć jeszcze więcej, a daję słowo, że raczej nikt by tego nie chciał. -Wiesz, że to są dzieci najlepszej przyjaciółki mamy i że ona nie raz pomogła naszej rodzinie, dlatego teraz mama nie może jej odmówić- zaczęła mnie denerwować ta cała rozmowa, a raczej ten monolog ojca, który jedynie podnosił mi ciśnienie w tym momencie. W pewnym stopniu miał trochę racji, ale to nie oznacza, że ja zmienię decyzję, w końcu kto by chciał by w jego domu mieszkał jego wróg numer jeden. - Nikt nie wymaga od Ciebie tego byś się zaprzyjaźniała z Michaliną, może po prostu stań się przez moment silną osobą i wytrzymaj jakoś ten miesiąc, obiecuję Ci, że nikt Cię nie skrzywdzi. -ojciec położył dłoń na moim ramieniu,po chwili ją zabierając i unosząc się z miejsca. Zmierzył mnie wzrokiem, albo tylko mi się wydawało. Sama nie wiem, nie miałam z nim kontaktu wzrokowego, moje oczy wciąż były zwrócone do książki,w której nic ciekawego nie potrafiłam znaleźć. Chemia to była dla mnie czarna magia od gimnazjum i nic tego nie zmieni. Ojciec ruszył w stronę wyjścia i gdy uchylił drzwi odwrócił się ostatni raz spoglądając na mnie - Kocham Cię Abbie- tych słów nie spodziewałam się z jego ust. Do oczu napłynęły mi łzy i już miałam ochotę podejść do niego i przytulić się, tak po prostu,jak robiłam to siedem lat temu. Do bodajże siódmego roku życia ojciec powtarzał mi co dziennie, że mnie kocha i, że jestem dla niego najważniejsza na świecie, później robił to coraz rzadziej, aż w końcu zaprzestał. Nie raz zastanawiałam się dlaczego już tego nie robi. Dlaczego nie rozmawia ze mną,tak jak kiedyś, dlaczego nie przytula mnie bez powody, czy po prostu nie mówi, że mnie kocha. I może właśnie to był powód mojego zaskoczenia, kiedy znowu usłyszałam te słowa.

piątek, 21 października 2011

#23.


 -I co Ci powiedział? No mów. - dochodziła trzecia w nocy, Luis wyszedł od razy gdy do pokoju wróciła Lex.
-Że rozmawiał z Nate'm- westchnęłam głęboko, czując się okropnie gdy przypomniałam sobie o rozmowie przeprowadzonej z przyjacielem. Musiałam kilka razy analizować jego słowa, gdyż nie mogłam uwierzyć w to co wypłynęło z jego ust. Wydawało mi się to takie dziwne, a za razem nie prawdopodobne i zaskakujące.
-Mów-nalegała przyjaciółka, która wcale w tym momencie mi nie pomagała.
-Nathan chce wyjechać- wzięłam głęboki oddech czekając na reakcję przyjaciółki, która raczej nie uwierzyła w moje słowa, gdyż jedyne co z siebie wydusiła to" jak to?" i teraz jest moment, w którym dowie się całej prawdy, a przynajmniej tak sądzę- Po prostu.
-Ale jaki ma powód, Abbie Ty wiesz o co w tym wszystkim chodzi- dziewczyna przeniosła się ze swojego łózka na moje i pochyliła się spoglądając na mnie. Zacisnęłam mocno usta, wiedząc, że nie mogę dłużej milczeć.
-Zakochał się we mnie, a ja mu w tym pomogłam, dając mu nadzieję, sama nawet nie zadawałam sobie z tego sprawy. -do moich oczu napłynęły łzy jednak nie pozwoliłam im na to by wylały się, musiałam być twarda, wystarczająco łez straciłam przez to co zdarzyło się nad morzem, nie powinnam do tego wracać, nie po raz kolejny.
-Jakie nadzieje?- Lex nie była zadowolona, widziałam to po jej minie. Jednak ja sama jej się nie dziwię w końcu na dzień dzisiejszy był to chłopak Mary, która niby pojechała tylko przemyśleć kilka spraw.
-Pamiętasz jak byliśmy nad morzem? -spojrzałam na nią, a ona jedynie pokiwała głowa ze zrozumieniem. - I jak wraz z Nathan'em wróciliśmy rankiem? -moja towarzyszka znowu przytaknęła- Wtedy.. w tamtą noc.. ja i Nate- urwałam, nie chcąc wypowiadać tego słowa, wiedziałam, że przyjaciółka się domyśli. Wstała ona z łózka podchodząc do okna.
-No to nieźle. - przyjaciółka odwróciła się do mnie- myślę, że powinnaś go powstrzymać przed wyjazdem.


Po rozmowie z przyjaciółką obie koło czwartej położyłyśmy się do łóżek, pozwalając sobie na chociaż kilka godzin odpoczynku. Około dziesiątej mieliśmy mieć zbiórkę, więc za wiele godzin spania nam nie pozostało. Oczywiście nie potrafiłam zasnąć, leżałam wpatrując się w ciemny sufit:
-Śpisz?- wyszeptałam.
-Nie. - odparła dziewczyna, jednak wydawało mi się, że odpowiada mi przez sen.
-Wiesz co mi Luis na koniec powiedział? - przekręciłam głowę w stronę łóżka przyjaciółki, mimo tego, że nie mogłam jej dostrzec, wiedziałam, że tak będzie mnie lepiej słyszeć.
-Co? -odburknęła, na pewno była już w transie zasypiania.
-Że on zawsze będzie na mnie czekał.- zacisnęłam zęby, czekając na najgorszą reację przyjaciółki.
-Że Luis? - tak, teraz jestem pewna, że nie kontaktuje już ona ze światem, gdyż to nie była przewidziana reakcja.
-Tak, Luis.- przytaknęłam i nagle usłyszałam ciche chrapanie przyjaciółki. - A wychodząc dodał, że mnie kocha.


Czułam się lepiej, przede wszystkim dlatego, że powiedziałam wszystko Lex i nie miałam przed nią już żadnej tajemnicy, czułam, że dzięki temu traktuję ją inaczej. Jest ona teraz ważną osobą w moim życiu, gdyż poznała mój sekret zaraz po moim bracie. Po drugie jest mi lepiej ponieważ przez całą noc ułożyłam w głowie całe moje życie i zdecydowałam się co dalej powinnam zrobić. Nie jestem przekonana czy podjęłam słuszną decyzję, jednak nie zamierzam zmieniać jej kolejny raz. Obojętnie na co bym się zdecydowała na pewno kogoś zranię, w niedługim czasie poznałam dwóch cudownych chłopaków, oboje polubili mnie nieco bardziej niż się spodziewałam, jednak kto mówił, że na świecie jest sprawiedliwość. Wolałabym, żeby żaden z nich nigdy w życiu nie pomyślał nawet o tym by traktować mnie nieco wyżej niż przyjaciółkę. Mój chłopak znajdujący się w Polsce nawet nie wie co się dzieje, nie odpisuję na jego wiadomości, nie odbieram od niego telefonów, ukrywam się na wszystkie możliwe sposoby, a moja ostatnia rozmowa z nim była przeprowadzona dobry tydzień temu. Nawet dostałam ostatnio sms'a od brata, że dzownił do niego Filip, pytając o mnie, na szczęście mój brat się nie wygadał, nie wybaczyłabym sobie tego, że mój chłopak dowiedziałby się o zdradzie od mojego brata. Zdecydowałam się na powiedzenie prawdy Filipowi, w końcu nie mogę go przez cały czas okłamywać, w końcu się spotkamy, a wtedy wszystko wyszłoby na jaw poprzez moje zachowanie, które od dawna uległo zmianie o kilkadziesiąt stopni. Zdaję sobie sprawę, że jak Filip dowie się prawdy, będzie mi się jeszcze ciężej pozbierać niż po tym jak doszło do mnie co ja właściwie zrobiłam. Co zamierzam zrobić z Luis'em? Właściwie to nic, chciałabym żeby zostało tak jak jest, żebyśmy wciąż byli wspaniałymi przyjaciółmi i wiem, że może się nam to udać, jeśli tylko on będzie tego chciał, jak na razie wychodziło nam to bardzo dobrze. A co z Nathan'em? To się okaże.



-Proszę dobierzcie się w pary i ruszajcie- nakazał dyrektor, kiedy wszyscy staliśmy na wielkim holu w jednym z muzeuów. Nawet nie wiem o co chodziło z zadaniem, przestałam słuchać, kiedy mój wychowawca odda głos dyrektorowi. Rozejrzałam się widząc jak Toby i Aaron w podskokach kierują się w prawdę stronę a kilka metrów dalej Lex wraz z Luis'em. Przełknęłam głośno ślinę widząc co mnie czeka, albo współpraca z Nate'm albo z kimś kogo zupełnie nie znam, a ten ktoś to może być Dark. Rudzielec, pryszczaty z okularami na nosie, nie mający przyjaciół ale za to mający swój wyimaginowany świat, do którego nikt nie ma prawa należeć. Odwróciłam się napięcie nie chcąc dłużej na niego patrzeć.
-Nate- kiedy się odwróciłam Nate stał ode mnie zaledwie kilka centymetrów, aż podskoczyłam ze strachu mimo, że dzisiejszego dnia wyglądał na prawdę ładnie.
-Chyba musimy być razem.- chłopak rozglądnął się dookoła. -Chyba, że wolisz Dark'a albo... -spojrzał na jedną z dziewczyn, której nie kojarzyłam, ale mimo wszystko nie wyglądała na sympatyczną ani na inteligentną, kiedy właśnie nakładała kolejną warstwę błyszczyku na usta.
-W porządku.- uśmiechnęłam się ruszając za moim towarzyszem. Rozglądaliśmy się po całym muzeum, oboje szliśmy w ciszy, jedyne co było słychać to nasze kroki i oddechy, które nachodziły na siebie. Po długiej niezręcznej ciszy to ja postanowiłam zrobić pierwszy krok do rozmowy i przerwałam wszystko głębokim wdechem po czym rzekłam:
-Słyszałam, że chcesz wyjechać- nie wiem, czy dobrze zrobiłam schodząc na ten temat, jednak mimo wszystko nie potrafiłam tak tego zostawić. Nie wyobrażam sobie, tego, że mogę po raz kolejny stracić osobę, na której mi zależy. Miałabym pozwolić na to i nagle z mojej głowy usunąć wszystkie wspomnienia związane z Nate'em? Nie, to nie było możliwe, a nawet jeśli to nie chciałam tego robić.
-Kto Ci to powiedział? -chłopak zatrzymał się, więc mi nie pozostało nic innego jak zrobienie tego samego. Stanęłam na przeciwko niego chowając dłonie do kieszeni od bluzy.
-Nie ważne kto, powiedz tylko czy to prawda?
-Ah, tak -westchnął, uśmiechając się- Luis, paplna- Nathan machnął ręką, jakby chciał zakończyć temat, który nawet nie zdążył się rozwinąć po czym wyminął mnie i ruszył przed siebie. Nie chciałam zakończyć tak tego tematu, dlatego odwróciłam się i krzyknęłam za nim.
-Nie jest paplą. Może po prostu nie chce żebyś wyjeżdżał- wzruszyłam ramionami widząc jak chłopak zatrzymuje się, jednak nie odwraca się, a ja z jego plecami nie zamierzam rozmawiać. Ruszyłam z miejsca i stanęłam przed nim. - Nie rób im tego -pokręciłam głową, jednak nie wierzyłam w to, że mogę przekonać chłopaka do zmiany decyzji. -Dopiero odeszła Mary, zabrano nam Kate, a Ty teraz chcesz wyjechać? Zostawiając ich samych? - przerwałam na chwilę widząc zbliżające się osoby z mojej klasy, które tylko nas wyminęły i ślad po nich zaginął. Chciałam coś jeszcze dodać, jednak mój towarzysz mnie wyprzedził.
-Oni sobie poradzą.- Nathan uniósł brew w specyficzny sposób po czym próbował się uśmiechnąć, jednak nie wyszło mu to tak dobrze jak zawsze.
-A co ze mną?- nie do końca chciałam wypowiedzieć te słowa, jednak nie potrafiłam nad tym zapanować. -Nie ważne- pokręciłam głową, zaciskając usta i unosząc kąciki ust do góry po czym odwróciłam się i tym razem to ja chciałam zostawić chłopaka na środku korytarzu. Jednak nie pozwolił mi na to i po chwili poczułam uścisk na nadgarstku.
-Jak to co z Tobą? Myślałem, że już zdecydowałaś.. - nie pozwoliłam mu dokończyć wtrącając się.
-To chyba się pomyliłeś- wzruszyłam ramionami, a kiedy chłopak mnie puścił poprawiłam swoje opadające kosmyki włosów.
-To może zechcesz mi powiedzieć? Bo zaczynam się gubić w tym wszystkim.- chłopak rozłożył ręce a ja podeszłam do niego bliżej delikatnie stając na palcach pocałowałam jego malinowe pełne usta. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, nawet dobrze się nie zastanowiłam czy tak to wszystko ma wyglądać, jednak nie planowałam niczego, wolałam żeby wszystko wyszło ze mnie w danym momencie. I tak się stało, chciałam go pocałować więc to zrobiłam i myślę, że to był dobry krok, a nawet dwa kroki, pozostała mi jeszcze ciężka rozmowa z moim obecnym chłopakiem, który nawet niczego się nie domyśla. Mimo, że w jakimś stopniu dałam do zrozumienia Nathan'owi, że to właśnie jego kocham to wiem, że coś co czuję do FIlipa będzie we mnie jeszcze kilka miesięcy a może i dłużej, za wiele spędziłam z nim chwil by wszystko przekreślić z dnia na dzień. Co do Nate nie jestem przekonana czy to był dobry wybór, ale wiem, że jeśli nie spróbuję to się nie dowiem. Nie mogę tego nazwać miłością, ale na pewno bardzo go lubię, inaczej niż Luis'a czy Aaron'a.


-Proszę wszyscy oddać praca do Panny Jankins- zakomunikował jeden z nauczycieli i wszyscy ruszyli w stronę młodej nauczycielki.
-Wiesz, że jeśli dostaniemy niedostateczny to to będzie Twoja wina? -spojrzałam na chłopaka, który czytał naszą pracę, większość ludzi miała napisanę na kilka kartek a nam wystarczyła zaledwie jedna.
-Moja? -Nate przerwał czytanie i spojrzał na mnie zaskoczony, jakby zupełnie nie wiedział o czym mówię.
-Owszem, to Ty cały czas mi przeszkadzałeś kiedy ja chciałam się skupić i cokolwiek napisać. -szturchnęłam go kiedy staliśmy już przed nauczycielką, która trzymała wyciągniętą dłoń i czekała aż oddamy jej pracę. Chłopak zrobił to z bólem serca, ponieważ nie zdążył jeszcze przeczytać, a kiedy ja pisałam, nawet nie była zainteresowany tym co będzie zawarte w naszej pracy a czego może brakować.
-W porządku, teraz będę szedł od Ciebie na odległość kilku metrów - chłopak odsunął się tak jak powiedział- nie będę się uśmiechał -poinformował mnie po czym na jego twarzy pojawiła się powaga, jakiej jeszcze nie widziałam. - odzywać też się nie muszę -zacisnął usta patrząc się przed siebie i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Wybuchnęłam śmiechem obserwując jego poczynania. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ nagle rozbrzmiał się głos nauczyciela.
-Proszę kierować się w stronę autokarów. -i wszyscy uczynili to co rozkazano. Nie jechałam jednym autokarem z Nate'm, dlatego gdy weszłam do środka rozglądnęłam się za kimkolwiek z moich przyjaciół i jedynie kogo dostrzegłam to siedzącego Luis'a wpatrzonego w szybę. Zacisnęłam mocno usta i ruszyłam w jego kierunku, siadając obok niego. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę, uśmiechając się.



-I jak było na wycieczce? -pierwsze pytanie, kiedy tylko otworzyłam drzwi do domu, rzucając torbę w kąt i zajmując się ściąganiem butów.
-W porządku, ale jestem wyczerpana.- przytuliłam mamę, z którą udałam się w stronę kuchni. Ojca nie było, pewnie jeszcze nie wrócił z pracy. Usiadłam przy stole, gdzie jak zwykle leżał koszyk owoców, z którego wzięłam jedno jabłko, wgryzając się w nie.
-Jesteś głodna?- mama jak zwykle mieszała w garnkach. Była ona najwspanialszą kobietą na świecie, jak nikt inny potrafiła mi poprawić humor, niesamowicie gotowała i jak na swój wiek, wyglądała bardzo młodo.
-Nie, pójdę się położyć, jestem zmęczona, a jutro szkoła.- wstałam z miejsca, wyrzucając pół jabłka do kosza, po czym złapałam za torbę i ruszyłam ku górze. Mój pokój był w zupełnie innym stanie niż go zostawiłam, kiedy wyjeżdżałam nawet nie zdążyłam posprząć, a teraz? Wygląda zupełnie jak wtedy gdy tu się wprowadziliśmy, wszystko czyściutkie na swoim miejscu, tak jak powinno być zawsze. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.


Obudził mnie dzwoniący telefon, nawet nie otworzyłam oczu tylko chwyciłam go naciskając zieloną słuchawkę i przykładając ją do ucha.
-Słucham?- powiedziałam zaspanym głosem, nie potrafiłam nawet ocenić, która jest godzina, zanim się położyłam na dworze było jasno, teraz patrząc przez dużo okno widzę świecące gwiazdy na czarnym niebie.
-Abbie, w końcu. -słysząc ten głos aż mnie zamurowało i zupełnie zapomniałam o tym, że przed sekundą miałam problem, która jest godzina. Teraz zdecydowanie było gorzej. Przełknęłam głośno ślinę, natychmiast unosząc się i opierając głowę o ścianę, zastanawiałam się co mam zrobić, przecież nie mogę po raz setny odłożyć słuchawki. -Jesteś tam? - usłyszałam kolejny raz, jego delikatny głos, głos który zawsze tak uwielbiałam, a którego tyle tygodni nie słyszałam.
-Tak, jestem. -wyszeptałam po dłuższej chwili.
-Jak dobrze, co się dzieje? Czemu się nie odzywasz? Zostawiłem Ci chyba milion wiadomości na facebook'u, wysyłałem tysiąc sms'ów, a Ty zero jakiejkolwiek reakcji. - chłopak wypowiedział te zdania w tak szybkim tempie, że ja nawet nie zdążyłam wziąć głębokiego oddechu, a on już skończył, czekając na moją odpowiedź, której zupełnie nie miałam przyszykowanej.
-Nie wchodzę na facebook'a, a telefon dopiero ostanio znalazłam, bo gdzieś mi się zapodział. -to co mówiłam w ogóle nie miało sensu, to nawet nie było sensownym powodem, do nieodzywania się przez tyle tygodni.
-W porządku, rozumiem. Więc co tam u Ciebie? Wszystko ok? - kolejne pytanie, na które raczej wolałabym nie odpowiadać, nie chciałam udawać przed nim, że wszystko jest tak jak dawniej, ale również nie byłam przygotowana na to by mu wyznać cała prawdę.
-mmmm- zawahałam się przez moment, już chciałam się rozpłakać, powiedzieć całą prawdę, ale coś mnie zatrzymało przed tym, nagle zaczęłam mieć wątpliwości do podjętej przeze mnie decyzji, w głębi serca nadal coś czułam do Filipa, tylko czy można było nazwać to głęboką miłością jaką darzyłam go na początku naszego związku? - Tak, wszystko okey, a jak u Was? -chciałam wypaść przekonująco jak i zadać to pytanie, żeby brzmiało faktycznie tak jakbym była ciekawa.
-Trochę się pozmieniało, Julia nie jest już z Rafałem, bo debil zdradził ją z Martyną, kiedy Martyna kręciła z Michałem, który teraz nie może się pozbierać po tym wszystkim i ciągle powtarza, że nie nawidzi kobiet. W szkole zmienili nam chyba z trzech nauczycieli, bo panią z matematyki wyrzucili, ale nie chcieli powiedzieć co było powodem. A ja? -zawahał się i obawiałam się najgorszego, niby życie przyjaciół z Polski mnie obchodziło, ale nie czułam już z nimi więzi, której jak kiedyś sądziłam nic nie zniszczy. -Ciągle tęsknie. -dodał po krótkiej chwili, a mnie aż zakuło serce. Musiałam przerwać tą rozmowę, wiedziałam, że nie mogę jej ciągnąć, to było silniejsze ode mnie. Łzy napływały mi już do oczu, to nie był ten czas na powiedzenie całej prawdy, nie dziś.
-Muszę kończyć, odezwę się. -wyszeptałam i nie czekając na reakcję chłopaka rozłączyłam się. Miałam ochotę rozpłakać się i zacząć krzyczeć na całe gardło, w pewnym momencie wahałam się czy nie powinnam do niego oddzwonić i nie powiedzieć mu prawdy, przecież nie mogę ciągnąć tego w nieskończoność, prędzej czy później wszystkiego się dowie. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu widząc, że dochodzi północ wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki z chęcią wzięcia szybkiego prysznicu.

piątek, 14 października 2011

#21.


-Co robiłaś w nocy? –usłyszałam głos dobiegający zza pleców, odwróciłam się widząc Aaron’a w ręku trzymając papierosa, którym co chwila się zaciągał. Dobre pytanie mi zadał, spałam zaledwie kilka godzin, najpierw mnie obudziła Lex z Nathan’em, później nie umiałam zasnąć, a kiedy mi się to udało ciągle budziłam się i sprawdzałam co przyjaciółką, kiedy ona spała jak zabita. Tak więc ta noc na pewno nie należała do tych najlepszych w moim życiu. A teraz stoimy wszyscy przed hotelem i jeden z nauczycieli przedstawia nam plan dnia, oczywiście nie jest on w żadnym stopniu ciekawy, jedyne co mnie zainteresowało to to, że będzie dużo wolnego czasu, tak więc kolejne godziny na poukładanie mojego życia.
-Wydaje mi się, że spałam, chociaż nie jestem co do tego przekonana. –uśmiechnęłam się do towarzysza, który pogłaskał mnie po głowie i zaraz później ugiął się pod ciężarem Toby’ego, który niespodziewanie rzucił się na niego. Zaśmiałam się pod nosem widząc w oddali wychodzącą z hotelu Lex, nie wyglądała najlepiej, ale mimo wszystko lepiej niż ja.
-Co Wy wczoraj robiliście? –podeszłam do przyjaciółki, która łykała właśnie przeciwbólową tabletkę.
-Myślisz, że pamiętam? Łeb mi zaraz rozsadzi- złapała się za głową po czym usiadła na murku, zrobiłam to co ona. Znajdowaliśmy się daleko od naszej grupy, ale wiedziałyśmy, że bez nas nie pojadą, tak więc mogłyśmy spokojnie posiedzieć i odpocząć. – A jak znalazłam się w pokoju?
-Nate Cię przyniósł- uśmiechnęłam się do dziewczyny i w oddali ujrzałam właśnie chłopaka, o którym przed chwilą wspomniałam. Szedł sam, z plecakiem na ramionach i kapturze na głowie. Wyglądał jak zwykle wspaniale, jednak nieco inaczej. Nie szedł wraz z przyjaciółmi z papierosem w ręku i z ogromnym uśmiechem na twarzy. Spojrzał w naszą stronę, jednak bez jakiejkolwiek reakcji, od razu odwrócił wzrok i udał się do jednego z autokarów. Jeden autokar miał nas doprowadzić do luna parku, a drugi do Aquaparku, oczywiście ja wybrałam pierwszą opcję. Uwielbiałam wielkie luna parki, w których mogłam piszczeć do woli i nikt na mnie dziwnie nie patrzył. Natomiast w Aquaparku nie widziałam nic nadzwyczajnego, mnóstwo wody, kilka zjeżdżalni i na tym się kończy cała atrakcja. Pożegnałam się z przyjaciółką, która dokonała innego wyboru niż ja po czym udałam się do pojazdu. Weszłam do środka, rozglądając się za wolnym miejsce, na moje szczęście z grupy moich przyjaciół jechał również Luis i ku mojemu zaskoczeniu Nate, który gdy tylko mnie zobaczył odwrócił głowę w stronę szyby.
-Abbieeee! – usłyszałam wołanie przyjaciela, który machał mi z końca autokaru, denerwując tym samym ludzi, którzy również w nim przebywali. Przecisnęłam się na sam koniec po czym zajęłam miejsce przed chłopakami.
-Już myślałem, że wybierzesz Aquapark, ale gwarantuje Ci, że tutaj będzie lepiej- wyszczerzył się Luis, nie mogąc się doczekać aż autokar odjedzie i po chwili już byliśmy w drodze do wyznaczonego celu. Moje chęci nie były zbyt wielkie na bawienie się w tego typu miejscach, nie dzisiaj, nie w towarzystwie Nate’ana, który raczej nie życzy sobie tego by gdziekolwiek ze mną przebywać, dlatego tylko gdy wyjdziemy z autokaru postaram się ulotnić jak najdalej będę potrafiła. Usiądę sobie na odosobnionej ławce, o ile w ogóle taką będzie można znaleźć, założę słuchawki na uszy, wpuszczę ulubioną muzykę i tak spędzę kilka godzin w swoim towarzystwie ze swoimi myślami.
-Co jest z Nathan’em? –usłyszałam szept, który kierowany był wprost do mojego ucha. Obok mnie siedział Luis, który kątem oka spoglądał na siedzenie tuż za mną gdzie spoczywał Nate ze słuchawkami w uszach.
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami, próbując wymigać się od odpowiedzi co muszę przyznać nie było łatwe, nie jeśli rozmawiało się z Luis’em, który od człowieka potrafi wyciągnąć dosłownie wszystko, nawet największy sekret.
-Wieeeesz – chłopak mimo wszystko próbował swoich sił i chciał żebym w końcu wszystko mu wyjaśniła, jednak ja zdawałam sobie sprawę, że to nie jest najlepszy moment i odpowiednie miejsce do tego by opowiadać mu wszystko od początku. Na szczęście nauczyciel uratował mnie od tego i zakomunikował na cały autokar, że już dojeżdżamy i wszyscy mamy się zacząć zbierać.



-O siedemnastej wszyscy spotykamy się przy autokarze, nie chce żadnych spóźnień bo będziecie wracać na piechotę do hotelu.- ogłosił jeden z nauczyciele i kiedy powiedział co miał powiedzieć wszyscy rozeszli się na boki. W tłumie próbowałam zgubić Nate i Luis’a co mi się udało, jednak sama nie wiem czy tak do końca tego chciałam. Z jednej strony to był lepszy pomysł, jednak jakby nie patrzeć lubię tego typu rozrywki a sama na pewno nie będę się tak świetnie bawić jakbym bawiła się z przyjaciółmi. Po krótkiej chwili znalazłam ławkę a wcześniej kupiłam sobie watę cukrową, żeby choć trochę poprawić sobie humor. Oczywiście nic z tego nie wyszło, wata cukrowa to nie był dobry pomysł, gdyż połowę wyrzuciłam do kosza, nie smakowała mi tak jak myślałam. Rozglądałam się dookoła obserwując bawiących się ludzi, jedni piszczeli mi za plecami będąc na diabelskim młynie, inni świetnie bawili się na zwykłych karuzelach, a inni po prostu w swoim towarzystwie. Wyciągnęłam książkę z torebki i starałam się zapomnieć o tym gdzie się znajdują wczytując się w literki, co nie było takie łatwe. Nie potrafiłam się skupić, niby czytałam a nawet nie wiem co. Po chwili ktoś usiadł obok mnie na ławce, nie przeniosłabym nawet wzroku na tą osobę, gdyby jej perfumy mi kogoś nie przypominały. Zerknęłam kątem oka i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam Nathan’a.
-Co czytasz?- chyba się przesłyszałam. Spojrzałam na niego kątem oka, jego wzrok był skierowany na wprost, więc ja uczyniłam to samo nie chcąc wścibsko wpatrywać się w jego osobę.
-Nic interesującego. –spojrzałam na okładkę po czym schowałam książkę do torebki. Co ja mogłam czytać? Oczywiście, że książkę o miłości. –A gdzie Luis?
-Poszedł do kolegów z Waszej klasy – odparł obojętnie. Chyba sama nie dziwię się Luis’owi, że to zrobił, wiedziałam, że zabawa w tym luna parku nie będzie udana, jeśli będzie się spędzało czas ze mną bądź z Nathan’em. Pokiwałam jedynie głową, jak zwykle nie widząc co powiedzieć. – Chcesz spędzić te kilka godzin, siedząc na ławce i wpatrując się w świetnie bawiących się ludzi? –poczułam na sobie wzrok mojego towarzysza, jakby z całych sił starał się przeczytać w moich myślach, zanim zdążę odpowiedzieć mu na to pytanie. Jednak chyba jego próby poszły na marne, ponieważ z niecierpliwością czekał na moją odpowiedź.
-Nie mam dzisiaj ochoty na zabawy. –wzruszyłam ramionami, nie spoglądając na chłopaka. Mierzyłam wzrokiem każdego przechodzącego człowieka, od stóp do głów, próbowałam zgadnąć kim on może być, co robi w życiu, czy ma żonę a może kochankę, albo jest wolnym człowiekiem, jednak nikt nie był w stanie powiedzieć czy dobrze obstawiam i czy chociaż trochę w moim ciele jest z wróżki.
-Nie żartuj. –Nate zerwał się z ławki stając naprzeciwko mnie, dzięki czemu zasłonił mi widok na ludzi. Podniosłam wzrok na jego twarz. Mimo, że miał podkrażone oczy od niewyspania i jego włosy stały na każdą stronę to i tak wyglądał cudownie, jego ciemne oczy pod wpływem słońca były jeszcze cudowniejsze. –Chodź- wyciągnął rękę w moim kierunku, widziałam, że ten ruch był niepewny i nawet dobrze przez niego nie przemyślany, jednak mimo wszystko położyłam dłoń na jego a on uścisnął ją pomagając mi wstać z ławki.


-Patrz jak przez Ciebie wyglądam- zaczęłam marudzić, gdy tylko opuściliśmy górkę na której zjeżdżano, na dupie, na plecach czy brzuchu, a ona cała była wysmarowana błotem. Trzeba przyznać, że było to najlepsze w tym wesołym miasteczku, jednak gdyby nie namowa Nathan’a nigdy bym się nie odważyła tam iść. Ja w przeciwieństwie do niego zdawałam sobie sprawę jak to się skończy, a mianowicie będziemy wyglądać tak jak wyglądamy, czyli od stóp do głów cali z błota.
-Przeze mnie, taak? –spojrzał na mnie rozglądając się dookoła i po chwili poczułam jedynie jak ciągnie mnie w stronę niewielkiej budki, do której wchodzi się po to by zrobić sobie zdjęcia. Jednak to nie był najlepszy pomysł, nie kiedy jesteśmy cali brązowi, moje włosy są sklejone i jest w nich pełno siana. Chłopak wrzucił pieniążka do automatu i nawet nie zdążyłam zareagować a zdjęcia zaczęły się robić. Mój towarzysz robił najgłupsze miny a zanim ja zareagowałam to zrobiło się ostatnie zdjęcie, na które Nate przygotował coś specjalnego, a mianowicie pocałował mnie, czego zupełnie się nie spodziewałam. Zdjęcia wyszły z automatu a ja siedziałam jak słup, nie widząc co mam z sobą zrobić. Chłopak wyciągnął je śmiejąc się pod nosem, a ja jedynie zerknęłam kątem oka.
-Całkiem ładnie wyszłaś na tych zdjęciach- zaśmiał się na cały głos wychodząc z budki. Miał rację, po prostu wyglądałam cudownie, biorąc po uwagę mój wygląd jak i to, że z czterach na pięć zdjęć wyglądam tak samo, czyli siedzę i cieszę. Po chwili wyszłam za moim towarzyszem, który stał i przypatrywał się zdjęciom. Podeszłam do niego a on wręczył mi cztery pierwsze zdjęcia.
-Te dla Ciebie, a to dla mnie –uśmiechnął się chowając do portfela zdjęcie, gdzie jesteśmy chyba zbyt blisko siebie. Westchnęłam pod nosem, dobrze, że na moich zdjęciach chociaż on wygląda normalnie.


-Która godzina? –spojrzałam na chłopaka, kiedy zmęczeni szliśmy w poszukiwaniu jakiejkolwiek ławki. Oboje jedliśmy frytki, które kupiliśmy w budce z Fast food’ami. Nie widząc reakcji ze strony chłopaka, wyciągnęłam telefon z kieszeni zatrzymując się gwałtownie i pomału z przerażeniem podnosząc głowę . – o cholera, mamy pięć minut! –krzyknęłam a chłopak wyrzucił swoje frytki do kosza i łapiąc mnie za rękę ruszył jak z procy w stronę wyjścia. Biegliśmy ile sił w nogach, co chwile z mojej paczki wypadały kolejne frytki, dlatego po chwili wyrzuciłam je w krzaki, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że zaśmiecam tak cudowne miejsce. Kilka razy zgubiliśmy się, nie wiedząc gdzie jesteśmy, aż w końcu dotarliśmy na parking, na którym nie było ani jednego autokaru.
-Zajebiście- krzyknął chłopak kopiąc kamyk, który odbił się o szybę jednego z samochodów tym samym włączając w nim alarm.
-Kretynie! – szturchnęłam go i obje znowu ruszyliśmy w biegu, próbując uciec jak najdalej by właściciel samochodu nie był w stanie nas dojrzeć. Po chwili znaleźliśmy się gdzieś, gdzie żadne z nas jeszcze nigdy nie było. Opadłam na ziemie nie mając już nawet sił utrzymać się na nogach, za dużo biegania jak dla mnie. Mój towarzysz rozglądał się dookoła, nie wiem po co, przecież odjechali, bez nas. Myślałam, że nauczyciel sobie żartuje, jednak widocznie tak nie było, zostawili dwójkę nastolatków samych w mieście, którego żadne z nich nie zna.
-Wstawaj, musimy iść, póki jeszcze jest widno- zarządził chłopak, jednak teraz nie miałam ochoty na słuchanie jego rad. Wystarczy, że uległam jego namową na zaliczenie jednej z karuzeli, mimo, że mówiłam, mu, że nie zdążymy na zbiórkę on mnie zapewniał, że damy radę. Jak widać, wiedziałam lepiej. –No dalej.- próbował mnie popędzić, jednak to nic nie dawało, nadal siedziałam i skubałam trawę, która gryzła mnie po gołych nogach. –O co tym razem chodzi? –zatrzymał się i spojrzał na mnie, czułam jego wzrok przeszywający moje ciało. Podszedł do mnie, widziałam jedynie jego białe trampki.
-Nie mam sił na błądzenie, nie lepiej po prostu zadzwonić po kogoś?- w końcu uniosłam wzrok i spojrzałam na twarz chłopaka, który była oświetlona przez zachodzące słońce.
-Okej, proszę dzwoń- wzruszyła ramionami i oparł się pośladkami o niewielkie murek. Zmierzyłam go wzrokiem, nie widząc dlaczego to ja mam to zrobić, jednak nie pozostało mi nic innego i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Na ekranie pokazał mi się jedynie komunikat, że mam słabą baterię. Przeklęłam pod nosem, jednak nie chciałam dać po sobie poznać, że coś jest nie tak i wybrałam numer do Luis’a. On był najbardziej rozgarnięty ze wszystkich przyjaciół i to on w tej sytuacji mógł nam najbardziej pomóc.
-Luis, musisz nam pomóc- odezwałam się gdy tylko usłyszałam głos po drugiej stronie. Później był już tylko jeden sygnał i mój telefon padł. Spojrzałam na ekran z wściekłością naciskając guziki klawiatury, nic nie dało, po prostu jak na złość musiał w najmniej odpowiednim momencie się rozładować.
-No, pięknie, to co? Idziemy? –chłopak odepchnął się od murka.



-A tak w ogóle to czemu Ty nie mogłeś zadzwonić?- spojrzałam na chłopaka, kiedy byliśmy już w połowie drogi. Co chwile zatrzymywaliśmy się i pytaliśmy ludzi o drogę do hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Na dworze robiło się już coraz ciemniej i na domiar tego coraz ciężej było znaleźć osobę, która potrafiłaby nam pomóc, jednak od ostatniej kobiety dowiedzieliśmy się, że jesteśmy już niedaleko. Próbowała nam wytłumaczyć jak dojść, jednak nic nie pomogło, po kilku zakrętach znowu musieliśmy pytać o drogę.
-Nie wziąłem telefonu z hotelu. –chłopak spojrzał na mnie. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, próbując jakoś się ogrzać, jednak nikt nie dało. Wiatr wciąż przyprawiał mnie o ciarki, które wcale nie były mile widziane na moim ciele. Po chwili poczułam jak Nate kładzie mi swoją bluzę na ramionach.
-Nie wygłupiaj się, zmarzniesz.- próbowałam ściągnąć z siebie okrycie, jednak chłopak mi w tym przeszkodził obejmując mnie ramieniem.
-O mnie się nie martw- uśmiechnął się, a ja w oddali ujrzałam nasz hotel, przed którym stało pełno ludzi, z początku nie rozpoznałam nikogo, dopiero kiedy podeszliśmy bliżej rozpoznałam, że są to nasi przyjaciele, wychowawca i dyrektor.
-Natee, Abbie- usłyszałam krzyk Lex, która zaraz później podbiegła do nas i rzuciła się niczym stęskniona matka, która nie widziała swoich dzieci kilka dobrych tygodni. Zdałam sobie sprawę, że chyba zaczynali się o nas martwić. Może nie nauczyciele, ale nasi znajomi.
-To była dla Was lekcja, że więcej nie należy się spóźniać.- rzekł wychowawca mojej klasy, który zaraz później zniknął za drzwiami hotelu. Miałam ochotę rzucić się na niego i rozszarpać go na kawałki. Kto to widział żeby zostawiać dwójkę siedemnastolatków, samych w nieznanym im miejscu i z dala od miejsca zakwaterowania.
-Proszę rozejść się do pokoi.- zarządził dyrektor, który podążył w stronę hotelu a zaraz za nimi cała reszta. Jedynie ja stałam jak słup stoli nie mogąc ruszyć z miejsca, jakby nagle moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie miałam sił na nic, nawet na wyduszenie z siebie słowa. Przetarłam oczy, które piekły mnie ze zmęczenia.
-Idziesz?- usłyszałam głos Lex, która zatrzymała się by poczekać na mnie. Ruszyłam z miejsca nie chcąc by dziewczyna straciła cierpliwość po czym obie udałyśmy się do pokoju. Oczywiście dopiero gdy ściągałam ze stóp trampki, zorientowałam się, że mam na sobie bluzę chłopaka. Powinnam ją teraz iść oddać? Czy może raczej powinnam zrobić to jutro? Sama nie wiedziałam, niby to nic takiego, ale może właśnie w tym momencie jest ona mu potrzebna, a ja już ściągnęłam buty, z drugiej strony jakby nie patrzeć to gdyby jej potrzebował sam by po nią przyszedł. Odłożyłam bluzę na fotel postanawiając, że oddam ją jutro z samego rana. Wzięłam piżamę i pokierowałam się do łazienki, moja towarzyszka jeszcze nie dotarła do pokoju. Jak szłyśmy powiedziała, że wstąpi na chwile do Toby’ego i Aaron’a, za pewne się zasiedziała albo w ogóle tam nie dotarła tylko zahaczyła o zupełnie inny pokój. Kiedy woda oblała moje nagie ciało poczułam jak wszystkie mięśnie zaczynają się rozluźniać a myśli uciekając z mojej głowy pozostawiając ją pustą. Mogłabym tak stać w nieskończoność, jednak ktoś musiał mi w tym przeszkodzić natarczywie pukając w drzwi do pokoju. Chwyciłam jedynie ręcznik oplatając go dookoła ciała po czym uchyliłam drzwi chadzając za nimi i wychylając jedynie głowę.
-Możemy porozmawiać? – nienawidziłam tego pytania, za każdym razem kiedy je słyszałam moje ciało ogarniało nieprzyjemny dreszcz. Pokiwałam głową uchylając szerzej drzwi i wpuszczając Luis’a do środka.
-Daj mi pięć minut. –uśmiechnęłam się, mierząc swoją postać wzrokiem po czym zniknęłam za drzwiami łazienki. O czym on może chcieć porozmawiać? I to teraz? To musi być coś co nie może czekać, bo kto o drugiej w nocy przychodzi i prosi o rozmowę i to w takie sposób. Ubrałam na siebie krótkie dresowe spodenki i zwykłą białą bokserkę po czym upuściłam pomieszczenie.
-Słucham Cię- zaczęłam porządkować ubrania, które walały się po pokoju, oczywiście większość z nich była moja, jednak nie można powiedzieć, że sama je rozwaliłam. Oczywiście pomogła mi w tym Lex, która koniecznie chciała coś ode mnie pożyczyć, sama nie wiedząc czego jej potrzeba.
-Ale wolałbym żebyś usiadła. – i teraz poczułam, że to nie będzie zwykła rozmowa. Chłopak naprawdę wyglądał poważnie i nawet na minutę nie spuścił ze mnie wzroku.