środa, 26 października 2011

#24.



 Wstałam kilka minut po siódmej, musiałam doprowadzić swoje ciało do porządku co nie było takie łatwe jakby się mogło wydawać. Rodziców nie było już w domu, ale to nic dziwnego oboje wcześnie wychodzili do pracy, zazwyczaj zostawiając mi karteczkę na stole z pieniędzmi i z zadaniami jakie mam dzisiaj wykonać. Zadanie na dzisiaj to był przyjazd do ojca firmy, powiedział, że po lekcjach mama też do niego przyjedzie i będziemy musieli o czymś porozmawiać, nie wiem co ma na myśli, ale to musi być coś ważnego skoro nie może poczekać do wieczora i jak normalna rodzina nie możemy zasiąść i porozmawiać. Jak zwykle z domu wyszłam koło ósmej, do metra nie miałam długiej drogi więc dojście do stacji zajęło mi z pięć minut a mój pociąg nadjechał od razu. Wsiadłam do niego bez zastanowienia i zajęłam wolne miejsce. Jadąc z rana metrem zazwyczaj widzi się w nim młodzież jadącą do szkoły i kilku dorosłych, którzy wybierają się do pracy. Kilka osób było z mojej szkoły, kojarzyłam ich z widzenia, jednak nie było nikogo z kim mogłabym normalnie porozmawiać, ale to nic dziwnego, w mojej szkole było za dużo uczniów by znać ich wszystkich. Do celu dojechałam w dziesięć minut a przed szkołą byłam dwadzieścia po ósmej, czyli do rozpoczęcia lekcji zostało mi zaledwie dziesięć minut. Pierwsze co to poszłam do szafki by schować z niej na razie niepotrzebne książki i kiedy zamykałam ją ujrzałam opierającego się o rząd szafek Nate'a. Uśmiechnęłam się do niego a chłopak przybliżył się muskając moje usta.
-Jak się spało? -zarzucił sobie rękę na moje ramię i oboje ruszyliśmy wzdłuż korytarza.
-W porządku - skłamałam, ale to chyba nic dziwnego, przecież nie zacznę mu się skarżyć jak to się nie wyspałam gdyż pół nocy myślałam o Filipie i o tym co i kiedy mu powiem.
-Na pewno? -wychylił się delikatnie by móc na mnie spojrzeć. -Wyglądasz jak zombi. -zaśmiał się całując mnie w skroń. Pokręciłam głową ze śmiechem szturchając go łokciem. Po chwili dołączyli do nas Aaron i Toby, jak zwykle pełni entuzjazmu, radości i energii do życia, to są dwie osoby, które chyba najbardziej podziwiam. Niczym się nie martwią, zawsze chodzą z podniesioną głową mimo, że chyba z naszej grupki mają najwięcej problemów i najwięcej w życiu przeżyli. Toby mieszka z Luis'em, który w zasadzie pojawił się niespodziewanie i nawet nie wymaga od niego pieniędzy na opłacenie czynszu.Rodzice co miesiąc przysyłają mu pieniądze,które ledwo starczają mu na opłacenie mieszkania, nie wspominając o wyżywieniu. A Aaron mieszka z czterema siostrami i ojcem alkoholikiem i to on musi robić za głowę rodziny,stara się jak może byleby rzadno z jego rodzeństwa nie trafiło do domu dziecka. Cała trójka odprowadziła mnie pod klasę, umówiłam się z nimi na kolejnej przerwie po czym weszłam do klasy, na szczęście miałam angielski, a nauczyciel od tego przedmiotu wręcz mnie uwielbiam. Poszukałam wzrokiem Luis'a i dostrzegłam go na końcu sali, więc bez zastanowienia udałam się zajmując ławę obok niego. Uśmiechnął się do mnie po czym wrócił do rysowania czegoś w zeszycie. Wyciągnęłam książki i starałam się skupić na słowach wypowiadanych przez nauczyciela, jednak dzisiaj szło mi to dość kiepsko. Po chwili przed moimi oczami śmignęła mi jakaś karteczka, uniosłam głowę znad zeszytu i ujrzałam tylko jak Luis skinął głową na podłogę. Schyliłam się i podniosłam kawałek papieru delikatnie go rozwijając.
"Idziesz dzisiaj z nami do Toby'ego?" Spojrzałam na chłopaka a zaraz później przeniosłam wzrok na kartkę: "Dzisiaj nie mogę" odpisałam i odrzuciłam Luis'owi tak by nauczyciel niczego nie dostrzegł. Kolejne trzy lekcje mijały w niesamowicie szybkim tempie, na wszystkich siedziałam tuż obok Luis'a, tak więc jak trzeba było robić jakieś zadanie w grupie, nie mieliśmy z tym najmniejszego problemu. A szczególnie na matematyce, z tego przedmiotu to Luis jest najlepszym uczniem i każdy wyrywa się by móc z nim pracować, ja staram się nie wykorzystywać tego, że jesteśmy przyjaciółmi i czasami sama po prostu mówię, że przyłączę się do kogoś innego, tak by i inni mogli popracować z chłopakiem. Na lanchu wszyscy zajęliśmy miejsce przy stoliku tuż przed szkołą, oczywiście siedziałam w dymie papierosów, który z minuty na minutę przeszkadzał mi coraz bardziej, ponieważ gdy tylko odsunęłam się od Lex, która paliła to zaraz zaczynał Aaron i wraz z nim Nate i Toby, tak więc skłamała, że muszę iść do biblioteki, wypożyczyć kilka książek do odrobienia pracy domowej z angielskiego. Luis zmierzył mnie pytającym wzrokiem a ja go tylko ostrzegłam by nic nie wypaplał. Kiedy doszłam do szkolnej biblioteki, rozglądnęłam się zaskoczona dookoła, nigdy w niej nie byłam i teraz wiem, że tego żałuję, była wielka, a ja uwielbiałam czytać książki, więc od razu przeszłam na ulubiony dział i zagłębiłam się w poszukiwaniu czegoś idealnego dla mnie. Wybrałam kilka książek o miłości. Przy oknie ujrzałam długi rząd komputerów, przy których siedziała dość spora ilość osób, znalazłam jeden wolny i korzystając z okazji zalogowałam się na facebook'a. Kilkanaście nowych powiadomień, kilka nowych wiadomości i zaproszeń, nie miałam teraz ochoty na odczytywanie i akceptowanie tego wszystkiego więc jedynie sprawdziłam nowości. Mój wzrok przykuło nowo dodane zdjęcie The kooks, których wręcz uwielbiałam. Otworzyłam je i pochłonięta tym wszystkim zaczęłam czytać dość długi opis do zdjęcia.
-The kooks, dobry gust muzyczny. -usłyszałam głos dobiegający zza moim pleców, na początku nie byłam pewna czy te słowa skierowane są do mojej osoby, jednak postanowiłam to sprawdzić. Odwróciłam się i ujrzałam chłopaka najprawdopodobniej uczęszczał do mojej szkoły.
-Tak uwielbiam ich- uśmiechnęłam się i powróciłam do czytania, myślałam, że chłopak sobie pójdzie jednak myliłam się. Przysunął krzesło i przysiadł się do mnie również pogłębiając się w tym co artyści napisali pod zdjęciem.
-Ja również.- uśmiechnął się a ja zmierzyłam go wzrokiem, mogłam się spodziewać, że to powie, a dlaczego? On wyglądał dosłownie tak jak wokalista mojego ulubionego zespołu, inaczej mówiąc Luke. Te same kręcone włosy, przyciągający wzrok i bardzo dobry gust co do stroju. -Byłaś kiedyś na ich koncercie? -spojrzał na mnie odrywając wzrok od monitora.
-Niestety nie- pokręciłam głową po czym wylogowałam się z facebook'a i odwróciłam się na krześle tak by mieć chłopaka na wprost.
-Są genialni, musisz kiedyś się wybrać- chłopak wypowiadał każde słowo z taką gracją, był taki idealny co do wyglądu. -Jestem Josh- wyciągnął rękę w moim kierunku.
-Abbie- uśmiechnęłam się i nie zastanawiając się dłużej uścisnęłam delikatnie jego dłoń, zaraz później zabierając ją i chwyciłam w dłonie książki, które zamierzałam wypożyczyć.
-Jesteś nowa, prawda? -uśmiechnął się ukazując przy tym swoje słodkie dołeczki w policzkach. Pokiwałam głową i uniosłam się z krzesła.
-W tym roku doszłam. -pokierowałam się w stronę kobiety, która stała za ladą i obsługiwała wszystkich uczniów.
-Skąd przyjechałaś? -chłopak szedł tym samym tempem co ja, jego stopy stawiane były w dokładnie tym samym czasie co moje, aż zaczęło mnie to irytować i zaczęłam patrzeć przed siebie.
-Z Polski- spojrzałam na niego uśmiechając się, był na prawdę miłym chłopakiem, jednak to ja dzisiaj odgrywałam rolę wstrętnej dziewczyny z kaprysami.
-Polska jest cudowna, mój dziadek był polakiem, potrafię nawet kilka słów- na prawdę Josh był miłym chłopakiem, tylko dlaczego musiałam go poznać w dzień w który najchętniej spędziłabym sama, ciągle myślałam o Filipie a zaraz później o tym o czym to rodzice chcąc ze mną porozmawiać.
-To świetnie- uśmiechnęłam się i położyłam książki na ladzie pozwalając na to by kobieta je wczytała do komputera. Po krótkiej chwili mogłam je już zabrać i schowałam je do torby.
-W porządku, nie będę już Ci przeszkadzał, trzymaj się. -chłopak uśmiechnął się i zniknął za regałami, wzruszyłam ramionami rzucając krótkie "na razie" i wyszłam z biblioteki.
Po wyjścui z biblioteki nie wracałam do przyjaciół, którzy za pewne wciąż siedzieli na dworze, wolałam posiedzieć na parapecie ze słuchawkami w uszach i poczytać jedną z wypożyczonych książek. Nate wysłał mi sms'a gdzie się podziewam jednak zignorowałam to pytanie i odłożyłam telefon do torebki. Kiedy zadzwonił dzwonek nawet go nie słyszałam, jedynie domyśliłam się, że koniec lanchu gdyż ludzie zaczęli się zbierać w szkole. Udałam się do klasy, w której miałam ostatnie dwie fizyki i zasiadłam jak zwykle na samym końcu. Luis siedział gdzieś z przodu i tylko co chwile się odwracał, posyłając mi uśmiech, który prawie za każdym razem starałam się odwzajemnić. Dwie znienawidzone lekcje zleciały w oka mgnieniu. Po dzwonku jako ostatnia wyszłam z klasy a przed nią stał o ścianę oparty Nate.
-Gdzie byłaś przez cały lunch? - chłopak objął mnie i dotrzymał mi kroku kierując się wraz ze mną w stronę wyjścia.
-W bibliotece, przecież Wam mówiłam. -spojrzałam na niego i popchnęłam wielkie drzwi prowadzące na zewnątrz. - Skończyłeś już lekcje? -zatrzymałam się i stanęłam przodem do chłopaka.
-Nie, mam jeszcze jedną lekcję- uśmiechnął się obejmując mnie w biodrach.
-Muszę lecieć- pocałowałam go delikatnie a chłopak opuścił dłonie zaraz później chowając je do kieszeni od spodni. -Trzymaj się- wysłałam mu jeszcze przelotnego całusa i zaczęłam po woli się cofać. - Do jutra- pomachałam mu i odwróciłam się.
-Myślałem, że się dzisiaj zobaczymy- krzyknął chłopak a ja odwróciłam się idąc tyłem.
-Mam ważną sprawę do załatwienia- pomachałam mu ostatni raz i zniknęłam za rogiem. Moja droga na przystanek autobusowy nie zajęła mi więcej niż dziesięć minut, oczywiście szybciej miałabym gdybym jechała metrem jednak wcale mi się nie śpieszyło do biura ojca, mimo, że cały dzień zastanawiałam się o czym oni mogą chcieć ze mną porozmawiać. Oczywiście zastanawiałam się nad kilkoma wariantami. Może okaże się,że mama jest w ciąży? I moja rola najmłodszej córki się skończy, nie będzie rozpieszczania,chwalenia, teraz to wszystko przejmie mały potworek, który niebawem przyjdzie na świat. Od razu wyrzuciłam ten pomysł z głowy, nawet nie chciałam sobie wyobrażać życia z jeszcze jednym dzieckiem w tym domu. A może rodzice postanowili wrócić do Polski? Tylko dlaczego? Oboje mają świetną pracę, Tommy też dobrze radzi sobie na studiach i ja też całkiem dobrze się sprawuję, więc to raczej nie może być to. Do wyznaczonego celu dojechałam w niecałe pół godziny i daję sobie rękę uciąć, że dojście na nogach zajęłoby mi dokładnie tyle samo, gdyż ulice były niesamowicie zakorkowane co utrudniało szybko dojazd. Weszłam do wielkiego budynku za bardzo nie wiedząc gdzie się udać więc pokierowałam się do recepcji gdzie pracował chłopak dobrze po dwudziestce. Zapytałam kulturalnie, o mojego ojca a ten od razu mi podał piętro, na którym go znajdę. Pojechałam windą i będąc na miejscu ujrzałam kobietę siedzącą za biurkiem, wydaje mi się, że była ona sekretarką.
-Ja do Franka, jestem jego córką. -podeszłam do kobiety, która po usłyszeniu moich słów zatelefonowała do mojego ojca i po chwili skinęła głową na drzwi po lewej. Bez zastanowienia otworzyłam je i ujrzałam wielki gabinet. Przy biurku siedział mój ojciec we własnej osobie, na krześle moja matka a na jeden z kanap ku mojemu zdziwieniu ujrzałam mojego starszego brata Tommy'ego. Pierwsze co to podbiegłam do niego rzucając mu się prosto w ramiona.
-Co Ty tu robisz? -przytuliłam brata jak najmocniej potrafiłam, a kiedy tylko się od niego odkleiłam od razu oboje zajeliśmy miejsce na sofie.
-Kumpel jechał do rodziców do Londynu to się zabrałem.- wyjaśnił brat, patrząc na mnie wzrokiem, który zawsze oznaczał pytanie czy wszystko w porządku, jeśli nie chcieliśmy o jakiejś tajemnicy rozmawiać przy rodzicach, uśmiechnęłam się i mrugnęłam oczami, co miało oznaczać, że jakoś się trzymam.
-Jutro z rana jedziemy do Tommy'ego -odezwał się ojciec, który od kilku minut przyglądał nam się.
-Ale ja mam szkołę- spojrzałam na rodziców a zaraz później na brata, czy to miało być to o czym chcieli ze mną porozmawiać?
-To w takim razie dojedziesz do nas w sobotę- odezwała się mama, a ja jedynie pokiwała głową.
-Więc o czym chcieliście porozmawiać?- przeniosłam wzrok na ojca, który w geście porozumienia spojrzał na matkę po czym przysunął się na krześle do biurka i oparł o nie łokcie.
-W zasadzie bardziej tyczy się Ciebie niż Twojego brata. Chodzi o to, że przez miesiąc będziemy mieli gości w domu. -wyjaśnił mi ojciec, a ja spojrzałam na matkę, która pokiwała głową zgadzając się z jego słowami.
-Kogo? -na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, którego nawet nie starałam się zamaskować. Rodzice i brat raczej wiedzieli, że nie przepadam za gośćmi. Raczej mało związana jestem z rodziną od strony ojca, gdyż rzadko kiedy ich widuję, ponieważ wszyscy rozsypani są po całym świecie. Natomiast moja matka posiada jedynie brata, który od kilku lat nie odzywa się do naszej rodziny. Mieszkając w Polsce często mieliśmy gości, albo znajomi rodziców, albo po prostu kumple od ojca, którzy przyjechali z Anglii by zobaczyć czy ich przyjaciel z liceum dobrze ustatkował się w dość ubogim kraju, zazwyczaj chwili nasz dom, jednak widziałam po ich zachowaniu, że spodziewali się czegoś cudowniejszego.
-Pamiętasz Michalinę i Zosie? -mama skierowała do mnie pytanie, którego nawet nie musiała zadawać, oczywiście, że je pamiętam. Te dwie wymienione przez moją mame osoby, to dzieci najlepszej przyjaciółki mojej mamy. W Polsce mieszkaliśmy po sąsiedzku. Michalina była o rok ode mnie młodsza a Zosia miała coś koło dziesięciu lat, ta młodsza była jakoś do zniesienia, jednak tej starszej to wręcz nienawidziłam i miałam z nią mieszkać pod jednym dachem? Przez okrągły miesiąc? To niemożliwe. Odkąd pamiętam to Michalina robiła wszystko by zniszczyć mi życie, jeszcze jak chodziłyśmy do gimnazjum. Potrafiła odbić mi każdego chłopaka, robiła wszystko bym nie miała lepiej niż ona i zazwyczaj jej się to udawało. Dopiero kiedy w Polsce poszłam do pierwszej liceum, a ona miała jeszcze jeden rok gimnazjum poczułam, że zaczyna się mój najszczęśliwszy rok w życiu i w jakimś stopniu miałam rację, poznałam wspaniałych ludzi, a później wyjechałam do Londynu, myśląc, że uwolniłam się od niej raz na zawsze.
-Chyba sobie żartujecie. -wstała z sofy, energicznie chodząc w tą i z powrotem, aż złapałam się za głowę nie wierząc w tą wiadomość, którą przed chwilą przekazali mi rodzice.
-Abbie uspokój się. -nakazał ojciec, jednak ja nie zamierzałam jego słuchać.
-Jak mam się uspokoić jak właśnie się dowiaduję, że będą mieszkały ze mną przez cały miesiąc dwie dziewczyny, a jedna z nich spieprzyła mi całe życie gimnazjalne- zatrzymałam się w końcu i spojrzałam na obojga rodziców, którzy patrzyli na mnie z oczami wielkości pięciozłotówki.
-Myślałam, że Ty i Michalina się przyjaźnicie- odezwała się w końcu mama, jednak chyba wolałabym, żeby w tym momencie milczała.
-Nienawidzimy się, od początku kiedy tylko się poznałyście, to tylko Tobie się wydawało, że ją lubię, bo niczego nie zauważałaś. Nie wiesz co się działo w podstawówce czy gimnazjum, liczyło się to, że jej matka jest Twoją najlepszą przyjaciółką, nie wiesz ile przez nią wycierpiałam, niczego nie wiesz, bo nigdy się nie interesowałaś moim życiem. Najważniejsze było to, że możesz widywać się ze swoją przyjaciółką i zbierać kolejne plotki z życia Twoich znajomych... -krzyczałam wszystko na jednym tchu, cała rodzica siedziała jakby zamarli, wiedziałam, że są zaskoczeni tym co mówię, gdyż zawsze na pytanie "jak było w szkole?" odpowiadałam" świetnie".Za każdym razem mi wierzyli, nie zadając więcej pytań, ponieważ tak na prawdę mieli w nosie moje relacje z rówieśnikami, liczyło się to bym dobrze zakończyła edukację.
-Abbie przestań. - moją wypowiedź przerwał mi ojciec, który uniósł się z krzesła.
-Abbie, uspokój się, Abbie przestań, Abbie to, Abbie tamto. -zaczęłam mówić podobnym głosem do ojca, a łzy same zaczęły spływać mi po policzkach. -Widzisz, nawet nie mogę powiedzieć co myślę, ani co czuję, bo od razu nakazujesz mi się zamknąć. -podeszłam do sofy biorąc z niej torbę po czym obojga rodziców zmierzyłam srogim wzrokiem i zdenerwowana opuściłam gabinet. Jednak drzwi nie trzasnęły, czyli musiał ktoś temu zapobiec, nie interesowało mnie kto to zrobił, aż w pewnym momencie poczułam uścisk na moim ramieniu Był to nikt inny jak Tommy, wtuliłam się w niego, próbując nie wylewać kolejnych łez. Sekretarka zmierzyła nas wzrokiem, pytając czy czegoś potrzebujemy, mój brat podziękował i oboje ruszyliśmy w kierunku windy. Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce, zapomnieć o tym, że moje życie przez miesiąc będzie kolejnym koszmarem, że wszystko za czasów gimnazjum powróci, niby dla niektórych to tylko miesiąc, jednak dla mnie o miesiąc za dużo.


-Dzięki, że zabrałeś mnie na te lody, niedobre bo niedobre, ale to zawsze jakieś lody- uśmiechnęłam się do brata, wyrzucając chusteczkę, którą przed chwilą wytarłam buzię. Odkąd wyszliśmy z biura ojca, nie rozmawiałam z bratem na temat tego co się wydarzyło w gabinecie. On jedynie powiedział, że to jest mamy przyjaciółka i musi jej pomóc, nie wiedziałam o co chodzi, jednak nie interesowało mnie to, wiem, że jak mama obiecała pomóc, to tak zrobi, choćbym miała się wyprowadzić z domu. Tommy zaproponował, że zabierze mnie na największe lody w Londynie i tak zrobił, wchodziliśmy do każdej lodziarni i pytaliśmy się jakiej są wielkości dane lody, aż w końcu w trzeciej lodziarni, zaskoczyli nas i postanowiliśmy je kupić. Mimo, że oboje ponad połowe wyrzuciliśmy to i tak byliśmy zadowolenie, że znaleźliśmy coś tak ogromnego. Zbliżała się osiemnasta, musieliśmy wracać, gdyż na jutro mam sprawdzian, z którego jeśli nie usiądę do książek dostanę ocenę jakiej raczej wolałabym nie dostać, gdyż może mi grozić zawalenie roku. Weszliśmy do domu, gdzie było słychać jedynie głos telewizora dobiegający z salonu, a żebym mogła się dostać na górę do swojego pokoju musiałam przejść przez przedpokój później pokój dzienny, w którym były schody. Wzięłam głęboki oddech i postawiłam pierwsze kroki w salonie, gdzie siedzieli moi rodzice, oboje spojrzeli na mnie i brata, a ja nie mówiąc nic, wbiegłam na górę i będąc w pokoju zamknęłam za sobą drzwi. Wyciągnęłam z szafki książkę do chemii i położyłam się na łóżku, próbując skupić się na tym co jest w niej napisane, oczywiście nie szło mi to najlepiej, a moje starania przerwał, ktoś pukający z drzwi do mojego pokoju. Wiedziałam, że to jest któreś z moich rodziców, gdyż mój brat od razu wchodził, a ten ktoś czekał na moją reakcję, jednak ja nie zamierzałam na nic reagować.
-Mogę wejść? -usłyszałam głos ojca, nie odpowiedziałam a on po krótkiej chwili uchylił drzwi do pokoju. -Możemy porozmawiać? -nie podniosłam nawet wzroku znad książki, tylko wzruszyłam ramionami. Frank wszedł do środka zamykając za sobą drzwi i przysuwając sobie niewielką fioletową pufę. -Mamie jest przykro po tym co powiedziałaś- usłyszałam spokojny głos ojca, jednak ja nie zamierzałam z nim rozmawiać, powiedziałam to co chciałam powiedzieć i myślę, że na tym powinno się zakończyć, gdyż wiem, że jestem w stanie powiedzieć jeszcze więcej, a daję słowo, że raczej nikt by tego nie chciał. -Wiesz, że to są dzieci najlepszej przyjaciółki mamy i że ona nie raz pomogła naszej rodzinie, dlatego teraz mama nie może jej odmówić- zaczęła mnie denerwować ta cała rozmowa, a raczej ten monolog ojca, który jedynie podnosił mi ciśnienie w tym momencie. W pewnym stopniu miał trochę racji, ale to nie oznacza, że ja zmienię decyzję, w końcu kto by chciał by w jego domu mieszkał jego wróg numer jeden. - Nikt nie wymaga od Ciebie tego byś się zaprzyjaźniała z Michaliną, może po prostu stań się przez moment silną osobą i wytrzymaj jakoś ten miesiąc, obiecuję Ci, że nikt Cię nie skrzywdzi. -ojciec położył dłoń na moim ramieniu,po chwili ją zabierając i unosząc się z miejsca. Zmierzył mnie wzrokiem, albo tylko mi się wydawało. Sama nie wiem, nie miałam z nim kontaktu wzrokowego, moje oczy wciąż były zwrócone do książki,w której nic ciekawego nie potrafiłam znaleźć. Chemia to była dla mnie czarna magia od gimnazjum i nic tego nie zmieni. Ojciec ruszył w stronę wyjścia i gdy uchylił drzwi odwrócił się ostatni raz spoglądając na mnie - Kocham Cię Abbie- tych słów nie spodziewałam się z jego ust. Do oczu napłynęły mi łzy i już miałam ochotę podejść do niego i przytulić się, tak po prostu,jak robiłam to siedem lat temu. Do bodajże siódmego roku życia ojciec powtarzał mi co dziennie, że mnie kocha i, że jestem dla niego najważniejsza na świecie, później robił to coraz rzadziej, aż w końcu zaprzestał. Nie raz zastanawiałam się dlaczego już tego nie robi. Dlaczego nie rozmawia ze mną,tak jak kiedyś, dlaczego nie przytula mnie bez powody, czy po prostu nie mówi, że mnie kocha. I może właśnie to był powód mojego zaskoczenia, kiedy znowu usłyszałam te słowa.

7 komentarzy:

  1. a to ci michalina -.- Czekam na kolejna czesc ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. a teraz akurat jadę na casting do 'Dlaczego ja?'
    hahaha ^^ ;D
    widzę, że już nie ma takich przerw między odcinkami xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam czytać tak długie posty . ; D
    Świetnie jest. ; *

    OdpowiedzUsuń
  4. Super !
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością .
    Kocham < 3

    OdpowiedzUsuń
  5. Już nie lubię tej Michaliny. Mam nadzieję, że Abbie jakoś sobie z nią poradzi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyno zajebiście!

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne są te przygody Abbie, zadziwiają mnie coraz bardziej ;)
    Miło się czyta tak długie posty, więcej takich ;d

    OdpowiedzUsuń