niedziela, 31 lipca 2011

#14.


-Jesteśmy!- krzyknęła Lex i zahamowała z piskiem opon, tuż przed górką, z której wystarczyło zbiec i już się było na plaży. Opuściłam samochód. Reszta zrobiła dokładnie to samo, Toby i Aaron zaczęli z piskiem zbiegać z górki w tym samym czasie pozbywając się wszystkich ciuchów, które mieli na sobie. Nad brzegiem zostali już tylko w samych bokserkach i oboje rzucili się do wody, podsumowując? Zostawili nas z wszystkimi rzeczami, które my musieliśmy znieść na dół. Zabrałam tyle ile się dało, po czym wbiegłam z górki omal się nie wywracając z przeciążenia. Rzuciłam wszystko na piach, siadając zaraz później i wpatrując się w falujące morze. Dookoła nie było ani jeden żywej duszy, dosłownie nikogo, po za nami.
-Idąc wzdłuż plaży dojdzie się do centrum- usłyszałam zza pleców i odwróciłam się. Stał tam Luis i właśnie wskazywał i drogę, odwróciłam głowę w prawo wychylając się, jednak nic nie dostrzegłam. - To z kilometr drogi- uśmiechnął się i kiedy cała trójka była już na dole zabraliśmy się za rozbijanie namiotów, co wcale nie było takie łatwe. Mieliśmy jeden namiot trzy osobowy i dwa cztero, ja z Lex dostałyśmy ten pierwszy, co nam wcale nie przeszkadzało. Zabrałyśmy się za rozbijanie, nie szło nam to najlepiej.
-Kaleki z Was- machnął ręką Nathan, który wraz z Luis'em skończyli rozbijać drugi namiot, a my wciąż męczyłyśmy się z pierwszym. Naszą robotę dokończyli chłopacy, co poszło im sprawnie. Kiedy skończyliśmy wszyscy pobiegli do wody, prócz mnie, bo właśnie dostałam sms'a. 

 
Cześć Abbie, co tam u Ciebie? Czemu się nie odzywasz? Martwie się i tęsknie.



Uśmiechnęłam się pod nosem widząc wiadomość od Filipa, po czym zabrałam się za odpisywanie.

Mam teraz tydzień wolnego, tak więc wyjechałam z przyjaciółmi, u mnie wszystko w porządku, nie masz o co się martwić.

-Uwagaaaa nadchodzę! - usłyszałam głośny krzyk. Podniosłam głowę znad telefonu widząc biegnącego w moją stronę Nathan'a. Mokry do suchej nitki, z jego dłuższych włosów kapały pojedyncze kropelki wody, aż w końcu podbiegł do mnie i podniósł mnie, zarzucając sobie na na plecy.
-O, nie, nie, nie Nate, proszę- będąc już nad ziemią rzuciłam telefon na torebkę. Próbowałam się wydostać z uścisku chłopaka, jednak nic mi nie pomogło, ani proszenie, ani szczypanie go w plecy, ani kopanie. Chłopak rzucił mnie do wody, zupełnie nie przejmując się tym, że jestem w ubraniach. Poczułam jedynie jak zanurzam się pod wodą i nagle wypływam. Przetarłam całą mokrą twarz, czując jak makijaż spływa mi po policzkach. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu chłopaka, który stał tuż za mną, nie chcąc dać za wygraną rzuciłam się na niego próbując go zatopić, jednak on ani drgnął, był zbyt silny by zgiąć się pod moim ciężarem. Stanęłam na przeciwko niego, krzyżując ręce na piersiach po czym uśmiechnęłam się szyderczo zanurzając się pod wodą. Chwyciłam go za kostki i mocno pociągnęłam w moją stronę, udało się, chłopak w przeciągu kilku sekund znalazł się pod wodą. Kiedy od wynurzał się ja czym prędzej popłynęłam po brzegu i pokierowałam się w stronę naszych namiotów po drodze ściągając z siebie bluzkę i spodenki. Owinęłam się ręcznikiem, który wyciągnęłam z torby a mokre ciuchy zawiesiłam na sznurze, który wcześniej rozwiesili chłopacy. Usiadłam obok Lex, z której również kapała woda, a w dłoniach trzymała papierosa co chwilę się z nim zaciągają. Zebrałam wszystkie moje włosy na jedną stronę po czym wycisnęłam z nich wodę, która skapała na piach.
-O czym myślisz? - spojrzałam na dziewczynę, która wyraźnie potrzebowała rozmowy, może nie o tyle rozmowy jak tego by ktoś przy niej posiedział.
-Zastanawiam się jakby to było- wzięła głęboki oddech unosząc wzrok na morze. - gdyby była tu Katie i Mary- wzruszyła ramionami uśmiechając się kącikiem ust. Czasami zastanawiałam się, czy aby na pewno wszyscy chcą mnie w tej paczce. Niby to Lex mnie do niej wkręciła, ale miałam wrażenie, że nie wpraszam, że w końcu zepsuję ich kilkuletnią przyjaźń. - ale cieszę się, że Ty jesteś- uśmiechnęła się, i objęła mnie ramieniem opierając swoją głowę na mojej. I właśnie tych słów mi było trzeba, chciałam żeby w końcu ktoś mi powiedział, że jestem tu mile widziana.
-Myślisz, że Mary wróci? -wpatrywałam się w chłopaków, którzy właśnie urządzali w morzu jakąś bitwę, nie wiedziałam na czym polega ta zabawa, ale musieli się świetnie bawić.
-Nie mam pojęcia- Lex wzruszyła ramionami po czym wcisnęła peta w piach. - Była moją najlepszą przyjaciółką, a ja nawet nie wiedziałam co się z nią dzieje- z oczu dziewczyny popłynęły łzy, które szybko wytarła. Czułam się jakbym znała ich kilka lat, jakby Mary była również moją przyjaciółką, bo w końcu to mi się ostatnia wyżaliła. Nie wiedziałam czemu to zrobiła, przecież miała Lex, miała Katie, a wybrała mnie.
-Patrzcie co mam! -krzyknął Toby biegnąc w naszym kierunku a w rękach trzymając martwą rybę.
-Toooooooooby!- krzyknęłyśmy obie odsuwając się jak najdalej mogłyśmy. Chłopak zatrzymał się dwa kroki przed nami po czym wyciągnął rybę w naszą stronę.
-Zobaczcie jaka śliczna, puci puci - obie z Lex skrzywiłyśmy się i odwróciłyśmy twarzy by nie patrzeć na to. - To nasza dzisiejsza kolacja- powiedział dumny rzucając nam rybę przed nogi, po czym z krzykiem wrócił do morza skacząc na Aarona.

           
                                                                                                              *

Usłyszałam głośne dźwięki dobiegające zza namiotu. Otworzyłam powieki sięgając po telefon, który leżał pod moją poduszką, było kilka minut po dziewiątej, Lex właśnie się przebudziła. Obie wyszłyśmy z namiotu a w tym samym czasie zrobił to Aaron jak i Nathan z Luis'em. Przed namiotami stał Toby, który łyżką uderzał o spód patelni, na której kilka godzin wcześniej smażyli rybę, gdy siedzieliśmy dookoła ogniska, które udało nam się rozpalić po pół godzinie.
-Dzień dobry wszystkim! Mamy piękny poranek, słonko świeci, ptaszki ćwierkają a śniadanko wciąż niezjedzone- krzyczał Toby nie przestając hałasować. Na każdego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, nawet moje usta uniosły się ku górze, co jest bardzo dziwne. Zazwyczaj gdy ktoś mnie obudzi, nie mam najmniejszych chęci na to by się uśmiechać czy też zaczynać jakąkolwiek rozmowę, na szczęście tym razem było inaczej.
-Następnym razem nie rób tyle hałasu- ziewają zwrócił mu uwagę Luis zabierając od niego patelnię i rzucając ją obok ogniska, a raczej kilku niewielkich gałęzi, które po nim zostały.
-To co na śniadanko? -zapytał przeciągając się Aaron, po czym poklepał się po gołym brzuchu.
-Pójdziemy do centrum- Toby wskazał ręką kierunek w którą stronę się udamy. Weszłam do namiotu, w którym przebrałam się w czyste ciuchy, nie zajęło mi to długo biorąc pod uwagę fakt, że nawet nie robiłam makijażu, bo nie miałam do tego warunków. Związałam włosy w niedbałego koka po czym powróciłam do przyjaciół, wszyscy byli gotowi by udać się na śniadanie. Całą szóstką udaliśmy się wzdłuż plaży, Toby z Aaron'em jak zwykle biegali po brzegu mocząc przy tym sobie spodnie, jednak nie przeszkadzało im to, liczyło się to, ze dobrze się bawią. Do centrum doszliśmy w około dwadzieścia minut, roiło się tam od ludzi, a my błądziliśmy szukając jakiegokolwiek baru, w którym w spokoju moglibyśmy skonsumować posiłek. W końcu zdecydowaliśmy się na niewielką, ale przytulną kawiarenkę. W powietrzu unosił się zapach świeżo pażonej kawy. Zajęliśmy miejsce tuż przy wielkim oknie, z narożną kanapą, na której od razu zajęłam miejsce biorąc do ręki menu, które składało się z jednej kartki. Na pierwszej stronie były wypisane przeróżne kawy, począwszy od expresso, poprzez mrożoną czy też capuccino, a na drugiej stronie wypisane były kanapki jakie tylko się chciało. Przeglądałam menu wraz z Lex, która siedziała obok mnie i po chwili nad naszymi głowami znalazła się młoda kelnerka.
-Fiufiu, cóż za słodycz- zagwizdał Aaron opierając się z wrażenia. Kobieta jedynie uśmiechnęła się słodko po czym zebrała od wszystkich zamówienia zapisując je w niewielkim notesiku. Zamówiłam gorącą kanapkę i do tego capuccino z dwoma łyżeczkami cukru. Na posiłki nie musieliśmy długo czekać, pewnie dlatego, że pracowników było więcej jak klientów. Po kilku minutach każdy z nas mógł zajadać się przepysznymi kanapkami, które popijaliśmy ciepłą kawą.



                                                                                                           *

   -Mój brzuch krzyczy- zaczął Toby, który zatrzymał się i wypiął brzuch po czym kaszlnął pod nosem- aaa, po coś tyle jadł, zaraz pęknę- krzyczał, a raczej piszczał Toby, próbując nadać inną barwę głosu, udało mu się, ludzie aż zaczęli zwracać na niego uwagę, my jedynie zaśmialiśmy się próbując nie zwracać na niego uwagi i udaliśmy się przed siebie.
-Paaaaaaaaatrzcie!- krzyknął Nathan wskazując dłonią na wielkie wesołe miasteczko, moja mina zrzędła, po ostatnim raznie mam dość tego typu miejsca, kto wie co się tym razem może wydarzyć. Chłopak jedynie spojrzał na mnie poruszając w zabawny sposób brwiami. - Nie mów, że nie chcesz tam iść- szturchnął mnie po czym zarzucił swoją rękę na moje ramię. Reszta już była w drodze do krainy zabawy, a my wciąż staliśmy na środku tamując przejście. Westchnęłam pod nosem po czym ruszyłam wraz z chłopakiem do wyznaczonego celu, wiedziałam, że nie zdołam go przekonać, po za tym reszta już stała w kolejnce po bilety na jedną z karuzeli.
-Ja biorę konika- krzyknął zadowolony Aaron wsiadając na... powiedziałabym, że to raczej kucyk, ale niech mu będzie. Ja zajęłam zwierzę tuż za nim, na moje oko był to słoń, trochę zdeformowany, ale trobę miał. I karuzela ruszyła, oprócz nas było jeszcze kilka osób, będących w przedziale wiekowym od trzech do dziesięciu góra dwunastu lat, cóż, trzeba nadrobić stracone lata dzieciństwa, mimo, że wcale ich nie straciłam. Po kilku kółkach karuzela się zatrzymała a miły starszy pan poprosił o opuszczenie swoich miejsc, więc wszyscy to uczyniliśmy.
-Czadowo- skomentował Nate, rozglądając się za kolejną atrakcją tego miejsca. Chyba tylko ja i Lex nie bawiłyśmy się najlepiej, może z racji tego iż chłopacy wybierali takie rzeczy na które my wcale nei miałyśmy ochoty iśc, właściwym przykładem były ta karuzela, na której dokładnie było napisane, że do lat piętnastu. Zastanawiam się jak udało im się przekonać tego mężczyznę, że nie mamy więcej lat. 



Zadano mi pytanie "Czy najpierw szukam zdjęć a później biorę się za pisanie rozdziału". Otóż nie, najpierw skupiam się na pisaniu, a później staram się dobrać odpowiednie zdjęcie, za którym muszę wiele stron przeszukać. : ) 

sobota, 30 lipca 2011

#13.

 Do moich uszu dobiegło uporczywe wciskanie klaksonu, co sygnalizowało, że przyjechano po mnie. Zarzuciłam torbę na ramię rozglądając się dookoła, musiałam się upewnić, że niczego nie zapomniałam. Sięgnęłam po klucze, które zawieszone były na haczyku, na drzwiach po czym opuściłam dom, zamykając drzwi na wszystkie możliwe sposoby. Przed samochodem stał Luis, który zabrał ode mnie torbę i rzucił ją na dach dokładnie zabezpieczając. W samochodzie byli już wszyscy prócz Katie, po nią mieliśmy jechać na końcu, bo mieszkała najdalej. Wsiadłam do pojazdu. Luis kierował, obok niego siedziała Lex, która zajęła chyba najlepsze miejsce z możliwych. Mi pozostało siedzenie z tyłu, wraz z Aaronem, który siedział za Lex, obok niego Toby, a obok Toby'ego Nathan, więc wszyscy musieliśmy się ścisnąć i jakoś zmieścić na tyle, gdzie miejsca było dla trzech. Jechaliśmy nieprzepisowo, jednak chyba nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi, najwyżej nas złapią i dostaniemy mandat. Po chwili zaparkowaliśmy pod domem Katie, po którą poszła Lex.
-Nathan, wbijasz mi łokieć w żebro- zgięłam się w pół szturchając chłopaka. To nie był najlepszy pomysł, już ledwo co dawałam radę, a przed nami kilka godzin jazdy. W samochodzie panował gwar, każdy coś krzyczał zupełnie nie zwracając uwagi na osoby trzecie. Jednak ten hałas umilkł gdy do samochodu weszła Lex, bez Katie i bez uśmiechu na twarzy, z którym przed chwilą opuszczała ten pojazd. Wychyliłam się.
-Gdzie Katie?- spojrzał na nią, co zrobiłam nie tylko jak, gdyż reszta również wychyliła się do przodu, przez co zrobiło się jeszcze ciaśniej. Sprzedałam jedynie cios Nate'owi, który od razu oparł się i momentalnie zrobiło się luźniej.
-Wyjechała, oddali ją, oddali ją do psychiatryka - Lex wybuchła histerycznym płaczem, na co zareagowała reszta. Aaron siedzący za nią położył jej ręka na ramieniu, a Luis nie czekając dłużej przytulił ją do siebie. Z każdej twarzy momentalnie zniknął uśmiech.
-Może to tym lepiej dla niej- wyszeptał Toby, jakby bał się to powiedzieć. I miał rację. Lex od razu odwróciła się i nie czekając dłużej uderzyła go w głowę. -Co?- krzyknął na cały samochód krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.- To jej pomorze, sama wiesz, w jakiej była sytuacji, dwa razy próbowała popełnić samobójstwo, nie rozstawała się z notesem, nie było z nią żadnego kontaktu- słysząc te słowa, nie potrafiłam nawet drgnąć. Każdy element mojego ciała nagle zesztywniał. Czy mówili o tej dziewczynie którą znałam? O tej drobnej blondynce, która zawsze na twarzy miała namalowany uśmiech? Czy ona mogłaby chcieć odebrać sobie życie. Po słowach, które wypowiedział Toby, wszystkie pary oczu zostały skierowane na mnie. Zacisnęłam jedynie usta po czym oparłam się o siedzenie, odwracając twarz w stronę okna. Nie była to moja sprawa, nie znałam ich tak dobrze jak oni znali siebie. Nie powinnam się wtrącać do tego, powinnam chyba założyć słuchawki i przestać słuchać ich kłótni.
-Kurwa zamknijcie się wreszcie!- krzyknął Aaron, który przez całą tą aferę siedział cicho, zupełnie jak ja. Wszyscy momentalnie umilkli. - Każdy z nas chciałby żeby była z nami Katie, ale to niemożliwe, tak? -jego głos był stanowczy, mówił tak jakby był tutaj najstarszy i najmądrzejszy, ale zgadzałam się z jego zachowaniem. Wszyscy jedynie przytaknęli głowa. - Więc spędzimy ten tydzień sami, bez niej, a później wyciągniemy ją z tego gówna- miał rację czy nie, ale wszyscy przystali na tą propozycję i Luis nie czekając dłużej ruszył sprzed jej domu. Tak więc, zostawiamy Londyn na cały tydzień.
Uchyliłam powieki, dopiero po chwili przypominając sobie gdzie jestem. W samochodzie panowała cisza, wszyscy spali prócz kierowcy, którym tym razem był Nathan. Rozejrzałam się, obok mnie znajdował się Toby, Aaron i Luis, ok, wszystko się zgadza.
-Prześpij się jeszcze- usłyszałam głos dobiegający z przodu. Nachyliłam się tak by nie musieć mówić głośno, tylko kierować słowa od razu do ucha chłopaka.
-Mam taki zamiar, tylko powiedz mi ile jeszcze będę musiała siedzieć w tym samym miejscu. -uśmiechnęłam się pod nosem, kątem oka spoglądając na wyświetlającą się godzinę tuż obok licznika prędkości. Była dwudziesta trzecia, jechaliśmy już sporo czasu, z tym, że od czternastej do osiemnastej mieliśmy postój. Normalnie postoje trwają po kilkanaście minut, jednak z nami było inaczej. Weszliśmy do wielkiej galerii, w której ja wraz z Lex znalazłyśmy masę wspaniałych sklepów a faceci pokierowali się do salonu rozrywki, tak więc cztery godziny w plecy.
-Szacuję, że koło siódmej rano powinniśmy być na miejscu, biorę pod uwagę fakt, że zaraz zjadę na pobocze i sam prześpię się dwie godziny- poczułam, że chłopak się uśmiecha, więc ja zrobiłam to samo, rozburzając jego włosy. Powróciłam do poprzedniej pozycji i naciągnęłam na siebie koc, którym byłam nakryta wraz z pozostałą trójką. Oparłam głowę o szybę i pozwoliłam sobie na kolejne godziny snu.
Do mojej głowy, poprzez uszy zaczął wkradać się dźwięk, dźwięk jakiejś piosenki, nie wiedziałam czy mi się to śni, czy na prawdę gdzieś coś gra. Uchyliłam jedną powiekę, czyli się obudziłam, a muzyka nie przestawała grać. Dochodziła ona z lewej strony, z dołu, ach tak.
-Toby- szturchnęłam go, za pierwszym razem nawet nie drgnął, więc szturchnęłam go po raz drugi, aż się w końcu ocknął i zaczął wyciągać telefon z kieszeni, przy tym pchając mnie na szybę, ledwo zdołałam oddychać. -Ałaaa, Toby- wysyczałam przez zaciśnięte zęby, a ten jedynie wyszczerzył się wyciągając telefon i przykładając go do ucha. Tym razem prowadził Luis, chyba tylko on i Nate mieli prawo jazdy. Lex wciąż spała, a pozostała reszta została obudzona w ten sam sposób co ja. Aaron sięgnął po butelkę coca coli i zamoczył w niej usta wypijając połowę zawartości a na sam koniec beknął na cały samochód tym samym budząc Lex.
-Aaron, świnio - dziewczyna rzuciła w niego poduszką, którą miała pod głową, jednak chłopak miał refleks i zdążył ją złapać nim ta w niego uderzyła. Toby zaczął się śmiać przybijając mu pione. I po raz kolejny naszło mnie pytanie, z kim ja się zadaje? Chociaż mimo wszystko uwielbiałam ich, nawet kiedy zachowywali się tak obrzydliwie.
-Zróbmy chwilę postoju, muszę wyprostować nogi- nachyliłam się nad Luis'em, który skoncentrowany był na drodze, słysząc moją prośbę od razu skręcił na pobocze, mając szczęście, że akurat mijaliśmy stację benzynową, tak więc każdy mógł iść i załatwić swoją potrzebę. Wszyscy wyszliśmy z samochodu, przeciągnęłam się wdychając świeżego powietrza, którego tak mi teraz było potrzeba. Mimo, że w aucie mieliśmy wszystkie okna otwarte, to to, nie to samo, wciąż było duszno a przede wszystkim ciasno, przez co ledwo mogłam oddychać. Luis oparł się o maskę samochodu wpatrzony we mnie. Aaton gonił Toby'ego nie wiem co mu zrobił, ale od razu mu współczuję jeśli wpadnie w jego ręce, a Lex i Nathan poszli do niewielkiego sklepu załatwić swoje potrzeby. Podeszłam do chłopaka stając na przeciwko niego.
-Co u Ciebie? - muszę przyznać, że po pobiciu nie było śladu, może po za niewielką blizną pod jego wargą, która jak widać dobrze się goi.
-Wszystko w porządku- pokiwał głową, uśmiechając się w moim kierunku. - Byłem w sobotę na wielkich lodach, do teraz mnie boli brzuch- chłopak podniósł swoją koszulkę i poklepał się po brzuchu. Aż zaniemówiłam widząc jak dobrze jest zbudowany, nigdy bym nie powiedziała, że ktoś taki jak Luis może ukrywać coś takiego pod zwykłym t-shirt'em.
-Teraz ja mogę poprowadzić- zaproponowała Lex, czyli cała trójka miała prawo jazdy, w sumie tym lepiej, że ani Aaron ani Toby nie mieli, z nimi na pewno bałabym się wsiąść do samochodu.
-Ja siadam z przodu- krzyknął Aaron schodząc z leżącego na podłodze Toby'ego i zostawiając go sam na sam z bólem brzucha, nie wiem co mu zrobił, ale Toby nieźle się zwijał. Aaron zajął już swoje miejsce wyciągając przed siebie nogi, a za raz za nim reszta weszła do samochodu, prócz Toby'ego i mnie. Westchnęłam pod nosem podchodząc do leżącego chłopaka i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń.
-Wstawaj mazgaju- zaśmiałam się i chłopak chwycił moją dłoń wstając z ziemi. Na jego twarzy był szeroki uśmiech i dumnie kroczył w stronę samochodu. On i Aaron zachowywali się jak bracia, ciągle się bili, wpadali na takie same pomysłu i zawsze byli dumni z czegoś czego raczej powinni się wstydzić. Oboje wsiedliśmy do samochodu, tym razem nie miałam takiego szczęścia i nie siedziałam przy szybie a pomiędzy Nathan'em i Toby'm. Zostało nam około dwie godziny jazdy, co zleciało bardzo szybko, pod koniec Aaron pozwolił mi usiąść z przodu, za co byłabym mu wzięczna gdyby nie fakt, że po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu i nawet nie zdążyłam się nacieszyć tym, że mogę w końcu wyciągnąć nogi, a nie siedzieć skulona pomiędzy chłopakami.

piątek, 29 lipca 2011

#12.

 W drodze do szkoły towarzyszył mi Nate, przyszedł po mnie, co mnie zaskoczyło. Mówił, że przechodził obok i postanowił po mnie wstąpić, oczywiście, nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, to miłe, że w końcu mogę z kimś porozmawiać w piętnastominutowej drodze do szkoły. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, pokazywał mi zdjęcia jakie wczoraj udało mu się zrobić w wesołym miasteczku. Później mówił, że nawet na facebook'u napisał sobie stastu, cytuję " Kocham wesołe miasteczka" słysząc to aż wybuchnęłam śmiechem.
-A nawet nie wiesz ile osób polubiło ten status!- już dawno przestaliśmy na ten temat rozmawiać, od tej rozmowy minęło chyba z siedem minut, a on nagle, jak gdyby nigdy nic powrócił do tego tematu.
-Ile? - spojrzałam na niego, interesowało mnie to, mimo, że zaraz mogłam wejść na facebook'a i sama to sprawdzić, jednak nie chciałam chłopakowi odbierać tej przyjemności.
 -Czekaj, sprawdzę- wyciągnął telefon z kieszeni. Nie minęła minuta a chłopak podskoczył z radości. - Dziewiętnaście!- krzyknął zadowolony, ściskając mnie mocno. Na prawdę obawiam się, że jest z nim coś nie tak.
-Brawo!- udałam równie zadowoloną jak on i oboje pokierowaliśmy się ku naszym znajomym, którzy w spokoju siedzieli przy drzewie. Każdy z nich robił co innego. Katie oczywiście notowała, Lex malowała paznokcie, Luis słuchał muzyki, Toby przepisywał zadanie domowe a Aaron palił papierosa. Wszyscy widząc nas jedynie skinęli głowami, chyba wciąż nie otrząsnęli się po zniknięciu Mary. Z mojej twarzy momentalnie zniknął uśmiech i spojrzałam jedynie na Nate.
-O co chodzi? -zapytał chłopak, kopiąc but Luis'a by ten zdjął słuchawki. Oczywiście nikt nie zamierzał odpowiedzieć, wszyscy spojrzeli na niego wzrokiem 'przecież wiesz'. - To był jej wybór, nikt nie jest temu winien, a jeśli już ktoś jest to tylko i wyłącznie Ja, więc jedyne co mogę powiedzieć to przepraszam- Nate wzruszył ramionami, było mi go szkoda, spojrzałam na przyjaciół a zaraz później na oddalającą się sylwetkę chłopaka.
-Nathan, czekaj- krzyknęła Lex, i chłopak bez zastanowienia zatrzymał się i odwrócił w naszym kierunku. Po kilku sekundach ruszył z miejsca i znowu stał obok mnie.
-Zapalisz? - z wielkim uśmiechem Aaron wyciągnął w kierunku chłopaka paczkę papierosów. Nate oczywiście nie odmówił i już po chwili zaciągał się tym świństwem. Nawet nie zdążyłam usiąść a usłyszałam dźwięk dzwonka dobiegający z budynku obok. Wszyscy leniwie się zebrali i ruszyliśmy ku szkole. Rozdzieliliśmy się i zostałam sama z Luis'em, który właśnie wyciągał z szafki ciuchy mojego brata.
-Jeszcze raz, dzięki wielkie. - zabrałam od niego ubrania po czym oboje udaliśmy się do mojej szafki a zaraz później na lekcje. Zajęcia mijały w niebywale szybkim tempie, na angielskim nauczyciel jak zwykle bez przerwy nawijał i omawiał kolejną lekturę. Później matematyka, której wręcz nie znosiłam, a tutaj jak się okazało mamy test, na którym gdyby nie Luis nic bym nie napisała. I ostatnie dwie lekcja to zajęcia z dziennikarstwa, nie wiem czy wspominałam, ale uczęszczam na profil dziennikarski. Po piętnastej byłam już wolna, jak cała reszta uczniów w tej szkole. Wraz z Luis'em wyszliśmy przed szkołę gdzie czekała na nas reszta.
-Jeszcze tylko piątek i mamy cały tydzień wolnego! -krzyknął Toby i opadł na ławkę, która znajdowała się tuż za nim. Tydzień wolnego? Jak to? przecież dopiero zaczął się rok szkolny, a tutaj znowu wolne? Nie żeby mi to przeszkadzało, ale po prostu dziwią mnie niektóre rzeczy.
-Jedziemy nad morze, prawda? - usłyszałam głos dobiegający z mojej prawej strony, była to Lex. Wszyscy przytaknęli głowami i nagle rozeszli się każdy w swoją stronę, zostałam jedynie ja, Nathan i Aaron, zazwyczaj zostawałam z nimi, bo wszyscy szliśmy na to samo metro, jednak jeździliśmy zupełnie innymi pociągami. Pokierowaliśmy się w stronę wyznaczonego celu, oczywiście po drodze nie odbyło się bez śmiechu, bez bicia się, czy też gonienia, i na stacje doszliśmy koło szesnastej. Pożegnałam się z nimi widząc nadjeżdżający pociąg. Oczywiście w metrze z bacznością obserwowałam osoby znajdujące się w polu mojego widzenia. Pierwsza osoba, która została przeze mnie napotkana to młody mężczyzna, coś ponad dwudziestkę, ubrany w garnitur i śmiejący sie do telefonu, obstawiam, że rozmawia z żoną, dziewczyną bądź kochanką. Druga osoba? to zdecydowanie dziewczyna czytająca książkę, nie zdołałam ujrzeć tytułu, jednak musiała być interesująca ponieważ dziewczyna uśmiechała się sama do siebie. Następnie, młoda para, zakochani w sobie po uszy, nie odkleili się od siebie nawet na moment. Do moich uszu dobiegł komunikat, że następna stacja to "North Wembley". Zerwałam się z miejsca kierując się ku wyjściu i kiedy pociąg zahamował wyskoczyłam z niego udając się w stronę schodów, które miały mnie prowadzić na zewnątrz. Moja dzielnica na ogół była spokojna, ale to za pewne tylko dlatego, że była monitorowana i nikt nie odważył się naruszyć niczyjej prywatności.
-Abbie Gabbie, pozwól na chwilę- ledwo weszła do domu, a już czegoś ode mnie chcą. Westchnęłam pod nosem i weszłam do kuchni skąd dochodziły krzyki. Przy stole siedział mój brat, który mnie wołał, a obok niego mój ojciec i matka, nie wiedziałam o co chodzi, jednak chciałam się dowiedzieć, dlatego również usiadłam przy stole, wpatrzona w moją rodzinę.
-Wyjeżdżamy na tydzień do Liverpool'u do cioci- zakomunikował ojciec. Mieszka tam jego brat, nie miałabym nic przeciwko temu wyjazdowi gdyby nie to, że już miałam wielkie plany związane z moimi znajomymi, a musiałam coś wykombinować. Słynę z tego, że potrafię kłamać, a równiez z tego, że szybko potrafię znaleźć wymówkę, w którą zawsze rodzice wierzą.
-W tym sęk, że ja muszę zrezygnować- udałam zawiedzioną i namalował na mojej twarzy smutek. Mój brat uśmiechnął się szyderczo pod nosem, wiedział, że kłamię, chyba jedynie on potrafił mnie rozszyfrować.
-Dlaczego? Jaki masz powód?- zapytała moja matka, która wciąż była na mnie zła.
-Przez ten tydzień wolnego muszę zrobić projekt do szkoły, a tam nie będę miała warunków, sama wiesz jacy są moi kuzyni- uśmiechnęłam się wstając od stołu. Ojciec jedynie pogłaskał moją dłoń, czasami zastanawiałam się, czemu w tym domu głową rodziny jest moja matka, to było strasznie intrygujące.
 Pozostał jedynie weekend i miał się zacząć wspaniały tydzień w moim życiu. Wraz ze znajomymi ustaliliśmy, że wybierzemy się do Brighton, nigdy tam nie byłam więc zdana byłam na przyjaciół. Sobota minęła bardzo szybko, spędziłam ją głównie w domu, pojechałam jedynie z ojcem do sklepu by zakupić rzeczy do mojego pokoju, musiałam w końcu nim się zająć. Udało mi się kupić tapetę o której nawet nie marzyłam, była ona idealna do mojego pokoju, cała biała w małe wieże Eiffla. Kupiłam również naklejki na szafę, także z wieży Eiffla. Paryż to było miasto, które kochałam od dziecka, zawsze marzyłam by tam pojechać, wiele razy proponował mi to mój ojciec, jednak za każdym razem odmawiałam. Chciałam odwiedzić to miasto, z odpowiednią osobą, z osobą, którą będę kochać całym sercem, miałam taką osobę, oczywiście był to Filip, jednak z nim nigdy nie planowałam wyjazdu do Paryża. I ostatni mój zakup to wielka, różowa skrzynia, którą postawiłam przed łóżkiem. Wywołałam wielkie zdjęcie moich przyjaciół z Polski, oraz przyjaciół z Londynu, udało mi się jakieś znaleźć na facebook'u, gdzie znajdują się wszyscy, łącznie z Mary. Niedziela, również minęła bez żadnych rewelacji, wymknęłam się z domu tylko po to by kupić potrzebne rzeczy na wyjazd, które później musiałam jakoś przemycić na górę do swojego pokoju, tak by żaden z domowników tego nie dostrzegł, udało się. Rodzice mieli wyjechać w niedziele, w nocy i tak się stało. Koło pierwszej już ich nie było w domu, a ja zabrałam się za pakowanie, o ósmej musiałam być na nogach, gdyż o dziesiątej mieli po mnie podjechać. 

czwartek, 28 lipca 2011

#11.

 -Cześć Wam- powiedziałam radośnie, przechodząc przez ławkę, na której zaraz później usiadłam, a na stoliku na przeciwko położyłam tacę ze swoim drugim śniadaniem. Nikt mi nie odpowiedział, nikt się nie uśmiechnął, ba, nikt nawet nie drgnął. Zmierzyłam wszystkich wzrokiem, a później każdego z osoba. Wszyscy siedzieli ze spuszczonymi głowami, dopiero po chwili Toby oprzytomniał rzucając krótkie "cześć" a zaraz za nim reszta. - Co jest? -spojrzałam na Luis'a, który jako jedynie nie unikał kontaktu wzrokowego do czasu do puki nie zadałam tego pytania.
-Mary odeszła- wyszeptał Nathan i wstał od stołu, usłyszałam jedynie szlochy Katie, która mocno ściskała swój notes. Aaron objął ją pozwalając na to by wypłakała mu się w ramie. Wiedziałam, że żadne z przyjaciół nie pójdzie za Nathan'em, że nie podtrzyma go na duchu, raczej nikt z nich nie był w tym dobry, dlatego nie czekając dłużej zerwałam się z miejsca zostawiając swój posiłek na stole. Dogoniłam chłopaka dorównując mu kroku pogłaskałam go po ramieniu. I co mam w tej chwili powiedzieć? Że wszystko się ułoży? Jak ja nawet nie wiem co się dokładnie stało. Z moich głębokich przemyśleń wyrwał mnie głos mojego towarzysza.
-Opuściła nas, rozumiesz? -spojrzał na mnie, czułam to, jednak ja nie byłam w stanie podnieść wzroku na jego twarz i patrzeć na jego cierpienie. - Zabrała rzeczy i wyjechała, tak po prostu, bez pożegnania.- przełknęłam głośno ślinę i doszło do mnie, że to ja ostatni raz z nią rozmawiałam. To ja wiedziałam, co jej leży na sercu, zostawiła mnie z tym. Kątem oka spojrzałam na chłopaka, zastanawiając się czy powiedzieć mu o rozmowie z Mary, coś mi mówiło, że powinnam to zrobić, jednak wiedziałam, że jeśli to zrobię chłopak będzie obwiniał się o zniknięcie Mary.
-Przykro mi- jedyne słowa jakie przeszły mi przez gardło. Nie powiem mu nic więcej, nie powinnam, jestem pewna, że Mary chciałaby, żeby wczorajsza rozmowa została między nami.
-Nie odbiera telefonów, a jej rodzice mają to w dupie.
-Może po prostu wyjechała odpocząć, przemyśleć kilka spraw- chłopak zatrzymał się, więc zrobiłam to samo. Ściągnął kaptur z głowy po czym przyjrzał mi się uważnie, czułam jak jego wzrok błądzi po mojej osobie, jakby chciał wyciągnąć ode mnie wszystko co wiem.
-Może- wyszeptał po czym znowu założył kaptur i ruszył przed siebie. Nie wiem czy powinnam tak za nim iść, może Nathan chciał zostać sam, przemyśleć wszystko na spokojnie.
-Jestem pewna, że Cię kocha- uśmiechnęłam się patrząc na chłopaka, na którego twarzy również pojawił się uśmiech. Wystarczyło go jedynie zapewnić, że Mary czuje do niego to samo co on do niej, a byłam pewna, że tak jest. Byliśmy już kilka dzielnic za szkołą, czyli kolejny dzień opuszczam lekcje, pięknie Abbie.
-Mam ochotę na piwo, idziesz ze mną? -nietypowe pytanie, może jednak powinnam wrócić do szkoły? Chłopak po chwili zatrzymał się gwałtownie i uderzył się w czoło, przymrużając oczy. - Jestem idiotą- po raz drugi uderzył się w to samo miejsce. -Stop!- krzyknął i wrócił się o kilka kroków do tyłu, nie wiedziałam co on robi, nie miałam zielonego pojęcia o co mu chodzi. Jednak kiedy go obserowowałam miałam wielką ochotę wybuchnąć śmiechem, który ledwo umiałam powstrzymać. - Chodź no tu- gestem ręki wskazał bym podeszła do niego po czym skinął głowa na miejsce. Zrobiłam tak jak kazał i po kilku sekundach stałam obok niego.
-Mam ochotę na wielkie ciacho, idziesz ze mną?- Nathan uniósł dumnie głowę ku górze, a ja nie mogąc dłużej wytrzymać wybuchłam tłumionym śmiechem, mój towarzysz widząc moją rekację postąpił tak samo jak ja. To było słodkie, tak szybko doszło do niego, że nie powinien zapraszać dziewczyna na piwo i tak szybko potrafił wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
-Jak najbardziej- przybrałam poważną minę i oboje ruszyliśmy do wyznaczonego celu, którym była niewielka kawiarenka za rogiem. Nie bywałam tam często, jednak lubiłam tamto miejsce.

-Muszę przyznać, że jest to prawie lepsze niż kielich piwa- oblizał się Nathan, kiedy z jego talerza zniknął ostatni kęs wielkiego kawałka ciasta z bitą śmietaną.
-Prawie? -spojrzałam na niego po czym zamoczyłam usta w czekoladzie, którą kupiliśmy sobie na współkę, że tak powiem. Ledwo nam starczyło na dwa kawałki ciasta i czekoladę, oboje musieliśmy przeszukać wszystkie kieszenie, ale jakoś daliśmy radę.
-No, może lepsze- pokiwał głową i wytarł buzię. -ale nie lepsze niż dwa kielichy- wyszczerzył swoje zęby, po czym przejął ode mnie czekoladę i wypił ją do końca odkładając szklankę na pusty talerzyk. Słysząc jego odpowiedź zaśmiałam się pod nosem i wstałam z miejsca gestem ręki poganiając go. Nathan zrobił to samo i po chwili oboje szliśmy jedną ze spokojniejszych alejek Londynu. Było na prawdę cicho, do czasu gdy nie wyszliśmy wprost na wielkie, wesołe miasteczko.
-woooooooow- krzyknął chłopak momentalnie się zatrzymując i rozglądając dookoła, wyglądał jak małe dziecko, które pierwszy raz jest w takim miejscu. Klepnęłam go w plecy, chciałam żeby otrząsnął się i skutecznie, chłopak od razu zareagował i zmierzył mnie wzrokiem. - Muszę tam iść- wskazał na diabelski młyn, który prawie niczym nie różnił się od London Eye, no dobra, może tym, że był kilka razy mniejszy i jedno kółko robił w przeciągu pięciu minut, a nie czterdziestu. Nathan złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku wyznaczonego przez niego celu, nie miałam nic przeciwko, lubiłam tego typu zabawy. Od razu przypominały mi się czasy dzieciństwa, nie bywałam często w takich miejscach gdyż w Polsce trudno było znaleźć jakiekolwiek wesołe miasteczko, jednak kiedy tylko miałam okazje zawsze przesiadywałam tam po kilka godzin. Stanęliśmy w niedługiej kolejce, chłopak kupił dwa bilety i już po chwili siedzieliśmy na swoich miejscach. Bum, ruszyło, widząc wielki uśmiech na twarzy chłopaka zaśmiałam się pod nosem. Wyglądał jak małe dziecko, którego właśnie spełnia się marzenie.
-Nigdy takich wypasem nie jechałem- Nathan rozglądał się dookoła a po chwili wyciągnął telefon i zaczął robić zdjęcia. Czasami mam wrażenie, że koleguję się z pięciolatkami.
-Ale nie rób siary, Nateeee- przeciągnęłam jego imię, a raczej skrót jego imienia i dźgnęłam go palcem w żebra.
-Powiedziałaś Nate? - chłopak schował telefon do kieszeni, bacznie mi się przyglądając.
-Chyba tak- odparłam drapiąc się po brodzie i udając, że głęboko analizuję swoje poprzednie słowa.
-Podoba mi się- poruszał brwiami i nagle do moich uszu dobiegł grzmot, bum, bum i diabelski młyn zatrzymał się gwałtownie. Ludzie zaczęli piszczeć, a do mnie dopiero po chwili doszło, że zatrzymaliśmy się i utkwiliśmy po środku. Na nasze szczęście nie na samej górze, a na nasze nieszczęście nie na samym dole, gdzie od ziemi dzieliły nas cztery metry. Mężczyzna stojący na ziemi, tuż pod nami ogłosił komunikat przed megafon, żeby zachować spokój i, że wezwie straż, która tym się zajmie. Westchnęłam pod nosem opierając się, nagle uśmiech zniknął z mojej buzi, zdawałam sobie sprawę ile to potrwa. Nate widocznie też bo wstał i wyszedł z naszego siedzenia. Aż serce podskoczyło mi do gardła, co on robi? Przecież to niebezpieczne, ludzie na dole zaczęli aż piszczeć, a on jak gdyby nigdy nic zsunął się po grubej rurze i po chwili był obok ludzi, który siedzieli pod nami. Wychyliłam się by upewnić się, że nic jemu nie jest.
-Twoja kolej Abbie- krzyknął chłopak, a ja jedynie pokiwałam głową odsuwając się by więcej na niego nie patrzeć. W życiu tego nie zrobię, przecież jeśli spadnę to w najlepszym wypadku będę cała połamana. Kurde, siup, weszłam na tą rure ' Abbie, co Ty robisz, wracaj na miejsce' ześlizgnęłam się i po chwili byłam tam gdzie przed chwilą mój towarzysz, który właśnie teraz zjeżdżał do następnych osób.
-Cudownie- westchnęłam pod nosem, patrząc na dwójkę ludzi obok mnie, którzy z przerażeniem mi się przyglądają, pewnie myślą, że oboje jesteśmy stuknięci. Nie czekając dłużej zsunęłam się po kolejnej rurze, a chwilę później po kolejnej i znalazłam się na ziemi, gdzie stał już mój towarzysz. Spojrzałam na diabelski młyn, później na siebie, a później na wszystkich ludzi, którzy stali dookoła i przyglądali nam się z podziwem.
-Żyję!- krzyknęłam unosząc ręce do góry w geście radości. Jednak nikt chyba nie podzielał ze mną szczęścia, bo ludzie jedynie zmierzyli mnie wzorkiem będąc pewni, że jest z nami coś nie tak. Nathan złapał mnie za rękę i oboje zaczęliśmy się przeciskać przez ludzi, którzy z przyjemnością schodzili nam z drogi. Zatrzymaliśmy się na poboczu wciąż będąc na terenie wesołego miasteczka.
-Odlot- zadowolony chłopak pokręcił głową przyglądając się ludziom, którzy wciąż siedzieli utkwieni na karuzeli.
-Jaka śliczna panda- krzyknęłam i wskazałam palcem na pluszaka, który był ode mnie może o głowę niższy. Nate odwrócił się i poszedł w kierunku budki, nie czekajac dłużej zrobiłam to samo. Chłopak kupił bilet i zdecydował się na to, że wygra dla mnie pandę, oczywiście byłam pod wrażeniem. Gra nie należała do najtrudniejszych, brały w niej udział trzy osoby. Nate, jakaś dziewczyna i mężczyzna. Każdy miał piłki i swoją tarczę, w którą trzeba było trzy raz trafić, w sam środek, gdzie znajdował się czerwony guzik sygnalizujący udany strzał. Kto pierwszy trafi w guzik trzy razy, ten wygrywa tą oto wielką pandę. Rozbrzmiał się gwizdek i cała trójka jak najszybciej zaczęła rzucać piłkami. Muszę stwierdzić, że Nathan chyba ma zeza, po pięciu rzutach miał jedynie jeden trafiony strzał, gdy obok niego mężczyzna trafił właśnie trzeci. Koniec zabawy. Westchnęłam zawiedziona pod nosem widząc jak mężczyzna wręcza wielką pandę swojej małej córeczce.
-Wygląda prawie jak panda- usłyszałam głos dochodzący zza moich pleców. Odwróciłam się widząc Nate, którzy w rękach trzymał małego goryla, który miał swój palec w nosie. Skrzywiał się widząc pluszaka, którego chłopak wyciąga w moim kierunku, był miejszy od mojej ręki.
-Jest świetny- powiedziałam przez zaciśnięte zęby po czym zabrałam od chłopaka małego goryla.
-Zajebiście popaprana ta gra- westchnął mój towarzysz szturchając mnie łokciem. - Wiem, że ta panda to spełnienie Twoich marzeń, ale przebacz mi- chłopak zatrzymał mnie i uklęknął przede mną, kłaniając się. -Przebacz mi, piękna, przebacz.
-Wstawaj- zaśmiałam się ciągnąc go za kaptur od bluzy, jednak chłopak ani drgnął, wciąż próbował się ukłonić.
-Prze-bacz- przesylabował, jakby co najmniej nie rozumiała o co mnie prosi.
-Prze-ba-czam- i Nate podniósł się z podłogi otrzepując swoje spodnie. Na dworze zaczęło się już robić ciemno, nie żebym się bała ciemności, ale wiedziałam, że muszę być wcześniej w domu. Za pewne moja rodzicielka już wie, że dzisiaj nie pojawiłam się na zajęciach, a to nie wróży nic dobrego. Zacznie się gadanie, że co się ze mną dzieje, że nigdy nie wagarowałam. Na samą myśl przechodziły mnie nie przyjemne dreszcze.

-Dzięki za dzisiejszy dzień- słysząc te słowa, aż cofnęłam się do tyłu i zmierzyłam chłopaka wzrokiem, od stóp do głów. To zdanie nie mógł wypowiedzieć on, rozglądnęłam się dookoła szukając jakiejkolwiek osoby, która mogła to zrobić. Jednak mój wzrok nie natknął się na nikogo. - Abbie, to ja -pomachał mi ręką przed oczami- Nate- zaśmiał się i jego dłonie powróciły na swoje miejsce, czyli do kieszeni od spodni.
-Podziękowałeś?- znowu zmierzyłam go wzrokiem, będąc zupełnie poważna, mimo tego, że w tym momencie sobie żartowałam. Jednak nie często słyszę podziękowania, a tym bardziej nie wtedy kiedy równie wspaniale się bawię, zazwyczaj ludzie rzadko kiedy dziękują za wspólnie spędzony dzień, a przynajmniej Ci ludzie których znam.
-Tak, podziękowałem. - chłopak przybliżył się do mnie i złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Uśmiechnęłam się pod nosem i otworzyłam furtkę, którą zaraz później zamknęłam za sobą.
 -Do zobaczenia w szkole- pomachałam mu i pokierowałam się w stronę domu, do którego nawet nie miałam ochoty wracać, wiedziałam co mnie czeka. Oczywiście gdy tylko przekroczyłam próg, zostałam powitana przez matkę. Nie było to miłe powitanie, szczerze? wolałabym żeby nie było żadnego, jednak nie mi to wybierać. Od samego progu zaczęła na mnie krzyczeć, a to, że nie chodzę do szkoły i opuszczam lekcje, a to, że zostawiłam bałagan w domu, a to, że jeszcze nie wypakowałam połowy rzeczy i oczywiście nalegała bym jej powiedziała z kim spędzam czas. Odpowiedziałam oczywiście, że ze znajomymi. Po zdjęciu butów i napełnieniu mojego kubka sokiem pomarańczowym pokierowałam się na górę, tłumacząc mamie, że muszę zrobić zadanie domowe, nie miała nim przeciwko, jedynie dodała, że wróci do tej rozmowy. Weszłam do pokoju i aż sama się przeraziłam. Moje ciuchy były wszędzie, walały się po każdym metrze tego pokoju, wszystkie szafki były wysunięte, łóżko nie pościelone, a na biurku, że tak powiem brakowały baby z dziadem. Nie pozostało mi nic innego jak ogarnięcie tego bałaganu, co zajęło mi z dobrą godzinę, a kiedy już to zrobiłam straciłam jakiekolwiek chęci na odrobienie pracy domowej.

#10.

Lekcja już trwała, a ja szłam korytarzem zupełnie się tym nie przejmując. Pierwsza lekcja- angielski, nie powinnam się spóźniać, jednak wiedziałam, że większość klasy to zrobi, albo w ogóle nie przyjdzie. Zazwyczaj w tej szkole opuszczano pierwsze lekcje, co nie oznacza, że miała ona niski poziom. Byli uczniowie, którzy uczyli się lepiej, ale również Ci, którzy mieli drobne problemy z nauką, tak więc jak w każdej normalnej szkole. Szłam długim, wąskim korytarzem, co chwile spotykając jakiegoś spieszącego się ucznia. Większości z nich nawet nie kojarzyłam z twarzy, mało kogo tutaj zdążyłam zapamiętać, w końcu to dopiero trzeci, może czwarty dzień w szkole. Na końcu korytarza dostrzegłam siedzącą na podłodze Mary, wahałam się czy podejść do niej czy udać się na lekcję, jednak wybrałam pierwszą opcję. Kucnęłam przy niej.
-Hej, czemu nie jesteś na lekcjach? -dziewczyna przeniosła wzrok na moją osobę. Miała rozmazany makijaż i podkrążone oczy, tak więc nie wyglądała najlepiej. Usiadłam obok niej, kładąc jej dłoń na ramieniu. -Ej, co jest? -spojrzałam na nią. Moja pierwsza rozmowa z nią, sam na sam, wcześniej jedynie zamieniłyśmy zdanie, co nie miało najmniejszego sensu. Mary położyła głowę na moim ramieniu a z jej oczy popłynęły kolejne łzy.
-Dlaczego mój związek z Nathan'em musi tak wyglądać? Dlaczego polega on jedynie na sex'ie i na niczym więcej? -dziewczyna uniosła głowę by móc na mnie spojrzeć, wiedziałam, że cierpi, miała to wręcz wypisane na twarzy - Kocham go, bardzo go kocham, ale nigdy nie rozmawiamy, w naszym związku nie ma czegoś takiego jak rozmowa, jest tylko i wyłącznie sex- dziewczyna mówiła cicho, ale dało się ją zrozumieć. - On pewnie nawet nie wie jaki mam kolor oczu, nic o mnie nie wie.
-Może powinnaś z nim o tym porozmawiać- wyciągnęłam z torebki chusteczki, które dałam zapłakanej dziewczyny.
-Z nim się nie da rozmawiać.- Mary wytarła ostatnie łzy po czym wstała z miejsca i zmierzyła mnie wzrokiem. -Jesteś dobrą dziewczyną - uśmiechnęła się, mimo, że nie chciała tego robić.
-Jestem pewna, że Nathan Cię kocha- uśmiechnęłam się do niej, kiedy ona akurat odchodziła. Gdy zniknęła mi z pola widzenia, dźwignęłam się na nogi udając się w kierunku klasy, gdzie wciąż trwała lekcja. Weszłam po cichu chcąc zostać niezauważona, jednak nie udało się. Nauczyciel pokręcił głową po czym powrócił do lekcji i do omawiania jednej z lektur. Do klasy chodziłam z Luis'em, Toby i Aaron chodzili razem, a Mary, Nathan, Katie i Lex razem, sama nie wiem dlaczego. Na końcu klasy ujrzałam Luis'a, który na mój widok skinął głową na wolną ławkę obok niego. Bez zastanowienia ruszyłam w jej kierunku zajmując miejsce i wyciągając z torby potrzebne rzeczy. Lekcja minęła szybko, nauczyciel powiedział co miał powiedzieć, nie dopuścił żadnego ucznia do głosu po czym zadał zadanie domowe. Wszyscy uczniowie zaczęli kierować się ku wyjściu, właśnie miał się zacząć lunch.
-Pojedziesz ze mną? -usłyszałam głos mojego towarzysza. Spojrzałam na chłopaka, jego oka nie wyglądało najlepiej a warga wciąż się nie zagoiła, jednak mimo wszystko wciąż był przystojnym Portugalczykiem.
-Gdzie? -otworzyłam swoją szafkę do której wrzuciłam niepotrzebne już dzisiejszego dnia książki.
-Chciałbym zobaczyć się z siostrą, za piętnaście minut będzie miała przerwę- oboje ruszyliśmy wzdłuż korytarza by tym razem to Luis mógł zostawić swoje rzeczy. Po drodze nie spotkaliśmy nikogo z naszych znajomych, za pewne siedzą już wszyscy pod wielkim drzewem. Pokiwałam głową i wraz z moim towarzyszem udaliśmy się ku wyjściu ze szkoły kierując się na stacje metra. Wsiedliśmy do pociągu i oboje zajęliśmy w ciszy miejsce, nie wiedziałam czy powinnam go zapytać jak się czuje, bo przecież mogłam się domyślić, jak może czuć się siedemnastoletni chłopak wyrzucony z domu. Nawet nie wiedziałam jaki temat mogę z nim rozpocząć, dlatego wybrałam ciszę, to najlepsze rozwiązanie biorąc pod uwagę, że w pociągu jest wielki gwar i żeby cokolwiek usłyszeć trzeba nieźle się nawrzeszczeć. Po krótkiej chwili byliśmy już pod szkołą, dzieci właśnie wybiegały z budynku a Luis stał i wypatrywał swojej siostry.
-Alexandra, Alexandra- krzyknął i dziewczynka o czarnych włosach podbiegła do brata mocno go przytulając. Chłopak kucnął by móc się z nią przywitać.
-To Twoja dziewczyna? -Alexandra była identyczna jak brat, miała identyczne czarne oczy i dokładnie taki sam gatunek czarnych włosów, na moje oko miała może osiem lat góra dziewięć nie więcej. Słysząc pytanie uśmiechnęłam się pod nosem kręcąc głową.
-Nie, to koleżanka, Abbie- odsunął się by dziewczynka mogła dokładnie mnie zobaczyć. Wyciągnęłam do niej dłoń przedstawiając się a ona zrobiła to samo.
-Dlaczego już nie mieszkasz z nami? -widać było, że mała nie do końca wiedziała co się w okół niej dzieje, ale to chyba nic dziwnego, miała dopiero osiem lat, a w jej życiu tyle się wydarzyło. Luis objął ją ramieniem.
-To skomplikowane, ale będę Cię odwiedzał, w sobotę zabiorę Cię na wielkie lody- miał świetne podejście do dzieci, na dziewczynki buzi od razu pojawił się wielki uśmiech a do moich uszu dobiegł głos dzwonka. Mała ucałowała brata po czym pobiegła w stronę budynku. Luis machał dziewczynce dopóki ona nie zniknęła za drzwiami po czym odwrócił się do mnie uśmiechając się.
-Możemy wracać do szkoły, mimo tego, że nie mam na to najmniejszej ochoty- westchnął pod nosem, a ja niestety musiałam się z nim zgodzić. Jak przypomniałam sobie, że mam się wracać dziesięć minut metrem na jedną lekcję zamiast iść do domu do którego stąd mam pięć minut, to aż ciarki pojawiły się na moim ciele.
- A musimy? -spojrzałam na niego unosząc brew ku górze, w końcu nic się nie stanie jak raz nie pojawimy się na jednej lekcji.
-Raczej nie- wyszczerzył wszystkie swoje zęby.
-To chodźmy do mnie- skinęłam głową ruszając w kierunku mojego domu. W zasadzie do przejścia była jedna dzielnica. Szliśmy wolno, do czasu dopóki nie zaczął padać a raczej lać deszcz, biegliśmy ile sił w nogach, jednak zorientowaliśmy się, że to nie ma sensu, bo przecież i tak jesteśmy przemoczeni do suchej nitki. Tak więc ostatnią prostą przeszliśmy spacerkiem wskakując do każdej napotkanej kałuży. Czułam się jak małe dziecko, któremu mama pozwoliła wyjść na dwór pobawić się w deszczu. Otworzyłam drzwi od domu po czym weszliśmy do środka oboje ściągając przemoczone buty pokierowaliśmy się na górę. Zaprosiłam Luis'a do swojego pokoju a ja wstąpiłam do brata, wyciągnęłam z jego szafy czystą bluzkę i spodenki, pewnie nawet się nie zorientuje, że czegoś mu ubyło.
-Masz tutaj czyste ubrania, powinny być dobre- rzuciłam chłopakowi ciuchy, który właśnie oglądał moje rzeczy na komodzie, nie było tam nic specjalnego po za kilkoma filmami, dwoma ramkami i laptopem. Sama wzięłam z mojej garderoby ubrania po czym poszłam do łazienki szybko się przebierając. Kiedy wróciłam do pokoju, chłopak był już ubrany , można byłoby powiedzieć, że wygląda idealnie gdyby nie to, że spodnie co chwila mu spadały, a bluzkę miał prawie do kolan. Zaśmiałam się pod nosem widząc jego wygląd:
-Może wolałbyś moje ciuchy?- chłopak oburzony zmierzył mnie wzrokiem, po czym przejrzał się w lustrze.
-Nie, tak jest dobrze- uśmiechnął się do swojego odbicia i podniósł ręce chcąc poprawić swoje włosy, a nim zdążył to zrobić spodnie zjechały mu zatrzymując się dopiero na kostkach.
-Luuuuuuuuis- krzyknęłam i zasłoniłam oczy, odwracając się.
-Nie miałabyś może jakiś spodni z gumką?- odwróciłam się, chłopak na szczęście podciągnął już spodnie, które uporczywie musiał trzymać. Zaśmiałam się kręcąc głową i udałam się do pokoju mojego brata, gdzie przeszukałam całą szafę aż w końcu znalazłam szare spodenki dresowe, które Tommy nosił po domu.

Luis nie został u mnie długo, przygotowałam szybki obiad, który oboje z chęcią zjedliśmy, może nie byłam najlepszą kucharką, ale naleśniki wychodziły mi całkiem dobre. Później oboje zasiedliśmy przed telewizorem,  nie potrafiąc dogadać się w sprawie programu. Chłopak nalegał bym zostawiła na meczu, a ja uporczywie chciałam oglądać rodzinę 2+8, ale po kilkuminutowej sprzeczce ustaliliśmy, że zostawimy na dr. housie, którego jak się okazało oboje uwielbiamy. Tak, ten serial był zdecydowanie moim ulubionym i najchętniej oglądanym serialem w telewizji. Po dwóch odcinkach Luis, zorientował się, że na dworze wyszło już piękne słoneczko i , że spokojnie może wracać do mieszkania Toby'ego. Zebrał się obiecując, że jutro przyniesie mi  ubrania brata.  

niedziela, 24 lipca 2011

#9.

-Gdzie Filip? -weszłam do kuchni ściągając przy tym trampki ze stóp. Brat właśnie robił sobie płatki, jak co dzień, często robię je razem z nim po czym idziemy do salonu i włączamy horror, który wcześniej wspólnie wypożyczyliśmy. Zazwyczaj siedzę wtulona w jego rękę i proszę go o to, żebyśmy wyłączyli ten film, jednak nigdy nie ulega. Później odprowadza mnie do pokoju zapewniając, że to tylko film, on idzie do swojego pokoju po czym zaczyna mi wysyłać sms'y przypominając mi najgorsze momenty z filmu. Ja oczywiście w panice albo odkładam telefon myśląc o czymś przyjemnym albo biegnę do niego i kładę się na podłodze zaraz obok jego łóżka, tak by czuć się bezpiecznie.
-Śpi, zamęczyłem go na śmierć- uśmiechnął się szyderczo po czym nabrał do buzi dużą ilość płatków. Pobiegłam na górę, po cichu wchodząc do pokoju. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak słodko wygląda, okryty prawie po samą szyję moją różową pościelą w serduszka. Przebrałam się w krótkie spodenki i białą bokserkę po czym wślizgnęłam się jak najdelikatniej do łóżka, wtulając się do jego torsu.
-Uratowałaś świat? -usłyszałam cichy szept, po czym poczułam dotknięcie jego ust na mojej głowie.
-Mam nadzieję- zamknęłam oczy poddając się i zasypiając w oka mgnieniu.
Do moich uszu zaczął dobiegać głos bardzo dobrze znanej mi piosenki, black and yellow, black and yellow. Albo to mi się śniło, albo faktycznie w moim pokoju rozbrzmiewała się ta muzyka. Otworzyłam jedną powiekę by móc rozejrzeć się dookoła. Na moim biurku, leżał telefon chłopaka, który uporczywie dzwonił. Sięgnęłam po niego, był to budzik, ustawiony na czwartą nad ranem, faktycznie, dzisiaj wyjeżdża. Wyłączyłam alarm, po czym odłożyłam telefon i spojrzałam na jeszcze śpiącego chłopaka. Wyglądał tak słodko, uśmiechał się przez sen, aż szkoda było mi go budzić. Pogładziłam go opuszkami palców po nagim torsie po czym pocałowałam jego policzek.
-Tak mógłbym się codziennie budzić.- usłyszałam jedynie szept, a na moją twarz skradł się delikatny uśmiech. Chłopak przeciągnął się otwierając oczy.
-Która godzina? -pogładził mnie po włosach, uwielbiałam kiedy to robił. Spojrzałam na wielkie okno, które miałam prawie przed sobą. Na dworze robiło się już jasno, słychać było nawet ptaki.
-Po czwartej- chłopak słysząc to zerwał się na równe nogi, dosłownie w oka mgnieniu nie było go już w łóżku. Ubrał jeansowe spodnie i koszulkę, kiedy ja ledwo zdążyłam wyjść z łóżka. Przebrałam krótkie spodenki, na długie dresowe z gumką na dole i do tego bluzę, którą dostałam kiedyś od Filipa. Chłopak w tym czasie szorował swoje zęby a kiedy opuścił łazienkę zmierzył mnie wzrokiem.
-Nie musisz ze mną jechać, wracaj do łóżka, masz dzisiaj szkołę. -wrzucił do swojej torby szczoteczkę po czym rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy zabrał ze sobą wszystko. Telefon, sięgnął po niego wkładając do kieszeni.
-Ale chcę. Tommy nas odwiezie, pożyczy samochód od ojca- uśmiechnęłam się i nagle do pokoju wszedł zaspany, ale gotowy brat. Powiedział nam jedynie, że czeka na nas w samochodzie. Spojrzałam na chłopaka, który ostatni raz sprawdzał swoją torbę. Zobaczę go dopiero za kilka, długich miesięcy. Nie wiem jak wtedy będzie wyglądał, jak bardzo się zmieni, czy nadal będziemy mieli o czym rozmawiać, człowiek potrafi się zmienić w przeciągu kilku dni, a tutaj mowa o prawie czterech miesiącach. Filip zarzucił torbę na ramię po czym objął mnie ramieniem całując w skroń.
-Będzie dobrze- pogładził mnie po policzku i oboje ruszyliśmy ku wyjściu. - Dobrze, że nie ubierasz się tak na co dzień- zaśmiał się pod nosem a ja jedynie zmierzyłam siebie od stóp do głów. Faktycznie, to nie był mój styl, nie nosiłam dresowych spodni, a bluzę wkładałam bardzo rzadko, jednak miałam go jedynie odwieźć na lotnisko, makijaż nawet nie był mi potrzebny. W samochodzie wszyscy siedzieliśmy cicho. Ja z Filipem z tyłu a mój brat skoncentrowany na drodze. Siedziałam oparta o ramię chłopaka i rozmyślałam jak to będzie, jak wytrzymam te kilka miesięcy, bez jego uśmiechu, bez jego zapachu i bez jego uścisków. Kiedy nie będę miała do kogo iść i prosić o pomoc, nikt mnie nie będzie zapewniał, że wszystko będzie dobrze, nie będzie mnie z samego rana rozśmieszał czy chwalił jaka dobra ze mnie kucharka, mimo tego, że potrafiłam robić jedynie kanapki. Brat zaparkował z piskiem opon, tak, że momentalnie z mojej głowy wyleciały wszystkie myśli. Westchnęłam głęboko wychodząc z samochodu. Filip podał rękę Tommy'emu na pożegnanie po czym dołączył do mnie. Oboje ruszyliśmy ku wejściu kierując się do odprawy, która już trwała. Przed nami stały trzy osoby, tak więc krótko czasu na to by się pożegnać. Spuściłam jedynie wzrok czując, że do moich oczu napływa wodospad łez, dokładnie tak jak było kilka dni temu, kiedy to żegnałam się z nim przed moim domem. W pewnej chwili poczułam mocny uścisk, właśne tego teraz potrzebowałam, jego silnych ramion i jego cudownego zapachu. Chłopak wplótł ręce w moje włosy, szepcząc mi do ucha.
-Dasz radę, szybko zleci i na święta już będziemy razem- pocałował mnie w głowę po czym odchylił się unosząc delikatnie moją głowę tak by spojrzeć w moje oczy, z których już płynęły łzy. - No nie mów, że będziesz płakać- na jego twarzy pojawił się grymas, uwielbiałam to kiedy wszystko obracał w żart, nawet kiedy ja nie miałam na to ochoty- Ej, przestań- szturchnął mnie jak kolega, koleżankę- nie rób siary, ludzie patrzą- po raz kolejny skrzywił się rozglądając się dookoła, jednak nikt, nawet jedna osoba na nas nie patrzyła. Pocałował mnie namiętnie w usta dając mi coś do ręki. Spojrzałam na nią, była to bransoletka, bransoletka, którą nosił odkąd go poznałam. Opowiadał mi, że dostał ją od swojego zmarłego brata i znowu fala łez wyleciała z moich oczu. Wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam.
-To tak jakbym był z Tobą- pocałował mnie ostatni raz po czym wślizgnął swoje dłonie do kieszeni od spodni uśmiechając się delikatnie.
-Kocham Cię- wyszeptałam a chłopak pokiwał jedynie głową. Rzadko mi mówił, że mnie kocha, ja robiłam to częściej, a on wtedy albo kiwał głową ze zrozumieniem, albo odpowiadał 'wiem'. Jednak nie miałam mu tego za złe, zdawałam sobie sprawę z tego, że mężczyzną jest trudniej mówić o swoich uczuciach. Chłopak opróżniał właśnie kieszenie swoich spodni, wrzucając całą ich zawartość do koszyka, nie obrócił się, ani razu się nie obrócił. Nigdy przy pożegnaniach tego nie robiliśmy. Po dłuższej chwili patrzenia na jego plecy ruszyłam z miejsca kierując się do wyjścia.
-Wszystko w porządku? -usłyszałam głos brata zaraz po tym jak zapięłam pasy bezpieczeństwa wpatrując się w boczną szybę. Pokiwałam jedynie głową, a brat ruszył z piskiem opon włączając się w uliczny tłok. Było kilka minut po szóstej, tak więc miałam jeszcze trochę czasu by pojechać do domu, ogarnąć się i iść do szkoły mimo tego, że nie miałam nawet najmniejszych chęci. Do domu dojechaliśmy w dwadzieścia minut, od razu powędrowałam do swojego pokoju biorąc krótkie szorty i białą bokserkę po czym udałam się do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic. Pomalowałam oczy robiąc kreski eyeliner i przejechałam tuszem kilka razy po rzęsach po czym ułożyłam mokre włosy i zabrałam się za pakowanie najpotrzebniejszych książek.

sobota, 23 lipca 2011

#8.

 Koło trzeciej przebudziłam się, moje gardło były zaschnięte, a ręce całe drżały, pewnie miałam koszmar, a nawet nie pamiętam. Po ciuchy wyszłam z łóżka po czym udałam się na dół, zapaliłam najmniejsze światło w kuchni, gdzie dojrzałam ojca siedzącego przy stole.
-Jezu- podskoczyłam kiedy go ujrzałam po czym wyciągnęłam z lodówki sok, którego nalałam sobie do kubka i zasiadłam obok ojca.
-Wczoraj nie wróciłaś na noc- spojrzał na mnie kątem oka, nie wiedziałam co go gryzie, nie spał, czyli na pewno miał jakiś problem. Spojrzałam na kubek, który trzymałam w dłoniach.
-Tak, wiem, przepraszam, to się nie powtórzy- westchnęłam pod nosem a ojciec jedynie pogłaskał mnie po głowie. Z nim miałam lepszy kontakt niż z mamą, bo to z nim spędzałam większość czasu. Moja matka nie miała sił i chęci by mnie wychowywać, dlatego tym się zajął mój ojciec, i pewnie dlatego teraz tak bardzo różnię się z bratem, gdyż w jego życiu była matka, a w moim ojciec. Oparłam głowę jego ramię po czym spojrzałam na niego. Jak na anglika to był przystojny, i zawsze miał zarost, nigdy się go nie pozbywał bo wiedział, że to podoba się kobietom.
-Co się gryzie? -upiłam kilka łyków zimnego soku, a Frank jedynie wstał z miejsca gładząc mnie po głowie.
-Nic, po prostu nie umiem spać- pocałował mnie w głowę po czym ruszył ku schodom prowadzącym na górę. Nie czekając dłużej, zrobiłam to samo. Wróciłam do łóżka, wtulając się w Filipa.
Promyki słońca nie pozwoliły mi na kontynuację mojego wspaniałego snu. Szukając ręką chłopaka obok siebie, otworzyłam leniwie oczy nigdzie go nie widząc. Usłyszałam jedynie lejącą się wodę z łazienki, która po chwili ucichła. Sięgnęłam po laptopa pierwsze co to logując się na facebook'a, kolejne zaproszenia, od nowych znajomych, z chęcią zaakceptowałam po czym przeczytałam wiadomość od przyjaciółki z Polski. Julka jak zwykle opowiadała wszystko z dokładnymi szczegółami, które z chęcią wolałabym aby ominęła. Jej wiadomość ciągnęła się w nieskończoność, a kiedy dobrnęłam do końca, chęci na odpisanie jej zgasły. Drzwi do łazienki otworzyły się a nich stał chłopak ze szczoteczką w buzi.
-Powolilem szobie szie rożgoszczicz- wydukał chłopak, a ja jedynie zaśmiałam się widząc jak pasta wycieka mu z buzi.
-Jesteś obleśny- rzuciłam w niego poduszką, która oczywiście nie doleciała po czym wyszłam z łóżka kierując się w stronę łazienki. Stanęłam w drzwiach opierając się o ich framugę. Filip umył do końca zęby po czym wypłukał twarz i podszedł do mnie całując namiętnie moje usta.
-Co będziemy dzisiaj robić? -ominął mnie po czym wyciągnął ze swojej dobry białą polówke, którą ubrał na swoje gołe ciało. Ręcznik wciąż miał owinięty wokół pasa, a gestem ręki kazał mi się obrócić, co uczyniłam.
-Pójdziemy do kościoła- zacisnęłam usta by powstrzymać śmiech. W Polsce nigdy nie chodziłam do kościoła, mimo, że cała rodzina była wierząca. Tak samo było z Filipem, który ostatni raz w kościele był na swoje bierzmowanie, jakby nie patrzeć to nie tak dawno.
-Dobre żarty- zaśmiał się obejmując mnie od tyłu i całując swoimi zimnymi ustami moją szyję. Odwróciłam się w jego stronę po czym zmierzyłam go wzrokiem. Jak zwykle wyglądał cudownie, jego granatowe spodenki do kolan, które miał jak zwykle na połowie tyłka, który tak mnie cholernie pociągał i do tego ta biała polówka, która idealnie wyglądała z jego karnacją. Rozburzyłam mu jego mokre włosy po czym otworzyłam drzwi od pokoju, z którego wyszłam i pobiegłam po schodach na dół. Zdawałam sobie sprawę, że Filip zrobi tak samo i nie myliłam się, już po chwili stał obok mnie i przyglądał mi się jak robię kanapki.
-Z Tobą to mi będzie dobrze- uśmiechnął się, kiedy kończyłam robić kanapki, które ułożyłam na talerzu kładąc go na stole. Usłyszałam swój dźwięk telefonu, pobiegłam czym prędzej w stronę schodów, krzycząc jedynie do Filipa, by poczekał. Złapałam za telefon, który leżał na łóżku, nieznany numer, odebrałam.
-Słucham? -zdyszana ledwo zdołałam wypowiedzieć jedno słowo, w słuchawce odezwał się głos Luis'a, był roztrzęsiony, nie mógł się uspokoić, nie potrafił złożyć jednego sensownego zdania.
-Potrzebuję Cię- ostatnie zdanie jakie wypowiedział, jedno zdanie jakie potrafił złożyć, wiedziałam, że muszę mu pomóc, bo tylko ja mogę to zrobić. Jednak była druga sprawa, obiecałam Filipowi, ze nie będę się z nimi spotykać.
-Gdzie jesteś? -w głowie miałam już plan, który w oka mgnieniu zdążyłam wymyślić, chłopak jedynie odpowiedział po czym usłyszałam sygnał ukończenia rozmowy. Wrzuciłam telefon do torebki wybiegając z mojego pokoju, pobiegłam do brata , nie zwracając uwagi na to, że Filip co chwile woła mnie z dołu.
-Proszę pomóż mi- wparowałam do jego pokoju. Brat siedział na łóżku z laptopem na kolanach i rozmawiał przez skype ze swoją dziewczyną. Pomachałam jej jedynie a mój brat przeprosił ją obiecując, że zadzwoni później. Wstał z miejsca podchodząc do mnie i łapiąc mnie za ramiona.
-Zajmij się Filipem, wiem to głupio brzmi, ale ktoś mnie potrzebuje- to dziwne, że byłam w stanie zrezygnować z Filipa, dla chłopaka, którego nie znałam, ale tak mnie wychowano, zrobię wszystko by pomóc innym.
-Nie ma sprawy, leć- powiedział puszczając mnie, podziękowałam mu obdarowując go uśmiechem po czym zbiegłam na dół podchodząc do chłopaka, który konsumował moje kanapki.
-Słońce, wrócę niedługo, przepraszam Cię- pocałował go w usta kierując się z stronę wyjścia. Nie poszłam nawet na metro, biegłam do parku, w którym miał być Luis, ludzie obserwowalii mnie, jedni śmiejąc się a inni schodząc mi z drogi. Kiedy zobaczyłam chłopaka na ławce pobiegłam do niego zatrzymując się przed nim.
-Co jest? -spojrzałam na niego, jego nos krwawił, miał podbite oko, poszarpane ubrani i rozwaloną wargę. Podniosłam go delikatnie za podbródek patrząc na jego twarz. - Jezu, kto Ci to zrobił? - wyciągnęłam z torebki chusteczki nawilżające, zawsze miałam je przy sobie. Wytarłam mu krew z twarzy, a on jedynie krzywił się z bólu, nie zamierzając mi nawet odpowiedzieć na pytania. -Kto Ci do cholery jasnej to zrobił? -powiedziałam głośniej wyrzucając zużyte chusteczki do śmietnika po czym usiadłam obok niego na ławce.
-Włamali się do mojego domu, okradli nas, wszystko zniszczyli, pobili moją młodszą siostrzyczkę- mówił szeptem, a słowa ledwo przechodziły mu przed gardło. To było niewiarygodne, złapałam się za głowę, wiedząc, że chłopak jeszcze nie skończył. -Rodzice wyrzucili mnie z domu, twierdząc, że to moja wina, ale ja kurwa nawet nie znałem tych ludzi- dostrzegłam tuż obok jego nóg jedną torbę, za pewne z rzeczami, które zdążył ze sobą zabrać. Objęłam go ramieniem, chcąc dodać mu jakoś otuchy. W pocieszaniu nie byłam dobra, dlatego żaden ze znajomych nigdy nie przychodził do mnie z problemami, zazwyczaj kierowali się do Filipa, tak bym chciała żeby on teraz stał obok mnie i powiedział mi co powinnam zrobić.
-Gdzie teraz zamieszkasz? -spojrzałam na niego. On również to zrobił, pierwszy raz dzisiejszego dnia, spojrzał mi prosto w oczy, a jedyne co w nich dojrzałam to ból. Uniosłam kącik ust ku górze próbując się uśmiechnąć, jednak na próbach się skończyło.
-Zatrzymam się u Toby'ego- przełknął głośno ślinę, tak głośno, że nawet zdołałam to usłyszeć. Poklepałam go delikatnie po plecach po czym zeskoczyłam z ławki i wyciągnęłam ku niemu rękę.
-Chodź pójdziemy do niego- chłopak uśmiechnął się po czym położył swoją dłoń na mojej a drugą ręką sięgnął po torbę, którą zarzucił sobie na ramię.
-A jak Twoje kolano? -uśmiechnął się po czym skinął w stronę mojej prawej nogi, na której śladu po bandażu nawet nie było.
-Jest dobrze- zapewniłam go. Przez resztę drogi, opowiadałam mu o życiu w Polsce, był zachwycony, co chwile powtarzał, że to zupełnie co innego niż tutaj, że życie tutaj wydaje się być świetne, jednak on tak tego nie dostrzega. W Londynie mieszka od trzech lat, wcześniej mieszkał w Portugalii, skąd pochodził, tak jak Ja zostawił tam przyjaciół. Kiedy doszliśmy do mieszkania Toby'ego, w środku zastaliśmy jedynie Nathan'a i Mary leżących i oglądających jakiś program. Luis machnął do nich ręką kierując się do gościnnego pokoju.
-Siema, staaary co Ci się stało- krzyknął za nim Nathan, wyciągając rękę na przywitanie, której Luis nawet nie zauważył. Pokręciłam jedynie głową by nie zadawał więcej pytań po czym ruszyłam za chłopakiem. Pokój był duży, a w nim znajdował się jedynie materac, szafka nocna i jedna komoda. Po pomieszczeniu roznosiło się echo, kiedy postawiło się nawet stopę. Luis stanął przed oknem opierając dłonie o parapet. Przed dłuższą chwilę stałam w drzwiach nie wiedząc co powiedzieć, pewnie sobie nawet nie zdawał sprawy z tego, że jestem za nim. Dopiero po chwili oprzytomniałam podchodząc do niego i opierając się pośladkami o parapet.
-Powinieneś odpocząć- spojrzałam na jego ręce po czym położyłam dłoń na jego gładząc ją kciukiem. Czułam jego wzrok na naszych dłoniach a zaraz później na mnie, przyglądał mi się jakby chciał mnie przez to lepiej poznać, jakby chciał wiedzieć co myślę. Zabrałam dłoń odpychając się od parapetu. Po czym ruszyłam ku wyjściu z pokoju.
-Wpadnę jutro- odwróciłam się. Chłopak wciąż stał, bez ruchy, bez jakiegokolwiek zamiaru położenia się. Westchnęłam pod nosem, zamykając za sobą drzwi. Mary i Nathan wciąż leżeli w salonie, jednak byli zbyt zajęci sobą by mnie zobaczyć, dlatego przemknęłam po ciuchy wychodząc z mieszkania. Na dworze robiło się już ciemno, coraz silniejszy wiatr towarzyszył mi z każdym moim krokiem. Na szczęście stacja metra nie była tak daleko, a pociągi jeździły co kilka minut. Wbiegłam do pociągu, którego drzwi już do połowy były zamknięte.
-Toby- krzyknęłam, przeciskając się przez masę ludzi, którzy stali mi na drodze. Jego rozczochrane włosy widać wszędzie. Odwrócił się i widząc mnie od razu się uśmiechnął wyciągając ręce by mnie przytulić. Nie zrobiłam nic innego jak pozwoliłam mu na to wtulając się w jego ramiona.
-Dlaczego zawsze spotykamy się w metrze? -spojrzał na mnie poprawiając mi włosy. Albo miał fioła na punkcie wyglądu kobiet, albo to ja zawsze tak fatalnie wyglądam.
-Sama nie wiem, ale nie powinieneś jechać w odwrotną stronę? Twój dom jest tam- wskazałam ręką do tyłu. Po czym zmierzyłam go wzrokiem, zrobiłam to chyba pierwszy raz odkąd go poznałam. Nigdy nawet nie zwróciłam na niego szczególnej uwagi, a jak się okazuje potrafi świetnie wyglądać. Miał na sobie trampki do kostek, co prawda nawet nie zawiązane, ale wyglądały dobrze. Krótkie dresowe spodenki, których krok kończył się prawie na kolanach i zwykłą białą bluzkę z krótkim rękawkiem. I do tego jego błękitne oczy, które świetnie wyglądają z jego czarnymi wiecznie rozczochranymi włosami. Oj, tak, był przystojny i dostrzegłam to dopiero teraz, kiedy nie był ani pijany ani naćpany i kiedy nawet nie śmierdział papierosami a dobrą perfumą.
-Jadę do babci- poprawił swoje włosy unosząc dumnie głowę ku górze - Jak wyglądam? -zaprezentował mi się z każdej strony, a na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-Idealnie w rzeczy samej- ukłoniłam się przed nim, chcąc pokazać mu tym gestem, że jestem zachwycona jego wyglądem, a on jedynie położył dłoń na mojej głowie czochrając mi włosy, które sam przed chwilą układał.
-Byłaś u mnie? -spojrzał na mnie po czym rozejrzał się dookoła i wskazał dłonią na wolne miejsce, z którego wstał właśnie mężczyzna. Pokręciłam jedynie głową, nie chcąc siadać ponieważ i tak zaraz miałam wychodzić.
-Tak, Luis u Ciebie się zatrzyma.- chłopak zaskoczony zmierzył mnie wzrokiem.
-Co? -zaśmiał się głośno, jednak widząc moją minę na jego twarzy momentalnie pojawiła się powaga. -O co chodzi?
-On Ci wszystko wytłumaczy.- wzruszyłam ramionami po czym odeszłam od niego dwa kroki zbliżając się do drzwi, które zaraz miały się otworzyć.
-Zajebiście, będę miał brata-krzyknął unosząc ręce ku górze w gescie radości. Zaśmiałam się pod nosem wychodząc z pociągu i machając mu na pożegnanie....

piątek, 22 lipca 2011

#7.

 -Co Ty tu...- spojrzałam zaskoczona przecierając oczy, po czym na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech i podbiegłam do chłopaka, który właśnie podnosił się z łóżka. Przytuliłam go mocno do siebie czując woń jego perfum, które tak uwielbiałam.
-Stęskniłem się, więc przyleciałem na weekend- pocałował mnie w główkę odchylając się do tyłu. Nachylił się lekko by móc spojrzeć mi w oczy.
-Wyglądasz okropnie- zaśmiał się całując moje suche usta, jednak ta przyjemność nie trwała długo, bo chłopak odsunął się- i jeszcze śmierdzisz alkoholem- zaśmiał się całując mnie w czółko po czym usiadł na miejscu, które przed chwilą opuścił. - Doprowadź się do porządku, a później się pocałujemy- wciąż się śmiał kładąc się na moim łóżku. Słysząc jego końcowe zdanie również wybuchnęłam śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wyciągnęłam z szafy czyste ciuchy i pokierowałam się w stronę łazienki, w której za pewne posiedziałabym ze dwie godziny, jednak widząc, że czeka na mnie Filip ogarnęłam się w półgodzinny. Ubrana w krótkie turkusowe szorty, białą bokserkę i do tego top w kwiatuszki wyszłam z łazienki związując w tym czasie mokre włosy, które uporczywie opadały mi na twarz. Podeszłam do chłopaka siadając na jego kolanach i oplatając rękoma jego szyje.
-Zęby umyte? -odchylił się lekko by mój spojrzeć na mnie. Ja jedynie przytaknęłam głową i już czułam na swoich ustach, jego cudowny smak. Tęskniłam za tym, mimo, że to minęły tylko dwa dni. Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi od mojego pokoju. Odkleiłam się od chłopaka i odwróciłam się widząc mojego brata.
-No, ładnie, przyłapałem Was na gorącym uczynku- zaśmiał się brat kiwając głową do Filipa. Byli oni w tym samym wieku, chodzili razem do liceum, jednak nie przyjaźnili się, byli po prostu dobrymi kumplami.
-Czego chcesz? -spojrzałam na brata, prosząc go wzrokiem by opuścił to pomieszczenie, jednak u nas rodzinna jest upartość. Mój brat zamiast spełnić moją prośbę, wszedł do mojego pokoju siadając przy biurku i kręcąc się na krześle.
-Na ile przyjechałeś? -zwrócił się do Filipa, który właśnie wkładał rękę pod moją koszulkę gładząc moje plecy. Próbował robić to dyskretnie by brat niczego nie zobaczył, jednak ja nie wytrzymałam, jego dłonie mnie gilgotały i wybuchnęłam śmiechem uderzając go w rękę.
-W poniedziałek wracam, z samego rana mam samolot- była sobota rano, mam dwa dni, na spędzenie czasu z moim chłopakiem, to stanowczo za mało jednak postaram się to wykorzystać jak najlepiej.
-To bawcie się dobrze, tylko pilnuj jej - brat podniósł się z miejsca. Oczywiście nie darował sobie rozczochrania mi włosów, które dopiero związałam. Uderzyłam go w plecy i już go nie było w pokoju. Musnęłam usta Filipa po czym zeszła z jego kolan ubierając na stopy białe conversy.
-Chodź, pokażę Ci trochę miasta- uśmiechnęłam się wyciągając do niego rękę, którą on złapał i oboje pokierowaliśmy się w stronę metra. Siedząc już w pociągu , nie darowaliśmy sobie obgadywania, w tej kwestii dobraliśmy się idealnie. Oboje uwielbialiśmy obgadywać ludzi, a tutaj mogliśmy robić to do woli ponieważ i tak nikt nas nie rozumiał. Siedzieliśmy przytuleni do siebie i śmialiśmy się co chwile z kogoś innego. Kiedy dojechaliśmy do wyznaczonego celu, oboje wybiegliśmy z pociągu i zmierzyliśmy ku wyjściu z podziemi.
-Tylko, proszę nie pokazuj mi Big Ben'a, Tower bridge czy innych gówien- marudził Filip i w pewnym momencie obróciłam go o 180 stopni, by nie dostrzegł za sobą słynnego zegara Londynu. Chciałam mu pokazać, jednak skoro on tego nie chciał, to musiałam wymyślić coś innego.
-Nawet nie miałam zamiaru. -uśmiechnęłam się do niego i pociągnęłam go w stronę wąskiej alejki, sama nie wiedząc dokąd ona prowadzi. Uliczka była wąska, ale poprowadziła nas do pięknego parku, w którym jeszcze nie byłam. Daje rękę uciąć, że w większości Londynu jeszcze nie byłam, przyjeżdżając tu na wakacje, zawsze odwiedzałam te same miejsce, a szczególnie Oxford, na którym mogłam spędzić cały dzień robiąc zakupy w ulubionych sklepach.
-Tam jest starbucks, pójdźmy po kawę- uśmiechnęłam się ciągnąc chłopaka w stronę budki. Filip zamówił dwie średnie late wręczając mi jedną.
-Aaaaaaron! -krzyknęłam i podbiegłam do chłopaka, który szedł właśnie z Lex, czasami to traciłam rachubę, który to który, Aaron z Toby'm mi się mylili, byli strasznie podobni, jednak to Toby robił za największego idiotę. Aaron odwrócił się wraz z dziewczyną i oboje uśmiechnęli się na mój widok wychylając się by móc dojrzeć mojego towarzysza. Odsunęłam się kawałek.
-Aaron Lex to jest Filip -wskazałam na mojego chłopaka, który spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. -Filip to Aaron- skinęłam głowa na chłopaka, który własnie wyrzucił papierosa w krzaki - A to Lex- dziewczyna wyciągnęła ręki w kierunku Filipa po czym spojrzała na mnie.
-Idziemy dzisiaj na imprezę, idziecie też? -zacisnęłam usta wiedząc, że mój towarzysz raczej nie będzie z tego zadowolony.
-Będzie dobry towar, Ab- zaśmiał się szturchając mnie łokciem i mrugając do mnie oczkiem. Spojrzałam na niego tylko próbując mu dać znak, żeby się zamknął i akurat jego uśmiech zniknął z twarzy.
-Zobaczymy jeszcze- uśmiechnęłam się przepraszając ich po czym pociągnęłam Filipa w drugą stronę wymijając znajomych.
-Dobry towar? -zatrzymał się i stanął jak wryty, patrzył na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, jakby chciał wyczytać z moich myśli o to chodziło Aaron'owi.
-Wydurniał się- uśmiechnęłam się do chłopaka ciągnąc go za koszulkę, jednak on ani drgnął, stał w miejscu, nie ruszył nawet ręką, nic kompletnie. Podeszłam do niego kładąc mu ręce na brzuchu.
-To nie towarzystwo dla Ciebie- spojrzał w moje oczy, pewnie miał rację, jednak ja miałam wszystko pod kontrolą, a przynajmniej tak mi się wydawało. Uśmiechnęłam się do niego całując go w usta.
-Spokojnie- znowu pociągnęłam go za koszulkę z chęcią udania się w jakąkolwiek stronę, obojętnie gdzie, byleby nie stać na środku chodnika.
-Obiecaj, że nie będziesz się z nimi spotykać- chłopak odwrócił mnie w swoją stronę by mój spojrzeć mi prosto w oczy. Potrafiłam kłamać to fakt, jednak nie jego, nie kiedy jego oczy tak cholernie mnie hipnotyzowały. Westchnęłam pod nosem, mimo, że byli oni zupełnie inni niż ja, to polubiłam ich. Każdy z nich był inni, a za razem każdy taki sam, potrafiłam się z nimi dogadać i przy nich zapominałam o tym, że jestem z dala od ukochanych.
-Obiecuję.- szepnęłam ruszając w kierunku fontanny, tym razem Filip ruszył na mną dorównując mi kroku. Po czym zarzucił swoją ręka na moje ramiona. Pospacerowaliśmy jeszcze trochę po parku a następnie udaliśmy się w miejsce, które pokazał mi kiedyś mój ojciec. Zawsze mi tam opowiadał jeden dzień z jego życia, dzień kiedy był w moim wieku. Zawsze słuchałam go z ciekawością, te historie wcale mi nie pasowały do jego osoby. Od czternastego roku życia w jego głowie były jedynie imprezy,na których nie zabrakło oczywiście alkoholu czy narkotyków. Zawalał szkołę, a jego rodzice nie mogli nic na to poradzić. Kiedy skończył siedemnaście lat, rodzice spakowali go i kazali mu się wyprowadzić, mówiąc, że nie chcą utrzymywać takiego syna. I od tamtego czasu mój ojciec Frank to zupełnie inny człowiek. Musiał skończyć z wszystkimi nałogami, zaczął szukać pracy, którą godził ze szkołą. Jego brat Carlos, był od niego o dwa lata starszy i o dwadzieścia lat mądrzejszy, byli zupełnymi przeciwieństwami.
-W końcu zobaczyłem ładną częsć Londynu- z rozmyśleń o moim ojcu wyrwał mnie głos Filipa. Oboje staliśmy na wielkiej górce z której były widać prawie cały Londyn. Zajęliśmy miejsce i wtuleni siedzieliśmy wspominając czasy jak mieszkałam w Polsce. Było tak wspaniale, tak banalnie bez żadnych problemów, tutaj jeszcze ich nie mam, w końcu to dopiero dwa dnia, ale czas pokaże.
Do domu dotarliśmy koło północy, rodzice już spali, na moje szczęście bo jeszcze w nocy by mi zrobili awanturę o to, że nie wróciłam na noc do domu. Oboje pokierowaliśmy się do mojego pokoju i zmęczeni opadliśmy na łóżko.

czwartek, 21 lipca 2011

#6.

 Obudziłam się z potwornym bólem głowy i o chyba kilka kilo lżejsza. Rozejrzałam się dookoła, próbując przypomnieć sobie gdzie jestem, a raczej jak tu trafiłam. Byłam w pokoju, obok mnie leżała Katie, w ręku trzymając swój notes. Uśmiechnęłam się pod nosem wyciągając telefon z kieszeni. Jezu, trzydzieści trzy nieodebranych połączeń, rodzice mnie zabiją. Zerwałam się z łóżka i po chwili znowu na nie usiadłam, był to za szybki ruch, tym bardziej, że głowa mi cholernie pulsowała. W drzwiach dojrzałam Luis'a z papierosem w ręku.
-Boli główka co? -parsknął śmiechem po czym zawrócił i wyszedł z pokoju. Wzięłam kilka oddechów i poszłam za nim, stał przy kuchennym blacie wpatrzony w okno.
-Co się wczoraj działo? Pamiętam jedynie- próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć, w mojej głowie pojawiały się pojedyncze sceny z wczorajszego dnia. - graliśmy w butelkę- spojrzałam na chłopaka a on przytaknął mi głową nawet na mnie nie spoglądając. - Później wymiotowałam- przymrużyłam oczy, więcej nie pamiętałam, mimo dobrych chęci nic nie potrafiłam sobie przypomnieć. Chłopak odwrócił głowę w moim kierunku po czym wyminął mnie i podszedł do lodówki wyciągając z niej mleko, które wypił jednym duszkiem.
-Kim jest Filip? -podszedł do mnie zgniatając w dłoniach karton po mleku. Mojego oczy powiększyły się do wielkości monet pięciozłotowych. Filip? skąd on o nim wiedział. Odwróciłam głowę w kierunku okna, nie byłam z siebie zadowolona, wiedziałam, że mój chłopak nie byłby zadowolony z moich poczynań, w końcu on skończył z imprezowaniem, z papierosami i z alkoholem, specjalnie dla mnie, a teraz ja robiłam coś czego oduczyłam jego.
-Mój chłopak- szepnęłam pod nosem a Luis jedynie wskoczył na blat kuchenny nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Nie wspominałaś, że masz chłopaka- był wścibski, jego cholerny ton głosu działał na mnie nerwowo, nie lubiłam w jaki sposób do mnie mówił.
-Nikt nie pytał- wzruszyłam ramionami i do kuchni wszedł Nathan w samych bokserkach przecierając oczy. Uśmiechnął się szeroko wyciągając z lodówki kolejny karton mleka i po chwili ślad po nim zaginął. W kuchni rozbrzmiał się dźwięk mojego telefonu, sięgnęłam ręką po niego po czym zobaczyłam na wyświetlaczu imię mojego brata. Bez zastanowienia nacisnęłam zieloną słuchawkę. Wytłumaczyłam bratu, ze po lekcjach poszłam do koleżanki się pouczyć i, że zasnęłyśmy u niej. Umiałam kłamać więc brat bez problemu mi uwierzył, prosząc bym wracała jak najszybciej do domu. Rozłączyłam się po czym wyszłam z kuchni wchodząc do salonu, gdzie spał jedynie Aaron. Po cichu podeszłam do kanapy gdzie leżała moja torba i nagle poczułam uścisk na nadgarstku. Był to Aaron, z przerażenia aż położyłam ręke na klatce piersiowej.
-Wystraszyłeś mnie- pokręciłam głową a Aaron z diabelskim uśmiechem pociągając mnie w swoją stronę. Nie wiem czemu, ale czułam, że go lubię, lubiłam z tego towarzystwa każdego na swój sposób. Może jedynie nie Mary, z którą do tej pory nie zamieniłam nawet jednego zdania.
-Daj buziaka- zaśmiał się, chyba jedynie on jeszcze nie wytrzeźwiał. Śmiał się cały czas, aż uszy pękały. Pokręciłam ze śmiechem głową po czym wyrwałam się z jego uścisku.
-Na razie- pożegnałam się jedynie z nim. Katie jeszcze spała. Mary i Nathan jak zwykle odosobnieni siedzieli w drugim pokoju. Luis wciąż przebywał w kuchni a Toby i Lex? Nie wiem, dzisiaj ich nie widziałam. Wyszłam po cichu z domu po czym pokierowałam się w stronę metra. Pociąg nadjechał już po minucie, więc bez zastanowienia wsiadłam zajmując miejsce przy oknie. Wiedziałam, że wyglądam jak dwa nie szczęscia, bo wszystko przyglądali mi się, za pewne w Polsce bym nie wyszła w takim stanie z domu, jednak tutaj uważałam to za zupełnie coś normalnego.
-Siemaneczko laseczko- obok mnie znalazł się Toby obejmując mnie ramieniem, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Ciszej- zwróciłam mu uwagę przymrużając oczy, moja głowa cały czas mnie bolała, oparłam ją o rękę chłopaka, która cały czas spoczywała na moim ramieniu.
-Mogłaś się chociaż u mnie doprowadzić do porządku- uśmiech nie schodził mu z twarzy, zaczął poprawiać moje rozczochrane włosy po czym złapał mnie za podbródek i odwrócił moją twarz w swoją stronę wycierając rozmazany tusz z moich policzków. Przyjrzał mi się uważnie po czym poprawił mi kołnierzyk od marynarki. -Idealnie. -zaśmiał się całując mnie w czółko, miły gest z jego strony.
-Dzięki- uśmiechnęłam się i słysząc komunikat zerwałam się z miejsca machając mu na pożegnanie. On zrobił to samo po czym przesiadł się na moje miejsce i oparł głowę o szybę, cały czas mi machając. Do domu doszłam szybko, otworzyłam drzwi rozglądając się dookoła. Rodziców nie było a z pokoju brata słychać było muzykę, tym lepiej, wejdę niezauważona, doprowadzę się do porządku i dopiero później zawitam do Tommy'ego. Pobiegłam po schodkach i otworzyłam drzwi od swojego pokoju, a widząc osobę siedzącą na moim łóżku z wrażenia aż cofnęłam się o dwa kroki.

środa, 20 lipca 2011

#5.

 -Urywamy się dzisiaj z lekcji, idziesz też? -usłyszałam głos tuż obok mojego ucha. Odwróciłam się zerkając na osobę, był to Aaron. Jak zwykle z papierosem w ręku, zatrzymał mnie tuż szkołą. Spojrzałam na budynek po czym na niego i wzruszyłam ramionami idąc w raz z nim w kierunku reszty.
-To co? Do Toby'ego? -zapytał Nathan i wszystko chórkiem się z nim zgodzili. W drodze szłam wraz z Aaron'em i Toby'm, już zdążyłam się przyzwyczaić do domu papierosowego, który cały czas nam towarzyszył. Toby wyjaśnił mi, że mieszka sam gdyż jego rodzice wyjechali do Stanów i, że to do niego najczęściej przychodzą. Później dowiedziałam się, że Katie to dziewczyna mająca swój świat, wszystkich ona uwielbia i cały czas pisze pamiętnik, bez przerwy. Jest ona jak dziecko, które oni wychowują. Widać było, że każdy ją kocha, troszczyli się o nią.
-Przyznaj, w Polsce nie miałaś takich zajebistych przyjaciół co? -Toby szturchnął mnie łokciem uśmiechając się szyderczo. Zmierzyłam go tylko wzrokiem.
-Miałam lepszych, kochanie- mrugnęłam do niego oczkiem po czym przyśpieszyłam by potowarzyszyć samotnej Katie. Nawet kiedy szła to zawzięcie pisała coś w notesie.
-Cześc Katie- uśmiechnęłam się do dziewczyny, które oderwała się na moment od notowania i obdarowała mnie promiennym uśmiechem.
-Cześć Ab, wow, ale masz śliczne włosy- Ab? tak jeszcze nikt do mnie nie mówił, ale jej na to pozwoliłam, w końcu była taka szczęśliwa, taka niegroźna. Wplotła palce w moje włosy, zachwycając się nimi.
-Dziękuję, co tam piszesz? -spojrzałam na nią po czym próbowałam coś dostrzec, jednak Katie zamknęła notes, wciąż ukazując swoje zęby w szczerym uśmiechu.
-To pamiętnik, nie mogę Ci go pokazać.- dziewczyna zaczęła skakać dookoła swoich przyjaciół. Aż w pewnym momencie Aaron ją chwycił i przerzucił ją sobie przez ramię, klepiąc ją po tyłku.
-Dzisiaj Katie była niedobra. -jego głos brzmiał, jak głos nadopiekuńczego tatusia. Uśmiechnęłam się na ten widok po czym spojrzałam na Luis'a. Jak zwykle piękny, szedł sam, był dziwny, jakby do nich nie pasował. Mimo, że palił, przeklinał i za pewne pił, to jego osoba i tak nie pasowała mi do tego towarzystwa. Doszliśmy do domu Toby'ego, był on na jednej chyba z najgorszych dzielnic. Weszłam do środka, i nagle wszyscy zaczęli chodzić jak roboty. Nathan i Mary rzucili się na łóżko i zaczęli namiętnie całować. Toby i Aaron zaczęli wyciągać z półek alkohol. Katie usiadła na fotelu jak zwykle pisząc coś w notesie a Lex włączyła muzykę. Tylko ja, stałam jak wryta nie wiedząc co mam zrobić a i Luis, zatrzymał się obok mnie.
-Zajmij sobie miejsce- powiedział obojętnym tonem po czym usiadł na drugiej kanapie. Nie czekając dłużej zajęłam miejsce obok niego. Po chwili każdy trzymał w ręku butelkę piwa i zaciągał się papierosem. Na piwo się skusiłam, ale papierosa podziękowałam.
-Zagrajmy w butelkę - zaproponował Toby gasząc peta w popielniczce, z której już się wysypywało.
-Jestem za, na zadania, jeśli ktoś nie wykona zadania sciąga z siebie jedną rzecz- dodał zadowolony Tony, które upił kilka łyków zimnego piwa. Wszyscy spojrzeli na Nathana i Mary, z nimi to chyba nigdy nie da się pogadać, ciągle byli do siebie przyklejeni.
-Idźcie pieprzyć się gdzieś indziej- Luis rzucił w nich poduszką a oni zadowoleni z jego propozycji podnieśli się z kanapy i ruszyli do innego pokoju. Toby wypił do końca zawartość butelki swojego piwa po czym położył ją na stole, z którego najpierw wszystko zrzucił. Wow, pomyślałam sobie, u mnie w domu nigdy nie było takiego bałaganu, jednak nie przeszkadzało mi to, ważne, że ja miałam gdzie siedzieć. Chłopak zakręcił butelką, która zatrzymała się w moją stronę, westchnęłam pod nosem patrząc na niego.
-Masz to-powiedział, rzucając mi mały słoiczek z tabletkami, chciałam przeczytać co to jednak wszystko było napisane po francusku. Spojrzałam na niego.
-Toby daj spokój- Luis zmierzył go wzrokiem i zabrał ode mnie tabletki, ach tak, mogłam jedynie domyślić się, że to narkotyki. Zabrałam więc je od Luis'a otwierając i wysypując kilka na ręce.
-Ile? -spojrzałam na Toby'ego, który uśmiechnął się do mnie zaciągając się papierosem.
-Dwie- tak jak powiedział tak zrobiłam, wzięłam dwie pastylki popijając je piwem. Dlaczego to zrobiłam? to był chyba przypływ emocji, normalnie bym tego nie zrobiła, byłam źle nastawiona na narkotyki. Przejęłam butelkę, którą zakręciłam i wypadało na Aarona.
-Daj mi się z kimś przelizać, proszę, proszę- uklęknął przede mną prosząc jak małe dziecko. Zaśmiałam się pod nosem, kręciło mi się już w głowie, jednak czułam się dobrze, czułam, że humor mi się poprawia.
-Jak chcesz -spojrzałam na niego uśmiechając się kącikiem ust po czym skinęłam głową na Luis'a- Proszę- pogłaskałam Aarona po głowie, który jedynie przeklnął na całe gardło po czym podszedł do Luis'a całując go namiętnie, nie zajęło mu to krótko. Dopiero kiedy Luis go odepchnął, to chłopak wrócił na miejsce. Gra trwała nieskończenie długo, nikt nie pozbył się ciuchów, każdy wykonał zadanie jakie mu przydzielono. Było koło trzeciej, wszyscy byli już wstawieni i każdy spał w jakimś kącie, ze mną też nie było najlepiej. Ciągle kręciło mi się w głowie i co chwile wymiotowałam do kibla.
-Wszystko w porządku? -usłyszałam za plecami znany mi głos, aż ciarki przechodziły po plecach. Pokiwałam jedynie głową, po czym znowu do toalety wyleciała zawartość żołądka. Wytarłam buzię papierem, wiedząc już, że to koniec wymiotowania po czym uniosłam się momentalnie tracąc równowagę i opadłam na toaletę śmiejąc się pod nosem i bujając w rytmie piosenki, której nawet nie było słychać, była ona jedynie w moich myślach.
-Jezu kobieto- ktoś nagle uniósł mnie i wraz ze mną na rękach upuścił pomieszczenie, kierując się do innego pokoju. Był to Luis, jako jedyny jako-tako trzymał się na nogach. Nawet nie wiedziałam co się dzieje, gdzie jestem ani z kim. Oplotłam ręce w okół jego szyi i zaczęłam całować jego twarz, począwszy od policzka poprzez skroń i skończywszy na kąciku ust.
-Filip, tak bardzo Cię kocham- zaczęłam nawijać po polsku a po chwili poczułam, że leżę już na łóżku nie będąc w objęciach mężczyzny. Jedynie zamknęłam oczy i w nieprawdopodobnie w szybkim tempie oddałam się w objęcia Morfeusza.

wtorek, 19 lipca 2011

#4.

 -Pora na lunch!- krzyknęła Lex, kiedy właśnie przebierałam bluzkę. Złapałam się za ucho po czym dokończyłam ubieranie i zabrałam torbę. - Chodź, poznasz moich przyjaciół- uśmiechnęła się dziewczyna ciągnąc mnie za rękę. Trochę mnie dziwiło, że jest taka miła, jednak przecież to możliwe, w końcu to inny świat niż Polska, nie mówię, że tam byli nie mili ludzi, po prostu w Warszawie ciężko było zdobyć zaufanie drugiej osoby, a do swoich ekipek, raczej nikt nikogo już nie chciał przyjmować. Wyszłyśmy na zewnątrz kierując się w stronę wielkiego drzewa pod którym siedziało kilka osób a wraz z nim Luis. Przeklnęłam pod nosem po polsku, a dziewczyna jedynie zmierzyła mnie wzrokiem śmiejąc się. Oboje stanęłyśmy przed wszystkimi.
-Ludzie to jest Abbie, Abbie to jest -wskazała na dziewczynę i chłopaka, którzy byli zbyt zajęci sobą. - Nathan i Mary.- chłopak jedynie podniósł rękę w celu przywitania się po czym znowu położył ją na tyłku swojej dziewczyny. Lex wskazała na chłopaka, który właśnie odpalał papierosa - Aaron, jego chyba kojarzysz -spojrzała na mnie. Chłopak uśmiechnął się szeroko po czym zaciągnął się. - Toby- wskazała na chłopaka obok niego, ach to był ten, który się za mną chował. Uśmiechnął się do mnie i ukłonił się, mimo tego że siedział. - Luis, jego chyba znasz -dziewczyna spojrzała na mnie a ja tylko przytaknęłam głową. Niestety go znam, pomyślałam po czym podążyłam dalej, gdzie siedziała jakaś blondynka, która zawzięcie pisała coś w swoim notatniku. - I nasza ukochana Katie- dziewczyna wstała z miejsca z szeroki uśmiechem na twarzy i przytuliła mnie do siebie. Lex zajęła miejsce obok swoich przyjaciół, więc mi nie pozostało nic innego jak zrobienie tego samego.
-Papierosa? -Aaron wyciągnął w moim kierunku paczkę Marlboro, jednak pokręciła jedynie przecząco głową. W Polsce kilka razy zdarzyło mi się zapalić, jednak na co dzień tego nie robiłam, nie uważałam tego za coś co jest mi potrzebne.
-Kurwa, nie mam zadania na angielski, pierdolę tą szkołę.- wow, pomyślałam i stwierdziłam, że to towarzystwo jest zupełnie inne niż moje. Widać było, że w ich głowach znajdują się jedynie papierosy i alkohol, jednak mimo wszystko musiałam to zaakceptować, bo w końcu przyjeli mnie do swojego grona.
-Luis jak tam? Zaliczyłeś w końcu Sophie? -zapytał Nathan, który własnie odkleił się od ukochanej. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, prócz mnie. Gdyż mnie to nie bawiło, wręcz odwrotnie, dla mnie to było głupie i nie potrzebne. Lex nachyliła się w moją stronę.
-Przegrał zakład i Aaron miał mu wybrać dziewczynę, którą ma zaliczyć w ciągu tygodnia, jest to największa cnotka w tej szkole- wytłumaczyła mi dziewczyna a ja jedynie spojrzała na chłopaka, który widocznie z nerwów, zaczął odpalać papierosa.
-No, więc jak Ci idzie? -uniosłam brew ku górze, pytając chłopaka, który raczej nie był zadowolony.
-Pierdolcie się, dam radę, zobaczycie- krzyknął i oparł się głową o drzewo. Lunch zleciał szybko, mimo siedzenia cały czas w dymie i mimo tego, że otaczli mnie ludzie zupełnie inni niż ja to miło spędziłam ten wolny czas. Po przerwie zostały mi jeszcze dwie lekcje, które na moje szczęście zleciały w oka mgnieniu. Wróciłam do domu i pierwsze co zrobiłam to otworzyłam lodówkę wyciągając z niej nutellę, z którą pokierowałam się do swojego pokoju. Włączyłam laptopa, od razu logując sie na facebook'a, gdzie miałam dwa zaproszenia i jedną wiadomość. Zaproszenie od Lex i od Aarona, miło, aż uśmiechnęłam się pod nosem akceptując po czym otworzyłam wiadomość, była od Filipa.
 "Słońce, słońce, słońce tęsknie za Tobą, jedynie co po Tobie pozostało to bałagan w mojej szafie, kiedy wybierałaś sobie moją koszulkę. Aha i jeszcze szklanka, z której piłaś, wciąż leży na moim biurku. Masz pozdrowienia od wszystkich i wielkie uściski, obiecali się odezwać, jednak wiesz jak to z nimi jest, pamiętają o Tobie i tęsknią, ale pisać się nikomu nie chce. Tak więc żyj tam zdrowo moja piękna. Kocham Cię" czytając tą wiadomość na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Kochałam moich przyjaciół i zgadzałam się z Filipem, każdy tęsknił, ale każdy ten czekał aż ja napiszę. Jednak na facebooku nikogo nie było, a ja dostałam kolejne dwa zaproszenia- Toby i Mary, bez wahania zaakceptowałam. Odpisałam Filipowi po czym włączyłam sobie ostatni sezon 'skins' i bez zastanowienia zabrałam się za cały słoik nutelli. Po dwóch odcinkach wyłączyłam laptopa kierując się w stronę kuchni, gdzie właśnie przy lodówce stał mój brat. Chcąc schować słoik z nutellą do lodówki Tommy wyrwał mi go z rąk odkręcając i patrząc na środka.
-Zjadłaś połowę, kobieto - zmierzył mnie wzrokiem, to prawda, kiedy dorwałam się do nutelli, to nie było widać końca, jednak miałam dobrą przemianę materii i nikt by po mnie nie poznał, że zajadam się takimi rzeczami. Wróciłam na górę, mój pokój wciąż nie był urządzony tak jak chciałam. Nalałam sobie do wanny wodę po czym położyłam się w niej puszczając z telefonu muzykę pozwoliłam sobie na chwilę relaksu. Zastanawiałam się jak mogę urządzić mój pokój, w końcu chciałam czuć się jak w prawdziwym domu, na pewno zmiana ścian. Nie mogą być one białe, chyba zdecyduję się na fiolet. Wykładzinę zostawię białą. A na sufit nad łóżkiem przykleję wielkie zdjęcie przyjaciół z Polski. Kupię fioletową firankę i fioletowe dodatki do pokoju, a przede wszystkim pełno ramek, takiego koloru jak ściany.



Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem ;) 

poniedziałek, 18 lipca 2011

#3.

 -Dzień dobry, panno Milas- nauczyciel odwrócił się w moją stronę posyłając mi sympatyczny uśmiech, którego niestety ja nie byłam w stanie odwzajemnić.
-Dzień dobry- mruknęłam pod nosem po czym poszłam na sam koniec klasy zajmując wolną ławkę. Na szczęście ławki były pojedyncze więc nie musiałam się do nikogo dosiadać. Obok mnie była ławka jakiegoś chłopaka, który raczej nie był zainteresowany lekcją, gdyż w jego uszach znajdowały się słuchawki a oczy miał zamknięte. A po prawej stronie? Jakaś lalunia, malowała swoje tipsy, wywróciłam oczami. Dostrzegając, że odwrócił się do mnie chłopak, Hiszpan bądź Portugalczyk, aż moje serce mocniej zabiło. Był cholernie przystojny, czarne rozburzone włosy, piękna ciemniejsza karnacja i wielkie czarne oczy.
-Masz pożyczyć ołówek? -uśmiechnął się, opierając dłoń na mojej ławce. Pomrugałam kilkukrotnie oczami po czym spojrzałam na swoją ławkę, na której znajdował się jedynie długopis i jeden zeszyt.
-Nie- odparłam obojętnie, mimo tego że był przystojny, nie potrafiłam więcej z siebie wykrztusić. Po chwili spojrzałam na telefon, i ujrzałam na tapecie zdjęcie Filipa. Tak, Abbie ogarnij się, to tylko przystojny chłopak a Ty masz swojego ukochanego. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zawiedziony chłopak odwrócił się, próbując pożyczyć ołówek, od osoby siedzącej obok niego. Po chwili usłyszałam dzwonek, uf kamień spadł serca. Wstałam z miejsca biorąc zeszyt do ręki i kierując się w stronę wyjścia z klasy. Na korytarzy była masa ludzi, nie wiedziałam nawet jak mam znaleźć swoją szafkę. Szłam wzdłuż korytarza... szafka numer 45,46,47.. skręciłam w prawo. Szafka numer 50,51 o i jest moja 52. Przekręciłam kluczyk po czym wrzuciłam do niej zeszyt z biologi. Teraz wf, kolejny przedmiot, którego nie znosiłam. Jedyne w co potrafiłam grać to siatkówka, nic więcej. Pokierowałam się w stronę szatni dziewcząt. Zajęłam pierwsze lepsze miejsce po czym przebrałam się w strój. Po chwili do szatni wbiegł jakiś chłopak w samych bokserkach, a za nim kolejny z mokrym ręcznikiem w ręku.
-Jak Cię dorwę to zapomnisz jak się nazywasz. -gonili się jak nienormalni, obaj śmiejąc się pod nosem, a skoro było im tak do śmiechu to znaczy, że to przyjaciele. Pokręciłam tylko głową i po chwili poczułam czyjeść dłonie za ramionach. To jeden z nich, chował się za mną.
-No wychodź, zostaw tą dziewczynę w spokoju, ściągaj gacie i dawaj tyłek- chłopak z ręcznikiem stał na przeciwko mnie i próbował dostać się do kolegi, który co chwile pchał mnie, raz w prawo raz w ledwo. Wyrwałam się z jego uścisku i obróciłam się w jego stronę.
-Dobrze się bawisz? -krzyknęłam unosząc brew ku górze i opierając ręce na biodrach. Chłopak wyprostował się po czym położył dłoń na brzuchu i ukłonił się.
-Wybacz mi, to się nie powtórzy- ukłonił się po raz kolejny a jego kolega rzucił się na niego i obaj leżeli na podłodze bijąc się. Zmierzyłam ich wzrokiem aż w końcu usłyszałam łagodny głos dochodzący zza moich pleców.
-Nie zwracaj na nich uwagi- odwróciłam się widać szatynkę, ubraną idenczytnie jak ja, no cóż, nawet stroje na wf były podpasowane pod szkołe. Podeszła do mnie wyciągając rękę w moim kierunku. - Lex.
-Abbie- uśmiechnęłam się uściskając jej dłoń. Nie wiarygodne, w pierwszy dzień poznałam kogoś, zazwyczaj nie lubiłam poznawać nowych ludzi, gdyż miałam już swoją ekipę przyjaciół, jednak tutaj ich nie było, tutaj nikogo nie było, dlatego musiałam być miła i wtopić się w tłum. Obie ruszyłyśmy ku wyjściu na dwór, gdzie była już zbiórka. Lex jedynie kopnęła leżącego chłopaka, która własnie wyżywał się na swoim przyjacielu.
-Aaron daj mu już spokój- czyli dziewczyna ich znała. Uśmiechnęłam się pod nosem i po chwili już obie biegałyśmy po boisku grając w hokeja, którego tak cholernie nienawidzę. W pewnej chwili poczułam uderzenie w plecy i nie mogąc utrzymać równowagi poleciałam na asfal.
-Ała-krzyknęłam z bólu, podnosząc się z ziemi i widząc zakrwawione kolano złapałam się za nie, mierząc wzrokiem dziewczynę, która stała i śmiała się razem z koleżankami. Nim się obejrzałam Lex stała już przed nimi, coś do nich mówiąc, a do mnie podszedł Wfista.
-Luuuis- krzyknął mężczyzna, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. - Luuuuuuuuuis Carhvalo- krzyknął po raz drugi a u jego boku zjawił się chłopak, chłopak z biologi, który prosił mnie o ołówek. Przeklnęłam jedynie pod nosem. - Zabierz ją do pielęgniarki. -rozkazał chłopakowi, który już po chwili zarzucał sobie moją rękę na ramię.
-Poradzę sobie- odparłam pod nosem, dobrze wiedząc, że tego nie zrobię, gdyż kolano strasznie bolało a do tego jeszcze z drugiego leciała krew.
-Wystarczy podziękować- powiedział otwierając mi drzwi od gabinetu, w którym znajdowała się starsza kobieta. Wywróciłam jedynie oczami i zamknęłam mu drzwi przed nosem po czym usiadłam na krześle tak jak rozkazała mi pielęgniarka, która opatrzyła mi zakrwawione kolano naklejając na nie plaster a drugie owijając bandażem. Podziękowałam za pomoc po czym wyszłam na korytarz, na którym stał Luis. Westchnęłam głośno nie zwracając uwagi pokierowałam się w stronę podwórka.
-Zaczekaj, muszę Cię odprowadzić bo będzie, że nie dopilnowałem swojego obowiązku- podbiegł do mnie dotrzymując mi kroku, którego ja momentalnie przyśpieszyłam. Oboje znaleźliśmy się na dworze, on wrocił do siebie na wf a ja zajęłam miejsce na ławce, cały czas obserwując grupę chłopaków, gdzie był również on. Wszyscy grali w piłkę nożną, każdy przeklinał na głos a żaden nauczyciel nie zwracał na to nawet uwagi.



Mam nadzieję, że się podoba ;) 
Jak na razie dodaję często rozdziały, bo mam kilka napisanych, ale pewnie w przyszłości będą one rzadziej się ukazywały :D