piątek, 12 sierpnia 2011

#18.


 Była godzina siedemnasta piętnaście, kiedy podjechaliśmy pod mój dom, ja i Lex, do której należał samochód. Zabrałam z dachu wszystkie moje rzeczy po czym pożegnałam się z przyjaciółką. Idąc w stronę drzwi od domu szukałam kluczy po wszystkich możliwych kieszeniach, oczywiście znajdując je w torbie w najmniejszej kieszonce gdzie w życiu bym nie pomyślała, że mogłam je tam schować. Otworzyłam drzwi od domu i ku mojego zdziwieniu na przedpokoju były buty wszystkich domowników, a w drzwiach stanął mój ojciec, mierząc mnie przenikliwym wzrokiem.
-Porozmawiamy sobie- uśmiechnął się do mnie ironicznie kręcąc głową po czym skręcił do salonu, gdzie i ja musiałam iść. Przeklinałam pod nosem,na siebie, na nich i na to, że zgodziłam się na jakikolwiek wyjazd z przyjaciółmi, z biegiem czasu docierało do mnie, że lepiej by się stało gdybym pojechała z rodzicami. Jednak mimo wszystko byłam zaskoczona, rodzice wspominali, że będą wracać w niedziele. Usiadłam na fotelu a na przeciwko mnie na kanapie usiadł ojciec, nie wiedziałam gdzie jest moja mama, jedynie mogłam się domyślić, że jest cholernie zła i za pewne nie chce mnie widzieć. - Gdzie byłaś młoda damo? -mówił tym tonem, którego ja nienawidziłam, za wszelką cenę chciał mnie wyprowadzić z równowagi. Zdawał sobie sprawę z tego, że wiem, że nie jest zły, mimo, że się na mnie zawiódł.
-Z przyjaciółmi -odparłam, jednak wiedziałam, że to nie wystarczy. Frank liczył raczej na jakieś wyjaśnienia, więc zabrałam się do tego- pojechaliśmy nad morze, wiem, skłamałam, przepraszam- wywróciłam oczami. Żałowałam, że nie pojechałam z rodzicami, wszystko by wyglądało inaczej i kilka niestosownych rzeczy by się nie wydarzyło, a teraz za pewne siedziałabym ze znajomymi i słuchała ich opowieści z nad morza i mogła sobie cudownie wyobrazić jak to by było gdybym z nimi pojechała.
-Nie wiem co się z Tobą dzieje Abbie, ale to nie prowadzi do niczego dobrego- ojciec jakby nagle się uspokoił, jednak jego gadka mnie denerwowało, co on może wiedzieć o moim życiu, nie powinien w to ingerować, nie teraz.
-Mogę iść do swojego pokoju? -uniosłam się z fotela, ojciec raczej nie był typem człowieka, który lubił się kłócić, zawsze chciał powiedzieć co ma do powiedzenia, a ja mogłam to przemilczeć, tak jak było tym razem. Pokiwał jedynie głową a ja zabrałam torbę i ruszyłam ku schodom, które doprowadziły mnie do niewielkiego korytarza i już byłam w swoim pokoju, w końcu mogłam położyć się w swoim łóżku. Jednak najpierw wyciągnęłam z szafy czyste ubrana i pomaszerowałam leniwym krokiem w stronę łazienki. Wzięłam szybko prysznic nie mają nawet ochoty na dłuższe siedzenie w wannie. Położyłam się na łóżku biorąc do rąk laptopa, za którym już zdążyłam się stęsknić, ledwo zdążyłam wejść na skype a już usłyszałam sygnał a przed oczami wyświetlił mi się komunikat, że nie dzwoni nikt inny jak Filip. Przełknęłam głośno ślinę, przez kilka sekund siedząc nie ruchomo, aż w końcu zareagowałam i odrzuciłam połączenie.

'Abbie co się dzieje? Nie odzywasz się od kilku dobrych dni, wszystko w porządku?'
zaczęłam płakać, płakać jak małe dziecko nie potrafiłam powstrzymać emocji, które mną szarpały. Miałam natłok myśli, wiele pytań przewijało się przez moją głowę, a ja nie mogłam ich nikomu zadać, od nikogo nie mogłam liczyć na odpowiedź na chociaż jedną z tych wszystkich pytań.
"Wszystko w porządku, wybacz, teraz nie mogę rozmawiać, muszę uciekać"
To nie ma sensu, będę całe życie uciekać przed rozmową z nim. Wyłączyłam laptopa odkładając go na biurko, wiedziałam, że teraz znacznie rzadziej będę go używać. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, wytarłam zapłakane oczy i nawet nie zdążyłam nic powiedzieć a u progu stanął mój brat, jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha. Podszedł do mnie siadając na przeciwko.
-Płakałaś? -zmierzył mnie wzrokiem odsłaniając moją twarz, na którą spadły wszystkie możliwe włosy z mojej głowy. Nie miałam ochoty pokazywać mu się w takim stanie, jednak mimo wszystko chciałam mu się wygadać, był jedyną osobą, której mogłam teraz zaufać. Przytuliłam się do niego wylewając kolejne łzy, tym razem na jego koszulkę. Ściskałam mocno materiał jego bluzki, próbując się uspokoić co nie było takie łatwe jak można byłoby się wydawać. - Co się stało? -Tommy odsunął mnie od siebie tak by móc spojrzeć w moje oczy. Miałam zamazany obraz przed łzy, które jeszcze nie zdążyły wypłynąć.
-Zdradziłam Filipa- wydusiłam z siebie zagryzając mocno dolną wargę. Bawiłam się poduszką, którą trzymałam w ręku, nie potrafiłam patrzeć prosto w oczy mojego towarzysza. Byłam cholernie zła na siebie, że zrobiłam coś tak nieodwracalnego.
-Coo? - mój brat z zaskoczenie aż oparł się o ścianę, nie dziwię mu się, wiedział dobrze jak bardzo kocham Filipa. - Co zamierzasz zrobić?- spojrzałam na brata, który patrzył przed siebie, jednak po chwili przeniósł na mnie wzrok, był zawiedziony. Wzruszyłam jedynie ramionami spuszczając wzrok na poduszkę w moich rękach. - Musisz mu powiedzieć - brat nawet nie zdążył zaczerpnąć powietrza po ostatnim wypowiedzianym zdaniu a ja już rzuciłam krótkie pytanie.
-A po co przyszedłeś? -nie chciałam by zabrzmiało chamsko, jednak mój brat nigdy od tak o nie przychodzi do mojego pokoju, zazwyczaj robi to gdy chce coś pożyczyć, albo po prostu mi podokuczać.
-Wyjeżdżam do Liverpoolu- oznajmił brat a ja z kolejną porcją łez spojrzałam na niego nie wiedząc czemu to robi, przecież dopiero się przeprowadziliśmy do Londynu, tak bardzo się cieszył, dopiero urządził sobie pokój, ledwo zdążył się za klimatyzować, a on już chce opuszczać ten dom, do którego wnosi tylko radości.
-A co ze studiami? -spojrzałam na brata, który tylko pogładził mnie po głowie po czym uniósł się z łóżka.
-Będę tam studiować o nic się nie martw- pocałował mnie w głowę i ruszył w kierunku drzwi, które uchylił i zanim przekroczył próg odwrócił się do mnie. - Wyjeżdżam jutro, od poniedziałku już zaczynam studia- uśmiechnął się do mnie tak jak zawsze to robił po czym opuścił moje niewielkie pomieszczenie, zostawiając mnie samą z natłokiem myśli.



-Nadal nie wiem czemu wybrałeś Liverpool- spojrzałam na brata, kiedy cała rodziną staliśmy na stacji czekając aż nadjedzie jego pociąg, który go zawiezie do wyznaczonego celu. Nie lubiłam się rozstawać z bratem nawet na tydzień, od razu w domu robiło się szaro, nikt nie rozśmieszał domowników i nikt nie budził mnie w sobotę wchodząc mi do pokoju i ściągając ze mnie kołdrę/
-Tam znalazłem idealną uczelnię dla siebie, ale obiecałem Ci, że będę przyjeżdżał i dotrzymam obietnicy- Tommy rozejrzał się czy coś nadjeżdża. W oddali już było słychać poruszanie się pojazdu po szynach, przytuliłam się mocno do brata stając na palcach- Trzymaj się i dbaj o siebie- wyszeptał mi do ucha po czym pocałował w policzek i pozwoliłam mu na pożegnanie się z rodzicami, którzy odbierali to zupełnie inaczej niż ja, byli zadowolenie, że ich syn staje się samodzielny, jednak mimo wszystko wiedziałam, że będą tęsknić za nim tak samo jak ja. Kiedy brat wsiadał do pociągu ja stałam tuż przed nim i machałam mu chusteczką, którą trzymałam w ręku. Tommy oczywiście śmiał się a ludzie tylko patrzeli na niego dziwnym wzrokiem, nigdy się tym nie przejmował, nie obchodziło go co inni myślą o nim, podsumowując, był zupełnie inny niż ja. Po krótkiej chwili pociąg odjechał, nie pozostawiając śladu po moim bracie. Uśmiechnęłam się do rodziców, obejmując ich i cała trójką ruszyliśmy do samochodu pozostawionego na parkingu.



Jak co dzień spotkałam się ze znajomymi przed szkolnych drzewem kilkanaście minut przed rozpoczęciem lekcji, kiedy przyszłam wszyscy już byli prócz Nate'a. Zajęłam miejsce obok Lex, która zawzięcie czytała coś w książce do historii, wyjrzałam zza jej ramienia, temat, który moja klasa już przerabiała. Westchnęłam pod nosem wyciągając z torebki zeszyt z angielskiego, musiałam przypomnieć sobie kilka tematów, gdyż przez weekend nie miałam na to ani ochoty ani czasu.
-Dzisiaj mamy test- Luis szepnął mi do ucha, aż drgnęłam. Kolejny test, o którym zapominam. Spojrzałam na chłopaka, z przerażoną miną, jednak on jedynie uśmiechnął się kiwając głowa.
-Niech Ci będzie, pomogę Ci- zaśmiał się. Ulżyło mi, mimo, że kolejny raz proszę go o pomoc, z testu z matematyki dostałam czwórkę, a to jedynie dlatego, że on mi go pomógł rozwiązać mimo, że sam dostał niższą ocenę. Po chwili dojrzałam Nathan'a idącego chodnikiem i zmierzającego w stronę szkoły.
-Nathan!- krzyknął Toby z papierosem w buzi. Chłopak jedynie spojrzał w naszym kierunku i skinął głową po czym zniknął za murami budynku. Wszyscy spojrzeli na siebie pytającym wzrokiem. Chyba jedynie ja i Luis mogliśmy się domyślać o co chodzi, jednak nie chciałam zaprzątać sobie głowy, musiałam skupić się na tym co najważniejsze, czyli na angielskim. Wlepiłam wzrok w zeszyt, który i nie zdołałby mi zbyt wiele pomóc.


-Nate! -krzyknęłam kiedy ujrzałam chłopaka na korytarzu kierującego się do wyjścia. Było po trzeciej lekcji, test z angielskiego poszedł mi cóż... świetnie, coś pomógł mi Luis a resztę sama zdołałam napisać, ale wracając do Nate. Wykrzyknęłam jego imię jeszcze kilkakrotnie po czym chłopak zatrzymał się tuż przed wyjściowymi drzwiami obracając się w moją stronę.
-Dlaczego nie było Cię z nami na poprzedniej przerwie? -zmierzyłam go wzrokiem. Wyglądał fatalnie, miał podkrążone oczy, niewyprasowane ciuchy, a jego włosy stały w każdą możliwą stronę. Chłopak złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę ściany, stając na przeciwko mnie, a swoją dłoń opierając o murek tuż obok mojej głowy.
-Nie potrafię zapomnieć, chociaż się staram- Nate rozejrzał się dookoła po czym po krótkiej chwili nachylił się nade mną. - To co się wydarz...
-Mieliśmy zapomnieć- przerwałam mu nie chcąc o tym słyszeć. Spojrzałam mu prostu w oczy, jednak nie potrafiłam patrzeć w nie zbyt długo, nie po tym wszystkim, czułam do siebie wstręt, za to co zrobiłam.
-Ale nie potrafię, rozumiesz? -uniósł moją głowę delikatnie za podbródek, przysuwając się do mnie.
-Tu jesteście- ktoś krzyknął zza pleców Nathan'a doprowadzając go tym samym do porządku i momentalnie odsunął się ode mnie. Zza jego pleców wyłonił się Luis, który nie ukrywał, że jest zadowolony, że przerwał tą chwilę i nie pozwolił na to co zamierzał zrobić Nate, w głębi duszy też mu za to dziękowałam. Poprawiłam tylko niesforne kosmyki opadające na moją twarz po czym wyminęłam obojga towarzyszy i zniknęłam za zakrętem.

sobota, 6 sierpnia 2011

#17.


 -Jestem gotowa- zakomunikowałam po czym wyszłam z namiotu czując na sobie wszystkie pary oczu, nie myliłam się. Każdy lustrował mnie z góry nad dół. Jedynie usłyszałam krótkie "wow" , które wszyscy równocześnie wymówili. Uśmiechnęłam się pod nosem, było mi głupio, nie lubiłam zaskakiwać ludzi, ale też się im nie dziwiłam. Na co dzień chodziłam ubrana normalnie, szorty i zwykłe bokserki przylegające do ciała, ale tym razem było inaczej, jeśli mamy iść na imprezę to trzeba jakoś wyglądać. Lex pomogła mi z makijażem, zazwyczaj malowałam jedynie rzęsy, a tym razem muszę przyznać, że zrobiła mnie na piękność. Ubrałam krótką sięgającą do pępka czarną, luźną bokserkę, której ramiączko mi opadało, dlatego do tego ubrałam top, od Lex. Byłam przeciwna niemu, gdyż był on cały w czarny cekiny, a nie bardzo przepadałam za takimi błyskotkami, dopiero przekonałam się do tego jak już to ubrałam, wyglądało na prawdę dobrze. A na dół ubrałam pomarańczową, przylegającą spódniczkę z wysokim stanem, nie chcąc świecić gołym brzuchem. A co na stopy? wzięłam do rąk czarne koturny, wiedząc, że droga po piasku w wysokim butach nie wróży nic dobrego, dlatego wślizgę stopy w buty dopiero jak dojdziemy na miejsce.
-To idziemy- Nate potrząsnął głową, jakby chciał oprzytomnieć. Lex uśmiechnęła się do mnie puszczając mi oczko, sama wyglądała cudownie i chyba wszyscy podzielali moje zdanie. Szliśmy wolno, impreza miała zaczynać się dopiero koło dwudziestej, a jak wiadomo na początku zawsze jest nudno. Chłopacy wyglądali tak jak zawsze, każdy miał na sobie szorty i zwykłe t-shirty, jednak mimo wszystko coś wyróżniało ich wygląd, może to, że każdy był po świeżej kąpieli w świeżych ciuchach i ich fryzury były idealne. Do celu doszliśmy gdy impreza już trwała, było pełno osób, głośna muzyka i fajerwerki puszczane kilkadziesiąt metrów dalej. Zatrzymałam się by ubrać buty, w końcu mieliśmy wejść na chodnik, więc nie będę paradować na bosaka. Kiedy już byłam gotowa, dostrzegłam, że obok mnie nikogo nie ma, żadnego z moich przyjaciół. Gdzieś pomiędzy ludźmi dostrzegłam Toby'ego, kierował się w stronę jakiś lasek, które już się do niego szczerzyły. Po drugiej stronie Lex, przysiadała się właśnie do jakiś chłopaków, a ja stałam, stałam jak kołek i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Ktoś w pewnej chwili wpadł na mnie, rzucając krótkie "sorry" i już go nie było. Poszłam w stronę baru, gdzie siedziało kilka osób, usiadłam przy nim zamawiając pierwszego lepszego drinka, którego wyczytałam na tablicy tuż za kelnerem, nie sprawdzali dowodu, na moje szczęście.
-Taka ładna dziewczyna i sama? -usłyszałam głos dochodzący z mojej prawej strony. Odgarnęłam przeszkadzające mi włosy widząc młodego, ale starszego ode mnie chłopaka.
-Nie sama- zmierzyłam go przenikliwym wzrokiem po czym zaczęłam sączyć drugiego drinka, który już się kończył.
-Nie? -chłopak wychylił się tak by mój zauważyć czy ktoś siedzi obok mnie, jednak nie potrzebnie to robił, przy barze już nie było prawie nikogo, większość ludzi kierowała się na parkiet. - To gdzie Twój Romeo?- uśmiechnął się do mnie ukazując tym samym rządek idealnie białych zębów.
-W Polsce
-Czyli tutaj jesteś sama- stwierdził chłopak, ale spostrzegawczość od niego biła.
-Nie i jeśli mogłabym prosić- spojrzałam na niego uśmiechając się delikatnie po czym nachyliłam się nad nim i położyłam palec na jego ustach. -Daj mi spokój- popchałam go, a on nie czekając dłużej posłał mi jedynie cwaniacki uśmiech i odszedł w nieznane. Nie pozostało mi nic innego jak zamówienie następnego drinka, który był w kolejce. Nie znałam prawie żadnych, które mi tu proponowali dlatego brałam po kolei i nawet jeśli mi nie smakował wypijałam każdego do dna, żeby nic po sobie nie poznać.
-Nie masz skończonej osiemnastki, prawda? -kelner polerował jedną ze szklanek, a ja zupełnie nie wiedziałam skąd to pytanie. Dopiero teraz doszło do niego, że jestem młodsza? Wtedy kiedy wypiłam już czwarty, może piąty drink.
-Mam- odparłam krótko, na więcej nie byłam w stanie się zmusić, gdyż w mojej głowie szumiało a muzyka, która leciała zupełnie w moich myślach nie miała sensu, gdyż żadnego słowa nie potrafiłam przeanalizować. Kelner jedynie uśmiechnął się wracając do swojej pracy i obsługując tym samym kolejnych klientów. Siedziałam i siedziałam, co chwile zamawiając kolejnego drinka, chciałam dobrnąć do końca listy, wiedziałam, że mi się to nie uda, dlatego zmniejszyłam sobie wyznaczony cel i miałam jedynie dojść do końca pierwszego słupka, w którym było wypisanych dziewięć drinków. Doszłam do szóstego, a już zaczynało mi się robić niedobrze. W głowie mi się kręciło a za razem pulsowało, w brzuchu mi się wszystko zaczęło mieszać już czułam jak pływa w nim ryba, którą jadłam na obiad. Uniosłam się z krzesła chcąc iść do toalety, jednak nie zdołałam postawić nawet kroku a już poleciałam na blat czując tylko jak ktoś w ostatniej chwili ratuje mnie przed upadkiem na podłogę.
-Jezu, Abbie- objął mnie w tali po chwili biorąc na ręce. Uśmiechnęłam się pod nosem oplatając rękoma jego szyję i bawiąc się jego dłuższymi włosami. - Dziewczyno, chyba trochę się rozpędziłaś. -Nate'a słowa ledwo dochodziły do mojego mózgu, a kiedy już doszły rozchodziły się po całej głowie, a ja musiałam sama składać je w całość, co mi sprawiało trudność. Muzyka była już daleko za naszymi plecami, słyszałam jedynie jej melodie i kilku ludzi, nie wiedziałam skąd ich głosy dochodzą, jednak na pewno nie byli blisko nas, blisko mnie i Nate'a, który szedł wzdłuż plaży cały czas trzymając mnie w swoich ramionach. Po chwili zatrzymał się stawiając mnie na piasku, nie słyszałam nic, wszystko umilkło, jedyne odgłosy jakie docierały do moich uszu to szum morza i głębokie oddychanie chłopaka. Czując grunt pod nogami przeniosłam na nie cały ciężar puszczając się chłopaka, jednak nie zrobiłam dobrze, gdyż moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i w przeciągu kilku sekund znalazłam się na piasku, śmiejąc się wniebogłosy.
-Abbie, wstawaj- chłopak nachylił się nade mną, czuć było od niego alkohol, jednak widocznie on wiedział kiedy powinien zaprzestać.. nie, on jest żywym przykładem tego, że on nie potrafi powiedzieć "stop". gdybym, na tej imprezie była tą Abbie co zawsze, to za pewne to ja bym go prowadziła do namiotów.
-Nie chcę, tu jest tak pięknie. -uśmiechnęłam się do chłopaka i złapałam go za szyję pociągając go tym sposobem na siebie. - Nate, jesteś taki cudowny- wpiłam się w jego usta. Chłopak oczywiście odwzajemnił pocałunek jednak po chwili odchylił się.
-Jesteś pijana, wracajmy- chciał się unieść, jednak ja mu na to nie pozwoliłam i znowu zatopiłam się w jego malinowych ustach. - Abbie, chodź- chłopak wstał, jednak nie ciągnąc mnie za sobą, ponieważ zdał sobie sprawę, że znowu bym się do niego przykleiła.
-Nie podobam Ci się- wybełkotałam, tak, że małe prawdopodobieństwo by chłopak mnie zrozumiał.
-Chciałbym, żeby tak było.
-Podobam Ci się? -spojrzałam na niego uśmiechając się szeroko i bawiąc się moimi poplątanymi włosami.
-Co to za pytanie- westchnął chłopak siadając obok mnie, a ja jedynie złapałam go za rękę gładząc ja od wewnętrznej strony. - Gdybyś wiedziała jak bardzo- dodał pod nosem a ja uniosłam się lekko przyglądając się jego rysom twarzy.
-Co mówisz? -zaśmiałam się, mimo, że wciąż szumiało mi w głowie to humor dopisywał mi w stu procentach. Przysunęłam się do chłopaka po czym popchnęłam go, na piasek i położyłam się na nim całując jego pełne usta. Czułam jak jego dłonie błądzą po moim ciele, bawiłam się jego dłuższymi włosami nie przestając go całować pomogłam mu się pozbyć jego koszulki, a zaraz później zajęliśmy się moją....

Ćwierkot ptaków nie pozwolił mi na kontynuację mojego snu, próbowałam nie zwracać na to uwagi, jednak gdy się przebudziłam głowa mi pulsowała a wiatr opatulał moje, prawie nagie ciało, zaraz zaraz. Uniosłam się lekko, jestem w samej bieliźnie, każdy element mojego ciała krzyczy z bólu, a obok mnie.... obok mnie leżał w samych bokserkach Nate. Rozglądnęłam się dookoła, byliśmy na plaży to jasne, czułam piasek we włosach i nie tylko, morze szumiało jak zwykle, a plaża cierpiała na brak ludności, i dzięki Bogu. Dopiero po chwili dotarło do mnie co wydarzyło się w nocy, nic nie umiałam sobie przypomnieć, pamiętałam jedynie głośną muzykę, a później jak leżałam z Nathan'em, jak się całowaliśmy i wtedy film mi się urywa a przed oczami stają czarne plamy, których chyba nawet nie chciałabym się pozbyć. Do oczu napłynął mi wodospad łez, łez, których nie byłam w stanie powstrzymać, które oznaczały moją głupotę i to jak wielki błąd popełniłam, błąd, którego nigdy nie cofnę, a który będzie chodził za mną do końca życia. Usłyszałam tylko jak chłopak obok mnie podnosi się i przyjmuje pozycję siedzącą, czułam jego bezradny wzrok na sobie, chciałam krzyczeć, chciałam się go zapytać jak to się mogło stać? Jak w ogóle do tego doszło? Dlaczego nie potrafiliśmy się kontrolować? Jednak nie byłam w stanie z siebie nic wydusić, ani jednego słowa. Chłopak wstał po krótkiej chwili i zaczął się ubierać, obserwowałam go jedynie kątem oka, a głównie mój wzrok był skupiony na falującym morzu. Kiedy ubrał się już od stóp do głów zaczął kierować się w stronę gdzie rozbiliśmy namioty. Nie czekając dłużej ubrałam się jak najszybciej potrafiłam i podbiegłam do niego.
-Obiecaj mi coś- zawołałam a chłopak jedynie zatrzymał się, nie obrócił się, ale wiedziałam, że mnie słucha.
-Nie mówmy o tym nikomu- stanęłam za jego plecami, a kiedy on się odwrócił do oczu napłynęły mi kolejne łzy. Chłopak odgarnął moje kosmyki włosów, które bezgranicznie opadały mi na twarz.
-W porządku, nikt się nie dowie- on przeżywał to zupełnie inaczej niż ja. - Powinienem Cię przeprosić? -spojrzał na mnie, to pytanie mnie zdenerwowało, przecież nie miał za co, ja nalegałam, a tak przynajmniej mi się wydaję. Jestem pewna, że gdybym nie chciała to chłopak nawet by nie wpadł na taki pomysł. Wzruszyłam ramionami, nie będąc w stanie wykrztusić z siebie nawet jednego sensownego zdania. - Nie przeprasza się za rzeczy, których się nie żałuje- wytarł łzy, które spływały po jednym z moich policzków po czym odwrócił się i ruszył, zostawiając mnie. Wytarłam ostatnie łzy, więcej już nie miałam, nie potrafiłam więcej ich wylewać. Byłam na siebie cholernie zła, zdradziłam kogoś kogo tak bardzo kochałam, kogoś kto tyle dla mnie znaczy. On teraz za pewne śpi, nawet nie zdając sobie sprawy z tego jak zraniła go jego ukochana, jeszcze o niczym nie wie, a może nigdy nie powinien się dowiedzieć? Po chwili oprzytomniałam zdając sobie sprawę, że również powinnam wracać, nie chciałam żeby przyjaciele coś podejrzewali, a jeśli długo się nie będę pojawiać, to za pewne zapytają Nate. Po za tym, dzisiaj mieliśmy wracać do Londynu, na całe szczęście. Ruszyłam z miejsca, widziałam w oddali sylwetkę Nathan'a, był on strasznie daleko, zero szans i zero chęci na dogonienie jego. Kiedy byłam już wystarczająco blisko namiotów usłyszałam tylko jak ktoś wychodzi, była to Lex, zmierzyła Nate a zaraz później mnie, stałam tuż za chłopakiem, który wpijał trzeci karton soku.
-Gdzie byliście? Szukaliśmy Was- dziewczyna przymrużyła oczy, szukając czegoś dookoła. Chłopak odwrócił się do mnie, po czym znowu spojrzał na Lex.
-Zgubiliśmy się.- odpowiedział rzucając pusty karton na bok i znikając w namiocie. Ja jedynie pokiwałam głową w zupełności się z nim zgadzając.


Zajęłam miejsce z przodu, oczywiście musiałam się o nie wykłócić bo Aaron uparł się, że on powinien tam siedzieć, jednak po długiej i męczącej kłótni dał za wygraną i pozwolił mi rozkoszować się cudownym miejscem. Rozłożyłam się wyciągając telefon z kieszeni, który wciąż nie był włączony, musiałam to zmienić i przytrzymałam czerwoną słuchawkę po chwili zaczęły mi przychodzić sms'y informujące ile razy dany numer próbował się ze mną połączyć. Mama jedyne dwadzieścia razy, a Filip dziewięć, w tym kilka sms'ów od Filipa a reszta od rodziny. Pierwsze co to napisałam sms'a mamie, że przepraszam, ale zapodziałam telefon i dopiero teraz go znalazłam i , że w domu wszystko w porządku. Filipa wiadomości zostawiłam na później, nie wiedziałam co mam mu napisać, po przeczytaniu jego sms'ów łazy mimowolnie napłynęły mi do oczu, więc odłożyłam telefon przymrużając powieki i opierając głowę o zagłówek. Samochodem kierował Luis wpatrzony w drogę nie odzywał się, to zupełnie tak jak ja i Nate, jedynie Lex, Aaron i Toby pozostawali w świetnych humorach, co chwile próbując zagadać resztę.
-Cierpicie- Toby dłoń na moim ramieniu i diametralnie spoważniał. - Rozumiem- mówił, jak szlachta, a przynajmniej chciał żeby to tak brzmiało. -Ale Wy też musicie zrozumieć- chwila przerwy, jego głos brzmiał potężnie, niczym starego schorowanego dziadka- że wszystko co dobre szybko się kończy- pogładził mnie po ramieniu obdarowując spojrzeniem Luis'a a zaraz później Nathan'a, który siedział obok niego. Uśmiechnęłam się pod nosem, czy ten chłopak kiedykolwiek miał jakiś problem? Zawsze na jego twarzy jest uśmiech, niczym się nie przejmuje i wszystko przychodzi mu z taką łatwością. Nie słuchałam dłużej o czym rozmawiając znajomi, pozwoliłam sobie na chwilę odpoczynku i zasnęłam.

Przebudziłam się kilka godzin później, Luis wciąż kierował a cała reszta smacznie spała, aż miło było posiedzieć w ciszy, kiedy nikt nie gada Ci nad uchem, do czasu.
-Wiem co się stało- usłyszałam głos z mojej prawej strony, łagodny głos Luis'a, który wciąż wpatrzony był w drogę.
-Słucham? -spojrzałam na niego kątem oka, nie zdając sobie sprawy co ma na myśli.
-Ty i Nathan- chłopak odwrócił głowę w moją stronę, a kiedy nasze wzroki się spotykały ja poddałam się i zatrzymałam swoje oczy na przedniej szybie. - Nie martw się, nikomu nie powiem, będę siedział cichutko jak mysz pod miotłą -to był sarkazm, chyba jedynie tak mogłam odebrać jego słowa.

piątek, 5 sierpnia 2011

#16.




 -Gdzie wszyscy?- rozejrzałam się dookoła. Na moje oko było koło dwunastej, a ja dopiero wstałam. Wczorajszy dzień mnie wykończył, tylko gdy wróciliśmy wszyscy mimo tego, że robiło się już chłodniej popędziliśmy w stronę morza spędzając w nim dobre trzy godziny. Później zjedliśmy kolację i siedzieliśmy do czwartej nad ranem.
-Pojechali oddać rowery i deski- Luis siedział na piasku na kolanach trzymając deskę surfingową , którą smarował.. sama nie wiem co to jest, ale wygląda jak wazelina. 
 -Skąd to masz? -skinęłam głową na przedmiot, który on polerował. Podniósł wzrok na mnie uśmiechając się delikatnie.
-Wypożyczyłem, niedaleko jest budka z tego typu rzeczami- wstał z piachu wytrzepując swoje spodenki po czym ściągnął z siebie bluzkę.- Przebierz się w strój i pójdziemy popływać- zaproponował Luis, kolejny wspaniały pomysł, biorąc pod uwagę fakt, że mamy deskę, która nie potrafię się obsługiwać. Weszłam do namiotu wyciągając z torby któryś z kolei strój, nie wiem ile ich ze sobą zabrałam, ale dwa wciąż się suszą na naszym sznurku na pranie, gdzie są niemal wszystkie nasze ubrania i sznurek za niedługo będzie dosięgał piasku. Przebrałam się i wróciłam do chłopaka, który zmierzył mnie wzrokiem i ruszył w stronę morza nie pozostawiając mi innego wyboru, jak pójście za nim. Położył deskę na morzu i chwilę później wślizgnął się na nią siadając okrakiem.
-Chodź.-poklepał miejsce na przeciwko niego a ja nie czekając dłużej uczyniłam to do czego mnie zachęcił, odwracając się do niego plecami by pomóc mu przy wiosłowaniu, które wykonywał rękoma. Nie wiem gdzie płynęliśmy, ale było całkiem przyjemnie biorąc pod uwagę fakt, że na swoich plecach cały czas czułam jego oddech, a moja praca rękami była zupełnie nie potrzebna, gdyż chłopak nad wszystkim idealnie panował. Zatrzymaliśmy się po niedługim czasie, odwróciłam się do niego przodem, wychylając się by zobaczyć jak daleko jesteśmy. No ładnie, nie widać nawet brzegu, a co jeśli zaraz wypłynie wielki rekin i pożre nas w całości?
-Umiesz surfować? -spojrzał na mnie mrużąc przy tym oczy, na które świeciło słońce.
-Jasne, jestem zawodowcem w tej dziedzinie sportu- odparłam z entuzjazmem- Nie- dodałam pod nosem, spuszczając głowę. Zaśmiał się, podnosząc moją głowę za podbródek.
-Z chęcią bym Cię nauczył, ale nie ma warunków- rozejrzał się dookoła, faktycznie miał rację, nie było ani jeden fali, a jeśli już się jakaś napotkała to nie sięgała ona nawet metra. Wzruszyłam ramionami, udając zawiedzioną znowu opuściłam głowę pociągając nosem. - No już, nie ma smutasków- chłopak poklepał mnie po udzie, jednak ja nie chciałam tak szybko kończyć mojej gry aktorskiej i po raz kolejny pociągnęłam nosem a zaraz później poczułam na swojej twarzy wodny atak. Wytarłam mokrą twarz, spojrzałam złowrogo na chłopaka i nie czekając dłużej obdarowałam go tym samym, zamaczając dłoń w morzu i nabierając do niej jak najwięcej wody. Luis jednak zdążył odwrócić twarz i ucierpiały zaledwie jego włosy i ramię, czego nie mogłam przeboleć i powtórzyłam czynność, tym razem trafiając. Chłopak przysunął się do mnie łaskocząc mnie i tym samym chlapiąc mnie wodą ze swoich włosów. Nienawidziłam łaskotania, działało to na mnie jak płachta na byka, od razu rzucałam się kopiąc nogami i szczypiąc albo drapiąc napastnika, jednak tym razem nie była tak łatwo. Gdy tylko chciałam zaatakować Luis'a od razu przechyliłam się i wpadłam do wody zatapiając się a chwilę później wynurzając się i odgarniając wszystkie włosy które opadły mi na twarz.
-Jesteś okropny!- krzyknęłam i złapałam się za mój brzuch, który musiał teraz na prawdę fatalnie wyglądać, biorąc pod uwagę fakt, że miałam delikatną skórę a chłopak nie obchodził się ze mną łagodnie. Chwyciłam go za nogę wciąż będąc w wodzie i pociągnęłam go z całej siły zrzucając go z deski. Na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech do czasu do póki nie znalazłam się na ramionach chłopaka. - Luis, nie, proszę Cię nie- złapałam się za jego włosy, a chłopak jedynie przechylił głowę do tyłu by móc na mnie spojrzeć.
-O co mnie prosisz? - zapytał, jedną ręką trzymając moją nogą a drugą łaskocząc stopę.
-Puść mnieeeee - krzyknęłam nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Luis jednak zbyt dosłownie wziął sobie moje słowa do serca i po niedługiej chwili wrzucił mnie do wody, czego tak na prawdę nie chciałam bo nawet nie byłam na to przygotowana. Zanurzyłam się nabierając przy tym do buzi masę wody, której pozbyłam się zaraz po tym jak wypłynęłam. -Luis? -rozejrzałam się dookoła nie widząc nigdzie chłopaka.
-Tu jestem- usłyszałam głos zza pleców a zaraz później poczułam jak ktoś odwraca mnie, oczywiście nikt inny jak Luis. Gdy odwróciłam się dzieliło mnie zaledwie dwa, może trzy centymetry od chłopaka, nasze twarze były blisko, a wzroki się spotkały, przez co na moich policzkach z niewiadomych powodów ukazały się rumieńce. Chłopak przybliżył się do mnie i musnął moje usta, co przerobiło się w głębszy pocałunek, którego nie byłam sobie w stanie odmówić i odwzajemniłam go, jednak szybko się ocknęłam odsuwając się.
-Tak...- usłyszałam głos chłopaka, który właśnie łapał się za swoją głowę, ja chyba też powinnam to zrobić bo właśnie zdałam sobie sprawę do czego doszło, a doszło raczej do czegoś co było niestosowne i nie powinno się wydarzyć
-Chyba powinniśmy wracać. -uśmiechnęłam się nie mając nawet na to ochoty.
-Masz rację- przysunął do mnie deskę, na którą się wślizgnęłam a zaraz za mną zrobił to Luis , który zaczął wiosłować. Ja siedziałam jedynie jak zahipnotyzowana zastanawiając się jak mogło dojść do tego wszystkiego. Przecież istnieje jeszcze taka osoba na świecie jak Filip i oczywiście chcę żeby on istniał jak najdłużej, bo to on skradł moje serce. Nie zorientowałam się a już byliśmy na brzegu, gdzie była i reszta, każdy robił zupełnie co innego. Wyszłam z wody kierując się w stronę namiotów gdzie siedziała Lex.
-Twój telefon dzwonił chyba z siedem razy - poinformowała mnie a ja tylko skinęłam głową wchodząc do namiotu, z którego zabrałam telefon i ręcznik owijając się nim dookoła. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i na nieodebrane połączenia, dwa od mamy a reszta od Filipa, wyłączyłam jedynie telefon. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale to był mój pierwszy wybór, dopiero później doszłam do wniosku, że powinnam oddzwonić i do rodzicielki i do chłopaka, ale było za późno bo właśnie zostałam objęta przez któregoś z chłopaków, którym okazał się Toby.
-Moja piękna księżniczka, za którą się stęskniłem. -chłopak zaczął ze mną tańczyć, a raczej to on tańczył, próbując wczuć mnie w swoje ruchy. Uśmiechnęłam się jedynie pod nosem.
-Och księciu daj mi odpocząć. -powiedziałam zupełnie poważnie, a Toby puścił mnie po czym zrobił duży skłon wymachując przy tym ręką.
-Jak sobie księżniczka życzy- wskazał na pień, a ja skinęłam głową w ramach podziękowania i zasiadłam na miejscu, które mi pokazał.


                                                                                *


-Jutro idziemy na pożegnalną imprezę- zakomunikował Aaron, kiedy wszyscy siedzieliśmy na około ogniska popijając dzisiaj kupione piwo i zajadając się przeróżnymi smakołykami. Pokiwałam jedynie głową ze zrozumieniem, próbowałam unikać kontaktu wzrokowego z Luis'em, jednak muszę przyznać, że było trudno, gdyż w jakimś stopniu ciągnęło mnie do tego by spojrzeć na niego i dostrzec choć niewielki uśmiech na jego twarzy.
-Zapomniałbym- ni stąd ni zowąd krzyknął Nathan zrywając się z miejsca i wbiegając pod górkę, a znajdując się już na górze wyciągnął z samochodu coś na kształt gitary, dopiero kiedy był na dole byłam pewna, że to to o czym myślałam. Nie przypuszczałam, że może on grać na gitarze, co oczywiście mi się podobało.
-Co zagramy?- zapytałam chłopak kładąc sobie instrument na kolanach i czekając aż przyjaciele wybiorą piosenkę.
-The kooks- wszyscy powiedzieli chórkiem, prócz mnie, nie wiedziałam w jakiej muzyce gustują, jednak pozytywnie mnie zaskoczyli. -Seaside- dodali po chwili, również chórkiem, byli bardzo zgrani co do wyboru muzyki. Uśmiechnęłam się pod nosem, to była jedna z moich ulubionych piosenek i aktualnie pasowała do czego gdzie się znajdowaliśmy. Chłopak zaczął grać na gitarze a my nie czekając dłużej zaczęliśmy śpiewać w rytmie wydobywającej się muzyki ze strun. Szło nam idealnie do póki Toby nie zaczął wydziwiać i piszczeć na wszystkie możliwe sposoby, każdy aż zaprzestał śpiewu, łącznie z tym, że Nathan stracił rytm i jego muzyka już nie przypominała melodii z Seaside.
-Tooby- Lex szturchnęła go tak, że chłopak aż zachwiał się i spadł z pnia. 

Siedzieliśmy do około trzeciej, graliśmy przeróżne piosenki, większość znałam gdyż większość była The Kooks. Kiedy wszyscy pokierowali się do namiotów, ja zrobiłam to samo, jednak chwilę później go opuściłam, widząc, że i tak nie zasnę, a nie chciałam przeszkadzać Lex. Pokierowałam się wzdłuż brzegu, nie widząc nawet gdzie zmierzam, jednak nie oddaliłam się daleko, ponieważ dostrzegłam skały, na których zamierzałam zasiąść i tak zrobiłam. Wpatrywałam się w morze, szukając w nim odpowiedzi na dręczące mnie pytania, na pytania, które chodziły mi ciągle po głowie a ja nie potrafiłam znaleźć nawet sensownej odpowiedzi na jego z nich. 
-Zapomnijmy o tym- do moich uszu doszedł znany mi głos, głos Luis'a, który stał na piasku w samym spodenkach. 

                                                                                                                         

Ktoś mnie prosił bym dodała zdjęcia bohaterów, nie było łatwo znaleźć zdjęć idealnie ukazujących ludzi, których ja sobie wyobraziłam, ale postarałam się znaleźć, takie, które chociaż trochę są podobne do postaci, które ja wymyśliłam sobie w głowie. 


 Abbie. 


 Lex.


 Luis. 


 Toby.


 Nathan.


 Aaron. 

wtorek, 2 sierpnia 2011

#15.


 -Wolniej- marudziłam już chyba od dziesięciu minut. Ta całodniowa zabawa w wesołym miasteczku mnie wymęczyła. Moje nogi już prawie odmawiały mi posłuszeństwa, musiałam sobie w głowie powtarzać 'prawa, lewa, prawa, lewa'. Szliśmy wzdłuż plaży już od dobrych dziesięciu minut, na moje oko dopiero połowa drogi za nami. Chłopcy nieśli siatki z zakupami, musieliśmy się zabezpieczyć i wybraliśmy się do jednego ze sklepów kupując masę owoców i słodyczy, na które uparli się Toby wraz z Luis'em.
-Wskakuj- zaproponował Luis schylając się przede mną, po czym podał siatki Nathan'owi, który sam ledwo dawał sobie radę z noszeniem swoich zakupów. Ściągnęłam ze stóp sandałki biorąc je do ręki i bez zastanowienia wskoczyłam chłopakowi na plecy obejmując jego szyję, a brodę opierając o swoje ramię.
-Dziękuję, ratujesz mnie przed amputacją nóg- uśmiechnęłam się pod nosem czując jedynie klepnięcie w tyłek, odwróciłam głowę widząc zadowolonego Toby'ego, który jak zwykle był pełen energii i skakał dookoła każdego.
-Spadaj Toby- wyszeptałam, już nawet nie miałam sił by krzyczeć, Luis szedł wolniej niż wszyscy, ale nic dziwnego, w końcu miał dodatkowy ciężar. Cała reszta była przed nami dobre kilka metrów, jednak ani mi, ani jemu to nie przeszkadzało, przynajmniej uwolniliśmy się od gadania Toby'ego. Kiedy zobaczyłam, że jesteśmy już obok naszych namiotów zeskoczyłam z pleców chłopaka. Wszyscy byli już w swoich namiotach, doszliśmy pięć może dziesięć minut po nich. Podeszłam do chłopaka całując go delikatnie w policzek.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się do niego i zniknęłam w swoim namiocie, w którym spała już Lex, nie zrobiłam nic innego jak położyłam się obok wślizgując się do swojego śpiwora i zapinając się w nim po samą szyję.



-Która godzina? -przeciągnęłam się przecierając oczy, wszystko mnie bolało, każdy element mojego ciała, każda nawet najdrobniejsza część mnie. Cóż się dziwić, spania w namiocie nie jest porównywalne do spania we własnym łóżku. Lex szukała zawzięcie czegoś w swojej torebce, jakby chciała dokopać się złota.
-Koło jedenastej- odparła nie przestając poszukiwań, jednak chyba dała za wygraną bo rzuciła torebką- masz szampon? -spojrzała na mnie, a ja nie czekając dłużej zajrzałam do swojej torby, z której wyciągnęłam to co po mnie poprosiła dziewczyna po czym podałam jej wracając do pozycji leżącej. -Dzięki- uśmiechnęła się i wyszła z namiotu, jednak po chwili cofnęła się i wsunęła głowę z powrotem przyglądając mi się. - Chłopcy gdzieś poszli, mamy czas na wykąpanie się - skinęła głową na szampon i jakąś jeszcze butelkę, którą trzymała w rękach po czym zniknęła. Wygramoliłam się z namiotu widząc gołą Lex zmierzającą ku morzu. Nie ma chłopaków, powtórzyłam słowa dziewczyny i nie czekając dłużej ściągnęłam z siebie ciuchy biegnąc w stronę morza. Woda była już trochę nagrzana, jednak to nie było to czego oczekiwałam. Weszłam do morza po kolana a na moim ciele pojawiły się dreszcze spowodowane wiatrem, który opatulił moje nagie ciało.
-Trzymaj- dziewczyna podała mi szampon oraz żel pod prysznic po czym zanurkowała pod wodą i nie minęła minuta a znowu stała obok mnie. Wylała sobie na głowę połowę szamponu, a ja zabrałam się za dokładnie mycie swojego ciała. Później się zamieniłyśmy, i ja mogłam w końcu umyć moje włosy.
Wyszłam z wody i udałam się do namiotu, w którym ubrałam się w czyste ciuchy a mokre włosy związałam w koka.
-Heeej dziewczyny, patrzcie co mamy! -usłyszałam krzyk dobiegający z zewnątrz. Wyszłam z namiotu widząc na górce chłopaków na bmx'ach. Sprowadzili rowery na dół rzucając je na piach.
-Tadam- Aaron uniósł ku górze dwie deskorolki. -To dla Was- poruszał brwiami po czym jedną deskę wręczył w moje ręcę a drugą podał Lex. Obejrzałam ją dokładnie, z każdej strony po czym odłożyłam ją tuż obok ich rowerów.
-Nie mam pojęcia jak się na tym jeździ- wzruszyłam ramionami. Kiedyś będąc jeszcze w podstawówce, mój brat na czymś takim jeździł, wygrywał konkursy w naszym mieście, a ja z dumą obserwowałam jak zdobywa kolejne puchary. Pewnego dnia chciałam się nauczyć, chciałam robić to tak dobrze jak on, no dobra, chciałam chociaż umieć na tym jeździć, nie mówię o trikach. Więc brat zaproponował, że pomorze mi się nauczyć, wyszliśmy przed dom, z jego ulubioną deską. Kazał mi stanąć na niej więc to zrobiłam, a on popchał mnie z całej siły, nie wiedziałam co się dzieje, zjeżdżałam z górki nie wiedząc kiedy będzie koniec. Pamiętam jak krzyczałam, do dziś boli mnie gardło jak tylko sobie to wspomnę. Oczywiście nawet nie zdołałam zjechać z górki, gdyż w połowie drogi straciłam równowagę, i bum. Wpadłam w histerię, zaczęłam płakać, aż ludzie się zlecieli, a ja miałam jedynie rozwalone kolano i... złamaną deskę brata. Nie obyło się bez krzyków rodziców i bez szlabanu, jaki przyznali mi oraz Tommy'emu.
-Nie musisz na tym jeździć- Nate poruszał zabawnie brwiami po czym sięgnął po karton soku. Nie wiedziałam co miał na myśli, jednak nie zamierzałam zaprzątać sobie tym głowy.


-Myślicie, ze to jest dobry pomysł? - właśnie siadałam na deskę, która była przywiązana do roweru Nathan'a, nie wiem kto to wymyślił, ale ja to czarno widzę. Skuliłam nogi pod brodę i mocno złapałam się deski widząc, że chłopak przekracza rower.
-Trzymasz się?- Nate odwrócił się by sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku, pokiwałam jedynie głową i ruszyliśmy. Przodem jechał Toby z Aaronem, a my tyłem. Lex również siedziała na desce przywiązana do roweru Luis'a, tylko jedno nas różniło, ona była zachwycona tą zabawą, a ja prawdę powiedziawszy nie, do puki nie ruszyliśmy. Cieszyłam się, że jechałam z Nathan'em a nie z Toby'm czy Aaron'em bo od patrzenia na to jakie cuda robią na tych bmx'ach przechodziły mnie dreszcze. Przejechaliśmy spory kawałek, na szczęście byliśmy w miejscu, w którym bardzo rzadko jeżdżą samochody, tak więc żadne niebezpieczeństwo nam nie groziło. Zatrzymaliśmy się na asfaltowej górce, i pierwsze co to wstałam z tej deski rozprostowując kości. Nathan zabrał się za rozwiązywanie , nie wiedziałam co kombinuje, ale jedno było pewne, zaraz się dowiem. Luis robił dokładnie to co on i kiedy uporali się z rozplątywaniem słupów oboje usiedli na deskach, a ja w końcu wiedziałam co się szykuje.
-Ale jazda, stary, ale jazda- Toby'ego jak zwykle roznosiła energia, chodził w tą i z powrotem a kiedy usłyszał komunikat od Nate, że może go popchać nie wahał się nawet sekundy, od razu położył dłonie na jego ramionach i popchnął go z całej siły. Aaron to samo uczynił z Luis'em, i już oboje zjeżdżali z górki krzycząc w niebo głosy. Później wbiegali z deskami i pora na kogoś innego, czyli Toby'ego i Aaron'a, później oni przyszli i to my miałyśmy siadać i zjeżdżać i tak w kółko. Chłopaki zjeżdżali w przeróżnych pozycjach, łącznie z tym, że Toby próbował na brzuchu, jednak w połowie spadł z deski i resztę drogi pokonał turlając się, co mu sprawiło jeszcze większą frajdę. Oczywiście po kilku rundach zabawa okazała się być nudna, a raczej samo to, że tyle trzeba było czekać w kolecję.
-Chodźmy do tego lasu, może uzbieramy jagódki- zaproponował Toby i nie czekając na reakcję innych ruszył w kierunku, który sam sobie wyznaczył. Na samą myśl o lesie, przechodziły mnie dreszcze i zaczęły mi się przypominać wszystkie możliwe horrory, które rozgrywały się w tego typu miejscach. Cała reszta ruszyła za Toby'm, ja musiałam uczynić to samo. Dogniłam Nate, którego chwyciłam pod bok mocno ściskając materiał jego koszulki.
-Boisz się?- spojrzał na mnie unosząc w tym czasie kąciki swoich ust. Pokiwałam przecząco głową puszczając go. Bałam się jak cholera, też mi głupie pytanie, czy wyglądam na kogoś takiego kto uwielbia lasy? nie!
-Słyszeliście to? -wyszeptała Lex, zatrzymując się. Od razu złapałam się koszulki pierwszego lepszego chłopaka, którym okazał się Toby ukazując mi swój szatański uśmiech, aż odskoczyłam i przypełzałam do Nate, nie wiem czemu, ale przy Toby'm nie da czuć się bezpiecznie. Wszyscy milczeliśmy wsłuchując się, jakieś odgłosy dochodziły zza krzaków, które nawet zaczęły się poruszać. To nie jest śmieszne, przygryzałam wargę z nerwów już nawet czułam krew na języku, więc musiałam się opanować i zaczęłam z całe siły zgniatać materiał koszulki Nata, który tylko gładził mnie po głowie.
-Wychodź potworze! Zjedz nas!- Toby zaczął krzyczeć i bić się pięściami po klacie niczym Tarzan. Wszyscy cofnęliśmy się do tyłu widząc, że krzaki mocniej zaczynają się ruszać. Oczywiście tylko Toby zgrywał wielkiego bohatera i nawet nie drgnął.
-Toby, przestań- krzyknął Aaron ciągnąc go za kaptur od bluzy i w tym momencie zza krzaków wyszło coś wielkiego, coś dwa razy większego ode mnie, coś co wydawało z siebie niesamowity odgłos, aż pisnęłam z przerażenia, to coś to niedźwiedź. Wszyscy łącznie z Toby'm, zaczęliśmy uciekać, biec ile sił w nogach. Do oczu ze strachu zaczęły napływać mi łzy, jeszcze nigdy w życiu nie widziałam na własne oczy tak wielkiego i przerażającego misia. Każdy krzyczał pod nosem nawzajem się popędzając, gdyby nie to, że Nate trzymał mnie za rękę to za pewne zostałabym juz zjedzona. Każdy biegł najszybciej jak potrafił, my z Nathan'em byliśmy w tyle, nawet Toby zdążył nas wyprzedzić. Czułam jak gałęzie leżące na ziemi drapią mi nogi pozostawiając na nich ślady, czułam jak co chwile liście ocierają moją twarz, jednak starałam się nie zwracać na to uwagi, chciałam jak najszybciej wybiec z tego przeklętego miejsca. I nagle wybiegliśmy na drogę na której pozostawiliśmy nasze bmx'y i deski, wszyscy ze zmęczenia opadliśmy na asfalt, prócz Toby'ego. Chłopak pochylił się jedynie do przodu, a chwilę później wyprostował się i zaczął się śmiać.
-Kurwa, to było zajebiste!- krzyknął, a wszystkie wzroki zostały skierowane na niego, jedynie Aaron zaśmiał się w niebo głosy, jednak przestał to robić kiedy zmierzyłam go złowrogim wzrokiem. Nathan podniósł się z ziemi podchodząc do chłopaka.
-To według Ciebie było zabawne?
-Stary wyluzuj. -Toby położył ręce na ramionach Nate, które chłopak od razu zrzucił pchając go do tyłu.
-Powinniśmy wracać- zaproponowałam i wszyscy zerwali się z ziemi wiedząc, że jeśli zostaniemy tu dłużej to może wszystko się źle skończyć. Toby i Aaron zabrali swoje rowery i pojechali przodem a my z Lex usiadłyśmy na ramach od bmx'ach trzymając deski na kolanach.