sobota, 11 sierpnia 2012

#28.


-I jak w domu? -zapytała Lex siadając na przeciwko mnie i Nate kiedy to właśnie wszyscy na stołówce zajadali się lunchem. Jak w domu? Oprócz tego, że ojciec gdy tylko wstałam kazał mi od razu wracać do domu po szkole, mama powiedziała, że nie zdąży dziś ugotować obiadu, więc liczy, że ja to zrobię. A kiedy poprosiłam o pieniądze na lunch Frank niemalże wybuchnął mi śmiechem w twarz pytając czy nawet funt mi nie został z pieniędzy, które kilka dni temu mi zostawili. Podsumowując, marzyłam o tym by w końcu iść do szkoły i zostać w niej jak najdłużej się da.
-Daje radę- uśmiechnęłam się do przyjaciółki, zaraz później przenosząc wzrok na chłopaka, który chyba jako jedyny wiedział jak na prawdę mają się sprawy, nie chciałam wszystkich przyjaciół obarczać moimi problemami, więc każdemu odpowiadałam to samo 'daje rade', 'jest całkiem dobrze', 'bywało gorzej' chociaż wcale tak nie było, teraz jest gorzej niż mogłoby być. Dzwonek rozbrzmiał się w całej szkole, wszyscy zaczęli ślimaczym tempem odchodzić od stolików, odkładać tace na miejsce i niechętnie kierując się w stronę stali. Pożegnałam się z Lex i Nathan'em udając się na biologię, jeden z przedmiotów, który przyprawiał mnie o dreszcze. Powodem tego był fakt, że moja grupa na biologi liczyła siedemnaście osób w tym dwie dziewczyny razem ze mną, ale pocieszał mnie fakt, że nauczyciel byl na prawdę przystojny i od początku byłam jego ulubienicą co mi się spodobało.
Weszłam do sali jak zwykle spóźniona. Zazwyczaj byłam punktualna, ale jeśli chodziło o szkołę to nie potrafiłam się tego trzymać. W klasie panował niezły chaos. Pan Smith rozdawał właśnie martwe żaby, przez co uczniowie robili się niemalże podnieceni z dzisiejszego zadania, ze mną było natomiast odwrotnie. Liczyłam na to, że będę mogła podzielić swoje obrzydzenie z Emily jednak dzisiejszego dnia nie przyszła do szkoły, więc nie pozostało mi nic innego jak próbować powstrzymać się od wymiotów.
-Abbie- uśmiechnął się nauczyciel, wyglądał na prawdę świetnie. Trzy dniowy zarost, którego chłopcy w tej szkole mogliby mu go pozazdrościć. Błękitny koszula w kratkę wciągnięta do czarnych spodni i do tego czarny krawat, potrafił podkreślić swoje największe atuty. -Dołącz do Luis'a- Smith uśmiechnął się po czym skinął głową na mojego przyjaciela, który niemalże zachwycony przyglądał się martwej żabie leżącej na ławce. Przełknęłam ślinę podchodząc do niego i próbując nie patrzeć się w dół, by to zielone stworzenie nie przykuło mojego wzroku.
-Pozwolisz, że dzisiaj będę nieco mniej aktywna w zajęciach- uśmiechnęłam się do Luis'a po czym spojrzał na żabę chcąc mieć pewność, że chłopak wie o co mi chodzi. On z szerokim uśmiechem pokiwał głową i zaczął rozcinać zwierze przez co naszła mnie ochota na zwrócenie mojego lunchu. Usiadłam na krześle wyciągając świeżo wypożyczoną książkę z biblioteki, jak zwykle romantyczne przez którą później kilka tygodni nie będę umiała się pozbierać i na każdym kroku będę porównywać moje życie do bohaterki książki.
-Abbie, możesz podejść na chwilkę- usłyszałam łagodny głos mojego nauczyciela dobiegający z drugiego końca klasy. Odłożyłam książkę na róg ławki po czym zeskoczyłam z dość wysokiego krzesła i udałam się do Pana Smith'a, albo jestem nienormalna albo im bliżej jestem nauczyciela tym bardziej gorąco mi się robi, nie wiem czy reagują na niego tak wszystkie dziewczyny czy po prostu ja mam bzika na punkcie- na moje oko -mężczyzny mającego coś koło 25-27 lat. Stanęłam na przeciwko biurka próbując się uśmiechnąc, co jak dla mnie wyszło na prawdę świetnie. -Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale grozi Ci na semestr jedynka.

-Jedynka? Jak to możliwe, mówiłaś, że lubisz biologię- chyba nauczyciela, chciałam sprostować, jednak wolałam tego nie przyznawać Nathan'owi bo mogłoby się to dla mnie na prawdę źle skończyć. Zatrzymałam się tuż przed moim domem i zaczęłam szukać kluczy w torebce, której jak zwykle było wszystko prócz tego czego szukałam. Uniosłam wzrok na mojego towarzysza widząc, że jest zmartwiony moją sytuacją z biologii, ale przecież poprawię, poza tym jestem pewna, że Pan Smith nie będzie w stanie wystawić mi jedynki, za bardzo mnie lubi.
-Poprawię, o nic się nie martw- pocałowałam chłopaka w usta po czym otworzyłam bramę zaraz później ją zatrzaskując i będąc przy drzwiach odwróciłam się do tyłu machając Nate'owi na pożegnanie. Posłałam mu ostatniego całusa i weszłam do środka będąc zaskoczona, że drzwi są otwarte. I po co marnowałam te minuty na szukanie kluczy, skoro i tak mi się nie przydały. Wracając do faktu otwartych drzwi, albo mama jednak wcześniej wróciła, albo ojciec czegoś zapomniał z pracy i po prostu po to przyjechał, albo ostatni kto wychodził z domu nie zamknął go. Pokierowałam się na górę rozglądając się ostrożnie na boki, nie będąc pewna czy w domu nie ma nikogo obcego, zanim ruszyłam ku schodom wzięłam z przedpokoju łyżkę do butów, nie wiem czy byłabym się w stanie nią obronić, ale w jednym filmie mężczyzna nieźle oberwał czymś takim, więc może i mnie się uda. Będąc na górze ujrzałam uchylone drzwi w moim pokoju, wzięłam głęboki oddech i nie czekając dłużej pchnęłam drzwi wskakując do pokoju z wyciągniętą przed siebie łyżką. W pomieszczeniu nie było złodzieja, mordercy czy gwałciciela, na moim łózku siedział brat, na którego twarzy pojawiła się lekka mina zdziwienia zaraz później zmierzył mnie wzrokiem jak totalną psychopatkę.
-Dobrze się czujesz? -uśmiechnął się szeroko co odwzajemniłam rzucając gdzieś w kąt moje niedoszłe narzędzie zbrodni.
-Co Ty tutaj robisz? -podeszłam do Tommy'ego rzucając się w jego ramiona i ściskając go najmocniej jak tylko potrafiłam. Domyśliłam się, że przyjechał on przez rodziców, którzy za pewne po skończonej przez nich imprezie zadzwonili do niego i poprosiliby w wolnej chwili zajrzał i obbadał sprawę co do mojego zachowania, gdyż sami nie potrafią sobie ze mną poradzić a to właśnie z bratem najlepiej się dogaduję.
-Słyszałem o imprezie, w niezłe gówno się wpakowałaś- Tommy pokiwał głową opierając się o ściane a nogi kładąc na niewielką nocną szafkę za co miałam ochotę go palnąć jednak powstrzymałam się od bycia niegościnną. Może to dziwne, ale na prawdę dobrze się dogadywałam z moim bratem, jeszcze mieszkając w Polsce wszyscy zazdrościli mi takiego kontaktu z nim. Miałam pełno znajomych, którzy posiadali starsze rodzeństwo i żadne z nich nie potrafiło tak się dogadywać z nimi jak ja z Tommy'm. Wiadomo bywały dni kiedy się kłóciliśmy, kiedy mieliśmy się ochotę pozabijać, ale to zdarzało się bardzo rzadko, a nasza kłótnia zawsze kończyła się przeprosinami i gorącym uściskiem.
-Przepraszam, że nie przyjechałam- usiadłam po turecku na łóżku wlepiając wzrok w telefon, który zawsze obracałam w rękach w sytuacja kiedy było mi za bardzo wstyd by spojrzeć rozmówcy w twarz.
-Tu nie chodzi o mnie Abbie-brat nachyli się by móc zobaczyć moją twarz. Wiedziałam, że się o mnie martwi, zawsze to robił. Nawet kiedy wychodziłam na imprezy kazał mi na siebie uważać i nie robić żadnych głupstw, a kiedy już się w coś wpakowałam dzwoniłam do niego a on po mnie przyjeżdżał później kryjąc mnie przed rodzicami. -Tu chodzi o rodziców, na prawdę się na Tobie zawiedli- nie musiał tego mówić, zdawałam sobie z tego sprawę, niestety czasu nie mogę cofnąć, jedyne co mogę zrobić to postarać się odzyskać ich zaufanie,co może nie być wcale takie łatwe do zrobienia. Jestem jedynie nastolatką, która w życiu popałnili jeszcze nie jeden głupi błąd, którego będzie żałować przez długi okres, muszę się z tym nauczyć żyć, ale inni też powinni postarać się to zrozumieć, szczególnie moi rodzice, którzy w moim wieku nie należeli do najgrzeczniejszych. Weźmy mojego ojca, do dwudziestego drugiego roku życia mieszkał w Londynie, gdzie przyjechała moja mama na wakacje ze swoim narzeczonym. Poznała mojego ojca zakochali się, jak mówią od pierwszego wejrzenia. Moja matka zostawiła swojego narzeczonego i wraz z Frank'iego wyjechała do Polski gdzie się pobrali. Kiedy mój ojciec miał dwadzieścia dwa lata, a mama dziewiętnaście urodził się mój brat, a po czterech latach ja. Wracając do ich życia kiedy jeszcze się nie poznali i mieli po szesnaście -siedemnaście lat. Mój ojciec na swoje szesnaste urodziny zrobił sobie tatuaż na ramieniu, wytatuował sobie orła, rozumiecie? Orła, który jak się okazało nic dla niego nie znaczył. Na swoje siedemnaste urodziny przebił sobie ucho i wargę, a na osiemnaste kupił sobie motor i zaczął brać udział w nielegalnych wyścigach przez co trafił do więzienia i gdyby nie dziadek, który wpłacił kaucje zostałby tam jeszcze przez kilka lat. A moja mama? w moim wieku uciekła z domu ze swoim chłopakiem, wszyscy jej szukali, nawet policja. Wytatuowała sobie na plecach jego imię, czego do dziś nie rozumiem, na szczęście kiedy poznała mojego ojca usunęła ten tatuaż laserowo, dzięki Bogu. Więc przepraszam bardzo, ja zrobiłam jedną głupią imprezę i rodzice już robią wielkie HALO? -Wiesz, że zginęło kilka rzeczy?
-Co? Jakich rzeczy? -uniosłam wzrok nie bardzo wiedząc o co chodzi. Rodzice nic mi nie wspominali, że coś zostało skradzione. Może dlatego, że wcale z nimi nie rozmawiałam od czasu kiedy zostawili mnie samą.
-Wazon z dużego pokoju, ten który stał na komodzie, jego resztki znalezione zostały taty szufladzie na bieliznę. -Tommy zaczął wymieniać kilka rzeczy, o których nie miałam bladego pojęcia. Fakt nie dużo przebywałam w salonie, ale żeby nie wiedzieć co tam jest to chyba przesada, powinnam zdecydowanie częściej przesiadywać w domu. -A najgorsze jest to, że zginął również pierścionek po babci- gdy to usłyszałam uniosłam się z miejsca łapiąc się za głowę. Tego już za dużo, rozumiem jakiś głupi wazon, jakąś lampę z ikei, ale pierścionek? Jest on na prawdę wyjątkowy, przechodził od z pokolenia na pokolenie, zaczęło się od mojej prapraprababci jak dobrze pamiętam, każda kobieta w rodzinie na swoje osiemnaste urodziny dostawała go a później przekazywała go swojej córce i przeze mnie ta tradycja ma dobiec końca? Bo ktoś musiał ukraść akurat to.

-Mogłabym Pana prosić o małą przysługę? -Tommy wrócił do Liverpool'u wczoraj wieczorem, jak szybko przyjechał tak szybko wrócił, był zaledwie kilka godzin w Londynie po to by się ze mną zobaczyć i jak się domyślam postawić mnie do pionu. Wczorajszej nocy nie umiałam zasnąć, myślałam, zastanawiałam i głowiłam się, jak odzyskać pierścionek. Nie posiadałam nawet żadnego jego zdjęcia by móc popytać ludzi czy go widzieli, by móc wstawić zdjęcie na facebook'a czy na twitter'a. Dlatego właśnie z samego rana udałam się do pracowni biologicznej gdzie zastałam Pana Smith'a, dlaczego akurat on? Na szkolnym korytarzu roi się od jego prac, więc pomyślałam, że jak opiszę mu go to postara się go narysować żeby choć odrobinę przypominał od pierścionek należący do mojej mamy.
-Słucham Cię? -nauczyciel siedział przy biurku oderwał się od sprawdzania kartkówek, akurat z mojej grupy już chciałam go pytać czy dostałam coś lepszego niż jedynkę, jednak właśnie zdałam sobie sprawę po co tak na prawdę przyszłam.
-Byłby Pan w stanie narysować, naszkicować czy namalować, jak Pan woli, mi to na prawdę obojętne po prostu bardzo mi na tym zależy, a mianowicie zaginął pierścionek mojej mamy, jest on na prawdę cenny dla naszej rodziny przechodzi on z pokolenia na pokolenie a przez moją głupotę, czego nigdy sobie nie wybaczę...
-Pomogę Ci Abbie- Pan Smith przerwał mi, za co powinnam całować go po stopach bo zaczynałam gubić się we własnych słowach. Złapał mnie potworny ślinotok, nie zdarzało mi się to często, zazwyczaj wtedy kiedy za bardzo się denerwowałam, a właśnie teraz był takie moment. A tak w ogóle, czy on się zgodził? Czy nauczyciel własnie powiedział, że mi pozwoli?
-Jezu, na prawdę? -złączyłam moje dłonie krzyżując palce, przez co wyglądałam jakbym się modliła. -Dziękuję, na prawdę dziękuję. -zaczęłam kierować się do wyjścia, jednak po chwili usłyszałam kolejny raz głos nauczyciela.
-Abbie, ale zdajesz sobie sprawę, że ja nie wiem jak ten pierścionek wygląda i nie bardzo wiem od czego zacząć? -odwróciłam się widząc na Pana Smith buzi szeroki uśmiech, to był nauczyciel, który często, na prawdę często się uśmiechał, zazwyczaj ze swoich żartów, z których potrafiła śmiać się cała grupa, z wyjątkiem Matt'a, dla którego nic nie było nigdy śmieszne.
-Faktycznie, opiszę go Panu, mogę nawet teraz- już chciałam się za to zabrać, jednak przerwał mi dzwonek dobiegający z korytarza. Westchnęłam pod nosem wzruszając beznamiętnie ramionami. -To może na następnej przerwie? -spojrzałam na nauczyciela, który pokiwał głową. Uśmiechnęłam się i ruszylam ku wyjściu, jednak Smith po raz kolejny nie pozwolił mi na opuszczenie tej sali.
-Abbie, w zamian za to, proszę Cię, żebyś zaczęła chodzić na dodatkowe zajęcia, wiesz, że masz nie najlepszą sytuację. -jego głos był na prawdę łagodny a w głębi serca czułam, że jest on nauczycielem, któremu zależy żebym zdała do nastepnej klasy. Uśmiechnęłam się pod nosem po czym odwróciłam się do mężczyzny kiwając głową jako gest, że zgadzam się i opuściłam pomieszczenie jak najszybciej udając się do klasy, w której zaczęła się już matematyka.

















Znowu dodaję po stu latach, jestem ciekawa czy ktoś w ogóle to przeczyta, mam nadzieję, że tak i że się spodoba :)


4 komentarze:

  1. fajne , fajne !
    w końcu coś dodałaś ... !
    dodawaj posty częściej ! ; //
    szkoda , że mało było tu o Nathe i reszcie...

    OdpowiedzUsuń
  2. jestes nieziemska!
    uwielbiam to opowiadanie :)
    dodawaj czesciej ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. No w końcu się doczekałam ;P
    Jak zawsze świetnie, tylko mam nadzieje, że teraz będzie się tutaj coś pojawiało częściej ;)

    OdpowiedzUsuń