wtorek, 2 sierpnia 2011

#15.


 -Wolniej- marudziłam już chyba od dziesięciu minut. Ta całodniowa zabawa w wesołym miasteczku mnie wymęczyła. Moje nogi już prawie odmawiały mi posłuszeństwa, musiałam sobie w głowie powtarzać 'prawa, lewa, prawa, lewa'. Szliśmy wzdłuż plaży już od dobrych dziesięciu minut, na moje oko dopiero połowa drogi za nami. Chłopcy nieśli siatki z zakupami, musieliśmy się zabezpieczyć i wybraliśmy się do jednego ze sklepów kupując masę owoców i słodyczy, na które uparli się Toby wraz z Luis'em.
-Wskakuj- zaproponował Luis schylając się przede mną, po czym podał siatki Nathan'owi, który sam ledwo dawał sobie radę z noszeniem swoich zakupów. Ściągnęłam ze stóp sandałki biorąc je do ręki i bez zastanowienia wskoczyłam chłopakowi na plecy obejmując jego szyję, a brodę opierając o swoje ramię.
-Dziękuję, ratujesz mnie przed amputacją nóg- uśmiechnęłam się pod nosem czując jedynie klepnięcie w tyłek, odwróciłam głowę widząc zadowolonego Toby'ego, który jak zwykle był pełen energii i skakał dookoła każdego.
-Spadaj Toby- wyszeptałam, już nawet nie miałam sił by krzyczeć, Luis szedł wolniej niż wszyscy, ale nic dziwnego, w końcu miał dodatkowy ciężar. Cała reszta była przed nami dobre kilka metrów, jednak ani mi, ani jemu to nie przeszkadzało, przynajmniej uwolniliśmy się od gadania Toby'ego. Kiedy zobaczyłam, że jesteśmy już obok naszych namiotów zeskoczyłam z pleców chłopaka. Wszyscy byli już w swoich namiotach, doszliśmy pięć może dziesięć minut po nich. Podeszłam do chłopaka całując go delikatnie w policzek.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się do niego i zniknęłam w swoim namiocie, w którym spała już Lex, nie zrobiłam nic innego jak położyłam się obok wślizgując się do swojego śpiwora i zapinając się w nim po samą szyję.



-Która godzina? -przeciągnęłam się przecierając oczy, wszystko mnie bolało, każdy element mojego ciała, każda nawet najdrobniejsza część mnie. Cóż się dziwić, spania w namiocie nie jest porównywalne do spania we własnym łóżku. Lex szukała zawzięcie czegoś w swojej torebce, jakby chciała dokopać się złota.
-Koło jedenastej- odparła nie przestając poszukiwań, jednak chyba dała za wygraną bo rzuciła torebką- masz szampon? -spojrzała na mnie, a ja nie czekając dłużej zajrzałam do swojej torby, z której wyciągnęłam to co po mnie poprosiła dziewczyna po czym podałam jej wracając do pozycji leżącej. -Dzięki- uśmiechnęła się i wyszła z namiotu, jednak po chwili cofnęła się i wsunęła głowę z powrotem przyglądając mi się. - Chłopcy gdzieś poszli, mamy czas na wykąpanie się - skinęła głową na szampon i jakąś jeszcze butelkę, którą trzymała w rękach po czym zniknęła. Wygramoliłam się z namiotu widząc gołą Lex zmierzającą ku morzu. Nie ma chłopaków, powtórzyłam słowa dziewczyny i nie czekając dłużej ściągnęłam z siebie ciuchy biegnąc w stronę morza. Woda była już trochę nagrzana, jednak to nie było to czego oczekiwałam. Weszłam do morza po kolana a na moim ciele pojawiły się dreszcze spowodowane wiatrem, który opatulił moje nagie ciało.
-Trzymaj- dziewczyna podała mi szampon oraz żel pod prysznic po czym zanurkowała pod wodą i nie minęła minuta a znowu stała obok mnie. Wylała sobie na głowę połowę szamponu, a ja zabrałam się za dokładnie mycie swojego ciała. Później się zamieniłyśmy, i ja mogłam w końcu umyć moje włosy.
Wyszłam z wody i udałam się do namiotu, w którym ubrałam się w czyste ciuchy a mokre włosy związałam w koka.
-Heeej dziewczyny, patrzcie co mamy! -usłyszałam krzyk dobiegający z zewnątrz. Wyszłam z namiotu widząc na górce chłopaków na bmx'ach. Sprowadzili rowery na dół rzucając je na piach.
-Tadam- Aaron uniósł ku górze dwie deskorolki. -To dla Was- poruszał brwiami po czym jedną deskę wręczył w moje ręcę a drugą podał Lex. Obejrzałam ją dokładnie, z każdej strony po czym odłożyłam ją tuż obok ich rowerów.
-Nie mam pojęcia jak się na tym jeździ- wzruszyłam ramionami. Kiedyś będąc jeszcze w podstawówce, mój brat na czymś takim jeździł, wygrywał konkursy w naszym mieście, a ja z dumą obserwowałam jak zdobywa kolejne puchary. Pewnego dnia chciałam się nauczyć, chciałam robić to tak dobrze jak on, no dobra, chciałam chociaż umieć na tym jeździć, nie mówię o trikach. Więc brat zaproponował, że pomorze mi się nauczyć, wyszliśmy przed dom, z jego ulubioną deską. Kazał mi stanąć na niej więc to zrobiłam, a on popchał mnie z całej siły, nie wiedziałam co się dzieje, zjeżdżałam z górki nie wiedząc kiedy będzie koniec. Pamiętam jak krzyczałam, do dziś boli mnie gardło jak tylko sobie to wspomnę. Oczywiście nawet nie zdołałam zjechać z górki, gdyż w połowie drogi straciłam równowagę, i bum. Wpadłam w histerię, zaczęłam płakać, aż ludzie się zlecieli, a ja miałam jedynie rozwalone kolano i... złamaną deskę brata. Nie obyło się bez krzyków rodziców i bez szlabanu, jaki przyznali mi oraz Tommy'emu.
-Nie musisz na tym jeździć- Nate poruszał zabawnie brwiami po czym sięgnął po karton soku. Nie wiedziałam co miał na myśli, jednak nie zamierzałam zaprzątać sobie tym głowy.


-Myślicie, ze to jest dobry pomysł? - właśnie siadałam na deskę, która była przywiązana do roweru Nathan'a, nie wiem kto to wymyślił, ale ja to czarno widzę. Skuliłam nogi pod brodę i mocno złapałam się deski widząc, że chłopak przekracza rower.
-Trzymasz się?- Nate odwrócił się by sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku, pokiwałam jedynie głową i ruszyliśmy. Przodem jechał Toby z Aaronem, a my tyłem. Lex również siedziała na desce przywiązana do roweru Luis'a, tylko jedno nas różniło, ona była zachwycona tą zabawą, a ja prawdę powiedziawszy nie, do puki nie ruszyliśmy. Cieszyłam się, że jechałam z Nathan'em a nie z Toby'm czy Aaron'em bo od patrzenia na to jakie cuda robią na tych bmx'ach przechodziły mnie dreszcze. Przejechaliśmy spory kawałek, na szczęście byliśmy w miejscu, w którym bardzo rzadko jeżdżą samochody, tak więc żadne niebezpieczeństwo nam nie groziło. Zatrzymaliśmy się na asfaltowej górce, i pierwsze co to wstałam z tej deski rozprostowując kości. Nathan zabrał się za rozwiązywanie , nie wiedziałam co kombinuje, ale jedno było pewne, zaraz się dowiem. Luis robił dokładnie to co on i kiedy uporali się z rozplątywaniem słupów oboje usiedli na deskach, a ja w końcu wiedziałam co się szykuje.
-Ale jazda, stary, ale jazda- Toby'ego jak zwykle roznosiła energia, chodził w tą i z powrotem a kiedy usłyszał komunikat od Nate, że może go popchać nie wahał się nawet sekundy, od razu położył dłonie na jego ramionach i popchnął go z całej siły. Aaron to samo uczynił z Luis'em, i już oboje zjeżdżali z górki krzycząc w niebo głosy. Później wbiegali z deskami i pora na kogoś innego, czyli Toby'ego i Aaron'a, później oni przyszli i to my miałyśmy siadać i zjeżdżać i tak w kółko. Chłopaki zjeżdżali w przeróżnych pozycjach, łącznie z tym, że Toby próbował na brzuchu, jednak w połowie spadł z deski i resztę drogi pokonał turlając się, co mu sprawiło jeszcze większą frajdę. Oczywiście po kilku rundach zabawa okazała się być nudna, a raczej samo to, że tyle trzeba było czekać w kolecję.
-Chodźmy do tego lasu, może uzbieramy jagódki- zaproponował Toby i nie czekając na reakcję innych ruszył w kierunku, który sam sobie wyznaczył. Na samą myśl o lesie, przechodziły mnie dreszcze i zaczęły mi się przypominać wszystkie możliwe horrory, które rozgrywały się w tego typu miejscach. Cała reszta ruszyła za Toby'm, ja musiałam uczynić to samo. Dogniłam Nate, którego chwyciłam pod bok mocno ściskając materiał jego koszulki.
-Boisz się?- spojrzał na mnie unosząc w tym czasie kąciki swoich ust. Pokiwałam przecząco głową puszczając go. Bałam się jak cholera, też mi głupie pytanie, czy wyglądam na kogoś takiego kto uwielbia lasy? nie!
-Słyszeliście to? -wyszeptała Lex, zatrzymując się. Od razu złapałam się koszulki pierwszego lepszego chłopaka, którym okazał się Toby ukazując mi swój szatański uśmiech, aż odskoczyłam i przypełzałam do Nate, nie wiem czemu, ale przy Toby'm nie da czuć się bezpiecznie. Wszyscy milczeliśmy wsłuchując się, jakieś odgłosy dochodziły zza krzaków, które nawet zaczęły się poruszać. To nie jest śmieszne, przygryzałam wargę z nerwów już nawet czułam krew na języku, więc musiałam się opanować i zaczęłam z całe siły zgniatać materiał koszulki Nata, który tylko gładził mnie po głowie.
-Wychodź potworze! Zjedz nas!- Toby zaczął krzyczeć i bić się pięściami po klacie niczym Tarzan. Wszyscy cofnęliśmy się do tyłu widząc, że krzaki mocniej zaczynają się ruszać. Oczywiście tylko Toby zgrywał wielkiego bohatera i nawet nie drgnął.
-Toby, przestań- krzyknął Aaron ciągnąc go za kaptur od bluzy i w tym momencie zza krzaków wyszło coś wielkiego, coś dwa razy większego ode mnie, coś co wydawało z siebie niesamowity odgłos, aż pisnęłam z przerażenia, to coś to niedźwiedź. Wszyscy łącznie z Toby'm, zaczęliśmy uciekać, biec ile sił w nogach. Do oczu ze strachu zaczęły napływać mi łzy, jeszcze nigdy w życiu nie widziałam na własne oczy tak wielkiego i przerażającego misia. Każdy krzyczał pod nosem nawzajem się popędzając, gdyby nie to, że Nate trzymał mnie za rękę to za pewne zostałabym juz zjedzona. Każdy biegł najszybciej jak potrafił, my z Nathan'em byliśmy w tyle, nawet Toby zdążył nas wyprzedzić. Czułam jak gałęzie leżące na ziemi drapią mi nogi pozostawiając na nich ślady, czułam jak co chwile liście ocierają moją twarz, jednak starałam się nie zwracać na to uwagi, chciałam jak najszybciej wybiec z tego przeklętego miejsca. I nagle wybiegliśmy na drogę na której pozostawiliśmy nasze bmx'y i deski, wszyscy ze zmęczenia opadliśmy na asfalt, prócz Toby'ego. Chłopak pochylił się jedynie do przodu, a chwilę później wyprostował się i zaczął się śmiać.
-Kurwa, to było zajebiste!- krzyknął, a wszystkie wzroki zostały skierowane na niego, jedynie Aaron zaśmiał się w niebo głosy, jednak przestał to robić kiedy zmierzyłam go złowrogim wzrokiem. Nathan podniósł się z ziemi podchodząc do chłopaka.
-To według Ciebie było zabawne?
-Stary wyluzuj. -Toby położył ręce na ramionach Nate, które chłopak od razu zrzucił pchając go do tyłu.
-Powinniśmy wracać- zaproponowałam i wszyscy zerwali się z ziemi wiedząc, że jeśli zostaniemy tu dłużej to może wszystko się źle skończyć. Toby i Aaron zabrali swoje rowery i pojechali przodem a my z Lex usiadłyśmy na ramach od bmx'ach trzymając deski na kolanach.

8 komentarzy:

  1. To było zajebiste, że tak brzydko się wyrażę. ; D
    Toby jest mega świrnięty; D. Uśmiałam się czytając to ; p.

    OdpowiedzUsuń
  2. boooski. powiem szczerze, że samo z siebie serce zaczęło mi bić jak przeczytałam o tym potworze ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. i dopiero teraz zauważyłam w Twoim profilu, że kochasz The Kooks'ów. Widzę, że łączy na nas nie tylko wiek ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Może dodała byś jakieś zdjęcia z internetu jak wyobrażasz sobie ludzi z paczki ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę muszę nadrobić, bo brak czasu spowodował, że nie zaglądałam na Twojego bloga :( Notka jest meeegaaa, a Toby zdecydowanie the best ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. daj coś żeby Abby była z którymś z chłopaków :))
    będzie ciekawie ;d;d;d;d

    OdpowiedzUsuń