Kochani pragnę Was powiadomić, że na czas nieokreślony zawieszam tego bloga. Powód jest następujący: nie mam pomysłu na zakończenie, więc muszę się nad nim trochę dłużej zastanowić, jednak obiecuję, że postaram się zrobić to jak najszybciej, żebyście wiedzieli jak zakończy się historia Abbie.
Tymczasem zapraszam wszystkich na mojego nowego bloga z opowiadaniem,mam nadzieję, że mogę liczyć z Waszej strony na wsparcie i komentarze, które do tej pory zostawialiście tutaj :)
Już jutro zamierzam umieścić prolog, tak więc bądźcie przygotowani, obiecuję, że będzie jeszcze bardziej ciekawie niż tutaj :)
http://live-fast-dont-forget-us.blogspot.com/
wtorek, 25 września 2012
poniedziałek, 24 września 2012
#40.
Nate robił to co zwykle na domówkach, pracował- sprzedając
narkotyki. Nie wiedziałam dlaczego to robił, naprawdę byłam tego cholernie
ciekawa, jednak chłopak nigdy nie chciał na ten temat rozmawiać, w zasadzie
próbowałam tylko raz i skończyło się kłótnią. Rozumiem, że pieniądze zawsze się
przydadzą jednak Nathan’owi nigdy ich nie brakowało. Jego rodzice dobrze
zarabiali i nigdy mu nie odmówili nawet jeśli chodziło o dużą kwotę.
-Dzięki stary- odezwał się jeden z ciemnoskórych chłopaków,
którzy stali z brunetem po czym zniknęli gdzieś za rogiem jednego z pokoi.
-Znowu to robisz- powiedziałam i w tym momencie Nate odwrócił
się kręcąc głową, chyba nie był zadowolony, że to widziałam. Odciągnął mnie na
bok tak by muzyka była jedynie w tle naszej rozmowy.
-Abbie, mówiłem Ci, że to nic takiego- uśmiechnął się chłopak
całując mnie w usta.
-Nathan cholera, sprzedajesz narkotyki, jesteś dilerem i
chcesz mi powiedzieć, że to nic takiego? –krzyknęłam a brunet jedynie położył
dłoń na moich ustach nie pozwalając nic więcej mówić.
-Ciszej- szepnął mi do ucha rozglądając się dookoła. Wyrwałam
się z jego uścisku mając ochotę rzucić się na niego i kazać przestać mu to robić,
jednak moje słowa mogłyby wcale nie być takie groźne jakbym chciała.
-Mam być ciszej? Po co? Może załatwię Ci jakiś nowych kupców-
zapytałam ironicznie widząc jedynie lekkie zdenerwowanie na twarzy mojego
towarzysza.
-Chciałaś żebym przestał brać narkotyki, więc przestałem,
teraz będziesz kazała mi przestać je sprzedawać?- zapytał opierając się o
ścianę. Wyglądał jakby nie miał nic więcej do powiedzenia, jakby skończył
rozmowę ze mną nie chcąc słuchać mojej odpowiedzi.
-Dziwisz mi się? Nie chcę żeby ktoś kiedyś Cię wsypał i żebyś
skończył w więzieniu! Czy to takie dziwne? –krzyknęłam nie zwracając uwagi na
przechodzących obok nas ludzi.
-Tak dziwię się, bo w porównaniu do niektórych ja próbuję sam
na siebie zarabiać- odpowiedział oschłym głosem odpychając się nogą od ściany,
o którą przed chwilą się opierał. –I zrozum, że nie zmusisz mnie do tego bym
przestał to robić, jasne? –krzyknął a ja jedynie poczułam z jego ust alkohol,
którego musiał spożyć niemało. Spojrzałam na niego kręcą głową z
niedowierzaniem po czym oddaliłam się słysząc jedynie jak chłopak krzyknął
„Kurwa” a zaraz później uderzył pięścią w ścianę. Dlatego nie przepadałam za
takimi imprezami, wszyscy wtedy pili bez umiaru, a ja musiałam zawsze kłócić
się z Nathan’em, który po alkoholu staję się nieco agresywny, nie mam na myśli,
że budzi się w nim chęć bicia kogoś, nie, nie , nie taką agresje mam na myśli,
ale właśnie wtedy zazwyczaj się kłócimy- kiedy on jest pijany.
-Abbie mała Abbie- śpiewał Aaron, który właśnie zbiegał ze
schodów. Objął mnie w pasie i zaczął się kręcić wokół własnej osi. –Co się
stało małej Abbie? –zapytał stawiając mnie na ziemi i obejmując moją twarz w
swoich dłoniach.
-Nic, wszystko w porządku- uśmiechnęłam się do przyjaciela,
nie chcąc psuć mi świetnego humoru, który zyskał oczywiście dzięki alkoholowi.
-To dobrze, lepiej niech nikt nie krzywdzi mojej małe Abbie-
zaśmiał się chłopak zaraz później całując mnie w czółko i znikając gdzieś
pomiędzy ludźmi. Udałam się na górę gdzie było nieco mniej osób niż na dole,
jednak i tak ledwo dało się przejść. Od przyjścia nie widziałam Lex, która
chyba jednak zaprosiła nieco więcej osób niż miała planowane. Po minach
mijanych mnie ludzi wnioskowałam, że całkiem nieźle się bawili, każdy w ręku
miał jakiś trunek co chwile w nim zamaczając usta. W moim przypadku skończyło
się na połowie piwa, które i tak mi dzisiejszego dnia nie smakowało. Weszłam do
pokoju, w którym nikogo na moje szczęście nie było i położyłam się na łóżku
próbując nie wsłuchiwać się w muzykę, która nie dawała mi się skoncentrować.
Miałam ochotę leżeć i patrzeć w biały sufit, który wydawał się dość
interesujący jak na to, że jest tak pusty. Analizowałam każdy szczegół z
rozmowy z Nathan’em, która miała miejsce kilkanaście minut temu, jednak im
dłużej o tym myślałam tym bardziej byłam na niego zła. Po chwili usłyszałam
krzyki roznoszące się po całym domu i kilka osób naraz krzyczało „Policja”
zerwałam się z miejsca uchylając drzwi od pokoju i wychylając z niego głowę.
-Abbie szybko- krzyknął Nate, który akurat przebiegał
korytarzem po czym chwycił mnie za rękę i pociągnął za biegnącą przed nami
Lex. Dziewczyna podstawiła niewielki
stolik zaraz później stając na niego i otworzyła wejście na strych, z którego wysunęła
się drabina.
-Wchodźcie szybko- krzyknął Nate popędzając mnie i
dziewczynę, jednak Lex się nawet nie ruszyła.
-Wy idźcie, mnie i tak spiszą, w końcu to mój dom- westchnęła
dziewczyna pchając nas w stronę drabiny.
-Nie pozwolę na to, szybko wchodź, później coś wymyślimy-
krzyknął Nathan rozglądając się dookoła. Pełno osób przewijało się przez
korytarz szukając jakiejkolwiek kryjówki, gdyż szansa na zejście na dół była
minimalna zważając uwagę na fakt, że roiło się od policji, która za chwilę pewnie
i pojawi się na górze.
-Nate nie kłóć się ze mną, będą mnie szukać i w końcu znajdą,
więc proszę Was wchodźcie tam- krzyknęła zdenerwowana dziewczyna a ja weszłam
na drabinę czekając na ruch chłopaka.
-Trzymaj się Lex- krzyknęłam i szybko wbiegłam po drabinie a
zaraz za mną Nate. Pociągnęliśmy za sobą niewielkie drzwiczki z drabiną, po
której oboje przed chwilą wchodziliśmy. Na strychu było ciemno i duszno przez
co oddychanie przychodziło mi z niewielkim trudem. Usiadłam opierając się o
jedną ze ścian. Oboje milczeliśmy, nie przed obawą, że policja nas usłyszy i
złapie, bo było to mało prawdopodobne, lecz chyba, żadne z nas nie miało nic do
powiedzenia, przynajmniej z mojej strony tak było. Wyciągnęłam telefon i
napisałam sms’a „Gdzie jesteś?”
wysyłając go do Toby’ego, Aaron’a i Luis’a. Po chwili otrzymałam jedynie
odpowiedź od Luis’a:
„Siedzę z Aaron’em i dwoma innymi chłopakami w krzakach i
czekamy aż policja odjedzie. Nie wiem gdzie Toby.” Świetnie jeszcze tego
brakuję, żeby Toby się zgubił bądź został złapany przez policję, która łaskawa
na pewno dla niego nie będzie biorąc po uwagę fakt, że nie raz już został
spisany i wypuszczony tylko dlatego, że Aaron’a ojciec jest policjantem i
Toby’ego zna od dziecka.
-Jesteś zła? –odezwał się brunet siadając obok mnie.
Schowałam telefon do kieszeni patrząc przed siebie i rzucając krótkie „nie” w
kierunku chłopaka, który chyba zdał sobie sprawę, że jednak trochę jestem bo
westchnął głośno drapiąc się po głowie. –Nie uważasz, że ostatnimi czasami zbyt
często się kłócimy? –miał stuprocentową rację, sami szukamy sobie powodów do
kłótni, zamiast na spokojnie porozmawiać.
-Niestety tak- przygryzłam dolną wargę wpatrując się w
telefon trzymający w dłoniach.
-To przestańmy to robić- Nate przysunął się do mnie łapiąc
mnie za dłonie.
-Chciałabym, ale nie wiem czy damy radę- westchnęłam nie
spuszczając wzroku z naszych splecionych dłoni.
-Oczywiście, że damy, jak możesz w to wątpić?- brunet
ucałował moje dłonie swoimi delikatnymi ustami, uwielbiałam kiedy to robił,
szczególnie wtedy gdy moje ręce były zimne jakby świeżo wyciągnięte z lodówki.
–Rzucę to wszystko, przestanę sprzedawać narkotyki i wszystko się ułoży, możesz
mi zaufać- uśmiechnął się gładząc mnie opuszkiem kciuka po policzku.
-Ufam Ci- przysunęłam się do niego całując go i słysząc jak
sprzed domu odjeżdżając samochody.
Przysunęłam się nie wielkiego okna i wyjrzałam dyskretnie
widząc jak trzy radiowozy odjeżdżają.
-I co Lex? –wraz z Nathan’em widząc, ze policja odjechał
wybiegliśmy i znaleźliśmy dziewczynę siedzącą w salonie.
-Wypisali mi mandat i to wszystko- dziewczyna beztrosko
wzruszyła ramionami, to było w jej zwyczaju, nieprzejmowanie się takimi
sprawami, podziwiałam ją za to. Ja pewnie na jej miejscu płakałabym prosiła o
niewypisywanie mandatu, robiła wszystko by ta policja nawet tu nie przyjechała,
a dla dziewczyny liczyło się to by wszystko świetnie się bawili i tak było dla
tych którzy nie zostali zatrzymani i odwiezieni do domu. Nagle spod łóżka
wysunęła się ręka a ja widząc to odskoczyłam trzymając się kurczowo Nathan’a,
który zaśmiał się widząc jak Toby wyczołguje się śmiejąc się głośno.
-Już myślałem, że do jutra tu zostanę- jęknął chłopak wstając
i wytrzepując swoje ciuchy. –A gdzie reszta?
-W krzakach- zaśmiałam się i nie czekając dłużej zadzwoniłam
do Luis’a mówiąc mu, że mogą spokojnie do nas wracać.
Było koło trzeciej kiedy wraz z Nate’em wyszliśmy od
dziewczyny zostawiając ją z resztą przyjaciół. Byłam już tak zmęczona, że od
półgodziny siedziałam i jedynie przytakiwałam kiedy o coś mnie zapytano, nie
byłam w stanie skupić się na rozmowie przyjaciół gdyż zmęczenie wzięło górą i
moje oczy zamykały się mimowolnie. Nate uparł się, że mnie odprowadzi co w
zasadzie szło mi na rękę gdyż ulice o tej porze nie należą do najbezpieczniejszych.
Szliśmy wolno korzystając z dzisiejszej pogody, zazwyczaj w styczniu o tej
godzinie jest mróz a na dworze nie da się wytrzymać, jednak dzisiaj było
całkiem przyjemnie, a może to za sprawą tego, że ubrałam się ciepło, nie wiem,
ale świeże powietrze dobrze na mnie działało i zmęczenie stopniowo znikało.
Uwielbiałam spacerować, mogłam obserwować ludzi, okolicę a nawet przejeżdżające
samochody, których kierowcy zazwyczaj o tej porze przesadzali nieco z
prędkością. Po chwili usłyszałam dźwięk mojego telefonu sygnalizujący nową
wiadomość. Wyciągnęła go z kieszeni od kurtki i czytałam go trzy razy nie mogąc
uwierzyć własnym oczom. To nie może dziać się naprawdę.
-Co jest?- zapytał chłopak delikatnie się nachylając a ja
wyciągnęłam w jego kierunku telefon pozwalając mu na odczytania wiadomości.
-Podobali się niezapowiedziani goście? Ciekawe czy zdążyłaś
uciec J -
chłopak odczytał treść sms’a na głos po czym spojrzał na mnie kiedy stałam
wpatrzona w ziemie gdyż wciąż nie dochodziło do mnie to co właśnie
przeczytałam. Ktoś naprawdę chciał spaprać mi życie, jednak teraz nie tylko ja
bym była poszkodowana, ale i inne pięćdziesiąt osób, co nie dawało mi spokoju.
Rozumiem szafka czy zdjęcie, ale nasyłanie policji na imprezę Lex? To nie
krzywdziło tylko mnie, to krzywdziło jeszcze wiele innych niewinny osób. –To
jest chore- wysyczał chłopak przez zaciśnięte zęby po czym wyciągnął swój
telefon i spisał numer, do którego zaraz później próbował się dodzwonić, jednak
nic z tego, nikt nie raczył odebrać.
-Nie wiem już co mam z tym robić- powiedziałam opadając na
ławkę z bezradności. Może to jest dobry moment by podzielić się z chłopakiem
moimi podejrzeniami. –Chyba domyślam się kto za tym stoi- szepnęłam a brunet
zasiadł obok mnie przyglądając mi się uważnie. –Mary- spojrzałam na towarzysza
widząc lekkie zaskoczenie na jego twarzy, które jednak szybciej zniknęło niż
się pojawiło.
-Też o tym myślałem- odparł chłopak przyglądając się mojej
postaci. –Myślę, że możemy iść z tym numerem do ojca Aarona- zaproponował
chłopak, jednak ja nie chciałam tego wszystkim rozgłaszać, wolałam sama uporać
się z tym i odnaleźć osobę, która chce mi zrujnować życie.
-Dam sobie radę-odparłam patrząc się w dal gdzie co chwile
przejeżdżały samochody.
-Nie pozwolę by sprawy zaszły jeszcze dalej, tego już
wystarczająco za wiele- Nate złapał mnie za rękę delikatnie ją ściskając.-
Proszę Cię daj sobie pomóc.
niedziela, 23 września 2012
#39.
-Co to jest? –krzyknęłam ze łzami w oczach i gwałtownie
wstałam z miejsca wybiegając z klasy. Drzwi jednak za mną nie trzasnęły więc
ktoś musiał je zatrzymać. Poczułam delikatny uścisk na ramieniu a chwilę
później zostałam odwrócona. Był to nikt inny jak Luis, nie mogąc opanować
emocji wtuliłam się w niego jak małe dziecko pozwalając na to by łzy wypłynęły
mi strumieniem. Chłopak objął mnie gładząc mnie po plecach, próbował mnie uspokoić
co w zasadzie mu się udało bo już po chwili wytarłam łzy z policzków i
próbowałam się uśmiechnąć.
-Nie wiem Abbie, kto Ci to zrobił, ale obiecuję Ci, że się
tego dowiem, jasne? –spojrzał na mnie odgarniając kosmyki włosów, które co
chwile bezwładnie opadały na moją twarz. Pokiwałam głową ze zrozumieniem,
wiedząc, że nie jestem z tym sama, mam przyjaciół, którzy mnie na tyle znają,
że nie uwierzą, że to ja jestem na zdjęciu zupełnie goła. –Chcesz wrócić na
lekcje? –zapytał Luis uśmiechając się delikatnie.
-Powinniśmy- westchnęłam pod nosem. Byłam wdzięczna
chłopakowi, ze wybiegł za mną, że pozwolił na to bym wypłakała się w jego nowo
zakupioną koszulę czy za to, że obiecał się dowiedzieć kto to zrobił. Po kilku
minutach wróciliśmy do klasy, w której nie potrafiłam się skupić, każdy szept
rozpraszał mnie coraz bardziej, chciałam żeby ten dzień jak najszybciej się
kończył, żebym znalazła się w domu i w końcu mogła zapomnieć o tym co spotkało
mnie w szkole. Pragnęłam tylko zająć się przygotowaniami na dzisiejszą kolację,
na którą już zaprosiłam Nate’a. Pierwsza lekcja dłużyła się w nieskończoność,
nie mam pojęcia o czym ona była, nauczycielka nawet o nic mnie nie pytała,
chyba domyśliła się, że jestem w nienajlepszym stanie. Gdy tylko na korytarzu
rozbrzmiał się dzwonek wszyscy uczniowie ruszyli ku wyjściu a ja siedziałam w
ławce nie mogąc się ruszyć. Luis również nie podnosił się z krzesła czekając na
mnie cierpliwie, jednak nauczycielka kazała się pośpieszyć gdyż to też przerwa
dla niej i zamierza z niej skorzystać. Oboje wstaliśmy i wyszliśmy z
niewielkiej sali na przestrzenny korytarz pełen ludzi i zaczęło się to samo co
było w klasie kilkadziesiąt minut temu- tylko teraz trzy razy gorzej. Wszystkie
pary oczy zostały momentalnie skierowane na moją osobę, słychać było chichoty i
docinki dziewczyn, a ze strony chłopaków pogwizdywania i niemoralne propozycję.
Próbowałam skupić swoje myśli na czymś innym by nie wybuchnąć histerycznym
płaczem, jednak to było ciężkie wiedząc, że ludzie zobaczyli coś co nie jest w
zupełności prawdą, ba, tam jedynie co jest moje to twarz, wklejona do zdjęcia przedstawiającego
nagą mnie w szatni dla dziewczyn.
-Abbie- usłyszałam wołanie Nathan’a i oboje z Luis’em
odwróciliśmy się zatrzymując się. Brunet podbiegł przytulając mnie do siebie z
całych sił i gładząc moje włosy, w tym momencie moje emocje dały o sobie znać i
wszystkie łzy, które w sobie skrywałam –wypłynęły. –Zabije tego kto to zrobił,
obiecuję, że go zabiję- szepnął chłopak próbując mnie uspokoić, jednak te słowa
wcale nie dodawały mi otuchy. Chciałam po prostu wiedzieć kto mnie tak
nienawidzi, dlaczego akurat ja? –Wiesz kto to mógł zrobić? –Nate spojrzał na
mnie wycierając z policzków płynące łzy.
-Nie mam pojęcia, nikt nie przychodzi mi do głowy- wzruszyłam
bezradnie ramionami. Uniosłam głowę do góry nie widząc obok nas Luis’a,
rozejrzałam się dookoła w celu zlokalizowania chłopaka, jednak na korytarzu
było zbyt wiele ludzi by móc gdzieś go dostrzec.
-Jeśli chcesz możemy stąd wyjść i iść do mnie- zaproponował
chłopak a ja nie czekając dłużej zgodziłam się na jego propozycję.
Obudził mnie dźwięk sms’a, z początku byłam pewna, że to sen
jednak zaraz później usłyszałam jak coś upada z wielkim hukiem. Niechętnie
uchyliłam zaspane powieki zdając sobie sprawę, że spałam w salonie Nathan’a,
który właśnie wychylił się z kuchni.
-Obudziłem Cię? –zapytał zmartwiony zbierając coś z podłogi.
-Nie, nie, skąd –sięgnęłam po telefon widząc pięć
nieodczytanych sms’ów i kilka nieodebranych połączeń. Zaczęłam wszystkie
wiadomości odczytywać jedna po drugiej.
Lex: „Ab, gdzie jesteś?
Wszystko w porządku? Xoxo”
Luis: „Abbie, pewnie
poszłaś z Nathan’em bo jego w szkole też nie ma, mam nadzieję, że wszystko gra.
Trzymaj się”
Toby: „Ej mała,
obiecuję, że ten kto Ci to zrobił zginie śmiercią tragiczną. Buziaki od
SuperToby’ego.”
Aaron: „Ja pomogę
Toby’emu. Buziaki od SuperAaron’a”
Lex: „Jeśli chcesz
porozmawiać dzwoń, xoxo”
Wszystkie sms’y mimo mojego złego samopoczucia wywołały
uśmiech na mojej twarzy. Byłam każdemu z nich wdzięczna za to, że martwili się
o mnie wtedy gdy dla innych byłam zwykłym pośmiewiskiem. Połączenia były od
Lex, Luis i mamy, nie czekając dłużej wykręciłam numer do rodzicielki i już po
kilku sygnałach usłyszałam jej głos.
-Cześć kochanie, gdzie jesteś?
-U Nate’a dzisiaj kończyliśmy wcześniej lekcje, a dlaczego
pytasz? –odpowiedziałam unosząc się z miejsca i kierując się w stronę kuchni
gdzie przebywał chłopak.
-To o której będziecie na kolacji? –zapytała mama zaraz
później dodając: -Osiemnasta odpowiada?
-Myślę, że tak.
Przebierałam nogami siedząc w pokoju na łóżku- w spódniczce z
wysokim stanem i koszuli czarnej ze złotymi ćwiekami na kołnierzyku- i czekając
na dzwonek, który za dokładnie minutę powinien rozbrzmieć się po całej
powierzchni mojego domu i tak się stało. Krzyknęłam, że otworzę po czym
zbiegłam po schodach będąc w kilka sekund pod drzwiami. Poprawiłam włosy i
uchyliłam drzwi widząc za nimi Nate’a, który wyglądał niezwykle. Miał na sobie
czarne spodnie i granatową koszulę, włosy o dziwo ułożone a w powietrzu jak
zwykle czuć było zapach jego perfum. W jednej ręce trzymał dwa bukiety kwiatów
a w drugiej wino. Uśmiechnęłam się szeroko gestem ręki zapraszając go do środka.
-To dla Ciebie- wręczył mi niewielki bukiet czerwonych róż, w
które od razu wsadziłam nos napawając się ich cudownym zapachem. Podziękowałam
chłopakowi prowadząc go do salonu, w którym mama właśnie położyła ostatnie
talerze na stole. Chłopak ruszył w jej kierunku z zabójczym uśmiechem.
-Dzień dobry, jestem Nathan, a to dla Pani- uśmiechnął się
wyciągając w kierunku kobiety bukiet.
-O jezu, dziękuję bardzo.- mama uśmiechnęła się odbierając od
chłopaka kwiaty po czym również jak ja powąchała je uśmiechając się pod nosem.
–Siadajcie, ja zaraz wracam- rodzicielka zabrała również ode mnie bukiet i
pokierowała się w stronę kuchni.
-I jak wypadłem? –zapytał chłopak szczerząc swoje zęby,
jednak ja nie zdążyłam odpowiedzieć gdyż na schodach pojawił się mój ojciec.
Ruszył w stronę chłopaka wyciągając w jego kierunku dłoń.
-Jestem Frank tato Abbie- przedstawił się uśmiechając się
szeroko.
-Nathan, miło mi Pana poznać- brunet uścisnął delikatnie dłoń
mężczyzny po czym wręczył mu wino, które przez cały czas trzymał w rękach.
Ojciec podziękował czytają etykietę i po jego minie wywnioskowałam, że jest
naprawdę zaskoczony tym prezentem. Mama wróciła po kilku minutach dosiadając
się do nas i pozwalając na to byśmy zaczęli jeść.
-A więc chodzicie do tej samej szkoły, tak? –zapytał ojciec
przerywając krótką ciszę.
-Zgadza się- potwierdził Nate uśmiechając się przyjaźnie.
-Do jednej klasy?
-Niestety nie
-Nate nałóż sobie jeszcze, tak mało zjadłeś- mama wyciągnęła
w kierunku chłopaka talerz z dużą ilością przeróżnego mięsa.
-Nie, dziękuję, ja jestem już pełny- wyjaśnił chłopak
uśmiechając się szeroko do kobiety- ale muszę przyznać, że było naprawdę
przepyszne- dodał, a ja spojrzałam na mamę, która jak zwykle była zawstydzona
pochwałą swojej kuchni.
-Więc to ostatni Was rok w liceum, co później zamierzasz
robić Nathan? –ojciec cały czas o coś wypytywał nie dając spokoju chłopakowi,
który chyba wyczuł, że nieco mnie denerwuje gdyż pod stołem złapał mnie za rękę
delikatnie ją ściskając.
-Będę starał się o stypendium sportowe- odpowiedział chłopak
a ja dostrzegłam na twarzy ojca zaskoczenie. Frank będąc w liceum również tego
pragnął jednak on zafascynowany był piłką nożną, w którą był naprawdę dobry.
Dzięki niemu jego szkoła wygrywała wszystkie zawody, dostawali się na
mistrzostwa szkół i zawsze je wygrywali, jednak pech chciał, że ojciec dostał
kontuzji, która nie pozwoliła mu na dalsze granie w piłkę. Słyszałam, że przez
kilka lat nie mógł się z tym pogodzić, robił wszystko by wrócić, jednak nic nie
zdołał, jego kontuzja była zbyt poważna i tym oto sposobem został nudnym
prawnikiem. Słysząc rozmowę ojca z Nathan’em byłam pewna, że oboje się
polubili, a my wraz z mamą nie chcąc im przeszkadzać rozmowy na temat sportu
odeszłyśmy od stołu zabierając talerze i kierując się w stronę kuchni.
-Muszę przyznać, że to niesamowity chłopak- skomentowała
mama, kiedy właśnie chowałam brudne naczynia do zmywarki.
-Naprawdę? –spojrzałam na rodzicielkę uśmiechając się od ucha
do ucha.
-Tak kochanie i cieszę się, że znalazłaś kogoś takiego-
kobieta podeszła do mnie przytulając mnie do swojej piersi. Ojciec wraz z
Nate’em rozmawiali przez resztę wieczoru, każdy z nich miał wiele do
powiedzenie, ojciec radził a Nathan słuchał z zaciekawieniem jego rad i
opowiadań z młodzieńczych lat. My wraz z mamą od czasu do czasu coś
dopowiedziałyśmy, a tak to siedziałyśmy w kuchni sprzątając po kolacji i
deserze. Cieszyłam się, że rodzice polubili chłopaka i że on odwzajemniał ich
uczucia, przez moment mogłam się oderwać od wydarzeń związanych ze szkołą.
-Myślisz, że mnie polubili? –zapytał brunet kiedy właśnie staliśmy
przed domem i od kilku minut próbowaliśmy się pożegnać.
-Zdecydowanie- uśmiechnęłam się szeroko stojąc na progu od
drzwi tak by nie zamoczyć moich kapci w śniegu.
-Dobra, zmykaj do domu bo jest zimno. –chłopak nachylił się
nade mną całując mnie a zaraz później odchodząc. Wróciłam do domu dziękując
rodzicom za to, że dali chłopakowi szanse. Frank nie mógł wyjść z podziwu, że
tak młody chłopak potrafi tak mądrze się wypowiadać i tak bardzo kochać sport.
Mama za to była zachwycona, że jest strasznie przystojny i ciągle powtarzała,
że widać, że nie widzi świata poza mną, co wcale mi nie przeszkadza. Wzięłam
szybki prysznic i ze zmęczenia opadłam na łóżko od razu zasypiając.
Wstając oczywiście pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy
„cholera, znowu szkoła” wiedziałam, że z dnia na dzień ludzie nie przestaną
gadać o zdjęciu, które widziała cała szkoła, tak więc musiałam psychicznie
nastawić się na kolejne uwagi co do mojej osoby, na głupie docinki czy śmiechy
ze stron dziewczyn jak i chłopaków. Tym razem nie zamierzałam zwracać uwagi na
mój ubiór, gdyż wiedziałam, że tym sposobem będę jeszcze bardziej zauważalna a
tego miałam już wystarczająco dużo. Ubrałam zwykłe jeansy i szary wełniany
sweter, który kupiłam chyba rok temu na promocjach. Związałam włosy w
niedbałego koka i nałożyłam delikatny makijaż nie starając się by wyglądał
profesjonalnie jak zawsze.
-Cześć Abbie- usłyszałam głos Toby’ego a zaraz później
ujrzałam jego postać siadającą obok mnie. Wsiadł na przystanku oddalonym od
naszej szkoły o zaledwie trzy stację więc rzadko kiedy spotykaliśmy się w
pociągu, gdyż częściej chłopak chodził na nogach. –Zastanawiałem się co możemy
z chłopakami kupić Lex i doszedłem do wniosku, że przydałby się jej jakiś-
chłopak przerwał rozglądając się dookoła po czym nachylił się nade mną
szepcząc- no wiesz, jakiś wibrator- dodał uśmiechając się szeroko a ja jedynie
zmierzyłam go wzrokiem próbując powstrzymać się od śmiechu.
-Toby, myślisz, że to jej się przyda? –zakpiłam, wiedząc, że
dziewczyna może mieć każdego chłopaka o jakim nie zamarzy, ale tego chyba każdy
był świadom.
-Nie, ale na nic innego nie wpadłem- westchnął blondyn udając
załamanego. Ja sama nie wiedziałam co mogę kupić przyjaciółce, szczerze to
kompletnie zapomniałam o tym, że jutro idę na imprezę a wcale nie jestem na nią
gotowa.
-Kobieto dzwoniłam do Ciebie ze sto razy- krzyknęła
dziewczyna kiedy właśnie próbowałam niezauważona poruszać się po szkolnym
korytarzu, przyznam, że szło mi nawet nieźle, do czasu.
-Ciszej- wysyczałam odciągając przyjaciółkę i wchodząc z nią
do damskiej toalety. –O co chodzi?
-O nic, po prostu chciałam się jakoś z Tobą skontaktować, jak
się trzymasz? –zapytała przeglądając się w swoim lustrzanym odbiciu i co chwile
spoglądając na mnie.
-Daje radę chociaż bywało lepiej- wzruszyłam ramionami po
chwili odwracając się i widząc wychodzącą z kabiny toaletowej dziewczynę.
Zmierzyła jedynie mnie zabójczym wzrokiem i bez mycia rąk ulotniła się z
toalety.
-Nie masz podejrzeń do tego kto to mógł być? –dziewczyna
sprawdziła pozostałe kabiny, które okazały się być wolne i obie usiadłyśmy na
podłodze. –Nikt Ci nie groził? Nie kłóciłaś się z kimś ostatnio? Przecież nikt
bez powodu by tego nie robił.
-Nie mam pojęcia Lex, naprawdę- westchnęłam próbując
przypomnieć sobie ostatnie zdarzenia, jedynie z kim miałam konflikt to Filip,
ale przecież on jest tysiące kilometrów dalej, nie przyjechałby tu tylko po to
by sprzykrzyć mi życie. Drugą osobą może być… Mary, przecież ona mi groziła,
ona była zła za tą całą sytuację i to w końcu Nathan był jej chłopakiem zanim
związał się ze mną. –Mary- wyszeptałam jednak dziewczyna nie była w stanie mnie
dosłyszeć więc powtórzyłam wypowiedziane imię.
-Myślisz, ze była by do tego zdolna? –zapytała Lex unosząc
się z podłogi i spacerując od ściany do ściany.
-W końcu sama mówiła, że ze mną nie skończyła- nagle wszystko
układało się w jedność, nie chciała robić krzywdy Nathan’owi, skoncentrowała
się na mnie, robiła wszystko by mnie upokorzyć, by ludzie mnie znienawidzili a
ja w końcu się poddała, jednak nie zamierzałam tego robić za dużo bym straciła.
-Jeszcze raz wszystkiego najlepszego stara dupo- przytuliłam
do siebie przyjaciółkę wręczając jej prezent. Wczoraj chodziłam chyba z trzy
godziny po sklepach i szukałam czegoś odpowiedniego dla Lex, jednak nic mi do
niej nie pasowało, wydawało mi się, że wszystko ma, a to co widziałam w
sklepach nie ucieszy ją. Wracając zrezygnowana z ostatniej galerii ujrzałam
ulotkę, która przedstawiała nowo wybudowane spa, zapisałam sobie numer na
telefonie wiedząc, że to będzie najlepszy prezent dla przyjaciółki. Lex była
osobą, która całymi dnia i nocami mogła siedzieć w tego typu rzeczach, była
chyba w każdym możliwym salonie kosmetycznym, w każdym spa we wszystkich tego
typu miejscach, które zostały wybudowane w Londynie, a uwierzcie nie było tego
mało. Będąc w domu zadzwoniłam tam i zarezerwowałam miejsce na następny weekend
na nazwisko przyjaciółki. Kupiłam jeszcze jej kilka pierdoł, takie jak kosmetyki
czy biżuterie, gdyż dziewczyna miała na tego typu rzeczach bzika.
-Dziękuję jeszcze raz- zielonooka ucałowała mnie i zaprosiła
w głąb domu, który znałam bardzo dobrze. Muzyka rozbrzmiewała się zagłuszając
rozmowy ludzi, którzy świetnie się bawili i korzystali z wszelkich napoi jakie
zostały przygotowane specjalnie na ten dzień. Większość osób nie było z naszej
szkoły z czego się niezmierni cieszyłam, bo jeszcze tego by brakowało żebym
była wyśmiewana na urodzinach przyjaciółki.
-W końcu jesteś- usłyszałam głos Luis’a, który musiał się
nade mną nachylać bym cokolwiek usłyszała.
-A co? Jest aż tak źle?- spojrzałam na chłopaka uśmiechając
się i rozglądając się w celu zlokalizowania Nate’a.
-Już wynosiłem dwie nieźle pijane dziewczyny- westchnął
chłopak otwierając piwo i wyciągając je w moim kierunku.
-Bohater Luis zawsze w akcji- zaśmiałam się upijając kilka
łyków trunku po czym dostrzegłam Nathan’a stojącego niedaleko z kilkoma
chłopakami. Uśmiechnęłam się i przepraszając na chwilę Luis’a ruszyłam ku
niemu, jednak po drodze mój uśmiech z czasem schodził a gdy stanęłam za
chłopakiem, w środku mnie się gotowało.
Po pierwsze to chciałam Wam wszystkim podziękować za komentarze, które zostawiacie pod każdym moim postem, jestem Wam ogromnie wdzięczna gdyż Wasze słowa motywują mnie do dalszego pisania.
Po drugie, chciałam Was powiadomić, że za niedługo to opowiadanie będzie zakończone, jednak zacznę najprawdopodobniej nowe gdyż jakieś pomysły chodzą mi już po głowie.
sobota, 22 września 2012
#38.
-Kto to zrobił? –zapytałam zdając sobie sprawy, że brunet nie
jest w stanie odpowiedzieć mi na to pytanie. Przyglądnęłam się drzwiom szafki
próbując to zmazać jednak pocieranie palcem w tym przypadku nie wystarczyło.
-Nie mam pojęcia, ale nie martw się, zaraz to zmyjemy- objął
mnie chłopak całując w głowę a zaraz później tłumacząc, że pójdzie do portiera
po jakieś środki do czyszczenia. Zostałam sama stojąc i wpatrując się w
niewielką kartkę znajdującą się w moich dłoniach. Kto mógł mi to zrobić? Kto
tak bardzo mnie nienawidził? Po chwili obok mnie pojawił się Nate ze ścierką i
jakimś preparatem w rękach, którym psiknął na szafkę i zaczął wycierać. Marker
schodził strasznie ciężko jednak chłopak się z tym uporał za co byłam mu
naprawdę wdzięczna gdyż ja bym nie miała do tego tyle cierpliwości.
-I po sprawie- uśmiechnął się do mnie i oboje ruszyliśmy by
oddać portierowi jego należność po czym udaliśmy się na metro. Przez całą drogę
myślałam kto mógł być taki bezczelny, niby to tylko szafka, jednak fakt, że
ktoś mnie nienawidził nie dawał mi spokoju. Pociąg zjawił się szybko, oboje
wsiedliśmy do niego zajmując wolne miejsca.
-Chłopacy pytali mnie czy składamy się z nimi na prezent dla
Lex, co o tym myślisz? –zapytał Nate, kiedy właśnie skoncentrowana byłam na
obserwowaniu chłopaka i dziewczyny na moje oko siedemnaście lat, a na jej
kolanach siedzącego małego chłopca, który za wszelką cenę chciał przeszkodzić w
rozmowie pary. Skakał, płakał, wiercił się a żadne z nich nie zwracało na niego
uwagi będąc skupionym tylko i wyłącznie na sobie.
-Ty się z nimi składaj, ja wymyślę coś sama- odwróciłam się
do mojego towarzysza widząc, że za nim siedzi Jason przełknęłam ślinę nie chcąc
by mnie zobaczył. Skuliłam się tak by jak najmniej rzucać się w oczy.
-Co jest? –zapytał chłopak odwracając się i rozglądając się
na boki. Na moje szczęście nie kojarzył on Jason’a, gdyż biologię miał z innym
nauczycielem.
-Nic, nic, wszystko w porządku- uśmiechnęłam się czując jak
serce zaczyna mi mocniej bić. Obliczyłam szybko w głowie ile jeszcze stacji.
Cholera siedem. Nagle zobaczyłam, że Jason unosi się z miejsca i widząc mnie
jego reakcja jest podobna do mojej-zaskoczenie, jednak zaraz później uśmiechnął
się jednak nie na długo gdyż właśnie w tej chwili Nate nachylił się by skraść
mi pocałunek. Uśmiech z twarzy mężczyzny zniknął momentalnie, a zaraz później
wyszedł z pociągu. Przez okno dostrzegłam jedynie jego oddalającą się sylwetkę.
Czułam się dziwnie, może właśnie dlatego, że nie odpisałam mu na sms’a, może
dlatego, że nie pożegnał się wyjeżdżając- co nawet nie wiem czy było prawdą, a
może dlatego, że w końcu był moim nauczycielem, jednego byłam pewna- nie mogę
zaprzątać nim sobie teraz głowy, Londyn jest wielki za pewne nie wpadnę już
więcej na niego. Próbowałam skupić swoje myśli na czymś innym, chciałam słuchać
Nathan’a, który z entuzjazmem opowiadał o swoich osiągnięciach w kosza, jednak
za nic w świecie nie potrafiłam wsłuchać się w jego słowa, które jakby jedynie
odbijały się o moje uszy i wylatywała rozsypując się w powietrzu. A jeśli to
Jason pomalował moją szafkę? Jeśli mści się na mnie za to, że go prowokowałam-
mimo tego, że wcale nie chciałam tego robić. Nie, to na pewno nie on, jest zbyt
dojrzały by robić tak dziecinne rzeczy.
-Abbie, wysiadamy- chłopak pociągnął mnie za rękę przez co
omal nie upuściłam torebki z rąk. Wyszliśmy z podziemi i pokierowaliśmy się w
stronę mojej dzielnicy.
-Nathan kochasz mnie? –zatrzymałam się a wraz ze mną chłopak,
który odwrócił się obdarowując mnie zaskoczonym spojrzeniem.
-Oczywiście, dlaczego pytasz?- uśmiechnęłam się szeroko, poprawiając
torebkę na ramieniu po czym podeszłam chłopaka od tyłu i wskoczyłam mu na plecy
obejmując jego szyję.
-To zanieść mnie na baranach- ucałowałam chłopaka w głowę
czując jak łapie mnie za nogi.
-Może kiedyś Ty byś mnie ponosiła, co? –chłopak odchylił
głowę do tyłu spoglądając na mnie.
-Dobra, puść mnie- rozluźniłam swój uścisk zaraz później
czując grunt pod nogami. Odwróciłam się tyłem do chłopaka nachylając się lekko.
–Wskakuj.
-Jesteś pewna? –spytał brunet i nim zdążyłam odpowiedzieć
oboje wylądowaliśmy na ziemi śmiejąc się. –Uważam, że to był kiepski pomysł-
skomentował chłopak wstając ze śniegu i podając mi dłoń, którą bez
zastanowienia chwyciłam.
-Serio? –zapytałam ironicznie otrzepując się ze śniegu. –Może
jakbyś trochę schudł to coś by z tego wyszło- zaśmiałam się poprawiając czapkę.
Do domu doszliśmy w jakieś półgodziny, gdyż robiliśmy mnóstwo
rzeczy, które nie zawsze kończyły się dobrze. Weźmy na przykład zjeżdżanie ze
zjeżdżalni dla dzieci góra do siedmiu lat. Nathan zdecydował się z niej
zjechać, ledwo usiadł i już nie mógł się ruszyć, zaklinował się i jeszcze
dopadł go atak śmiechu przez co ciężej było mu się wydostać. Huśtaliśmy się na
jednej huśtawce, ja siedząc chłopakowi na kolanach przez co było jeszcze więcej
frajdy, jednak szybko się skończyło gdyż oboje wylądowaliśmy na ziemi. Przy
Nathan’ie czuję się czasami jak dziecko, robimy rzeczy, na które nawet w tym
wieku bym nie wpadła, zachowujemy się jakby na świecie nie było nikogo innego
poza nami i chyba właśnie to sprawia, że kocham jego towarzystwo, że w każdej
chwili mogę wziąć telefon i zadzwonić do niego.
Kiedy poproszę o spotkanie on za piętnaście minut jest niedaleko mojego
domu i już po chwili mogę czuć jego bliskość, jego szerokie ramiona obejmujące
moje kruche ciało. Jego zapach działa na mnie uspakajająco, mogłabym dniami i
nocami wdychać woń jego perfum, którą tak uwielbiam. A kiedy rozstaję się z nim
już myślę o następnym dniu, o tym jak bardzo znowu chciałabym go zobaczyć,
powiedzieć mu co czuję, jak wiele dla mnie znaczy i jak straszne jest to kiedy
rozstajemy się nawet na kilka godzin. To
chyba właśnie nazywa się miłość, zrobiłabym dla niego wszystko nawet jeśli
niosłoby to złe konsekwencje. Dlatego zdecydowałam się powiedzieć rodzicom o
nim i o reszcie moich przyjaciół.
-Możemy porozmawiać?- weszłam do sypialni rodziców. Było koło
północy, a ja od godziny leżałam na swoim łóżku zastanawiając się jak zacząć
rozmowę. Nie wymyśliłam nic sensownego, dlatego postanowiłam iść i
spontanicznie wypowiadać słowa, które przyjdą mi na myśl.
-Oczywiście- odparła mama odkładając książkę na szafkę nocną
a ojciec przyciszył telewizor by móc mnie lepiej słyszeć.
-O co chodzi? –zapytał po chwili tato kurcząc nogi tak by
było na łóżku miejsce i dla mnie. Usiadłam na rogu biorąc głęboki oddech i
czując, że w mojej głowie jest kompletna pustka.
-Jest pewna sprawa- zaczęłam czując, że ręce mi się pocą a
głos zaczyna się łamać, już chciałam kontynuować jednak przerwał mi Frank.
-Za pewne chodzi o tego chłopaka, z którym się spotykasz-
rzekł ojciec zbijając mnie tymi słowami z tropu. Skąd on wiedział, że spotykam
się z Nathan’em? To raczej niemożliwe, żeby mnie widzieli z nim, zawsze
wybierałam miejsca takie, które przez moich rodziców raczej często nie są
odwiedzane.
-Skąd wiecie? –spytałam przenosząc wzrok to raz na mamę to
raz na tatę.
-Oh Abbie, nie jesteśmy ani głupi ani ślepi- odpowiedział, a
po chwili ujrzałam na jego twarzy delikatny uśmiech. –Wiemy już o tym od dawna,
od tej nieszczęsnej imprezy, która urządziłaś w naszym domu. Widziałem jak
pewien brunet wymyka się po kryjomu z naszego domu. Jestem wręcz pewien, że
kilka razy był u nas gdyż często w salonie zostawiałaś dwie szklanki, co
oznaczało, że miałaś gościa. –wytłumaczył ojciec przerywając na chwilę i kiedy
już otwierałam usta by coś z siebie wydusić on zaczął kontynuować- Kilka razy
widziałem Was pod drzewem naprzeciwko domu, poza tym od niedawna promieniejesz,
uśmiech nie schodzi Ci z twarzy, nie chcieliśmy Ci tego mówić dopóki Ty nie
zdecydujesz się nas powiadomić o zaistniałej sytuacji. –słowa ojca naprawdę mnie zaskoczyły,
słuchałam go nie mogąc uwierzyć, że jego ton jest taki łagodny. Nie krzyczy,
nie denerwuje się, tylko rozmawia ze mną jak ojciec z jego ukochaną córeczką, a
mama siedzi z uśmiechem na twarzy potakując głową.
-Czyli nie jesteście źli? –spojrzałam na rodziców, którzy
wymienili się szybkimi spojrzeniami.
-Nie skarbie, masz prawo umawiania się z kim chcesz,
wierzymy, że jest to godny Ciebie chłopak i że Cię nie skrzywdzi- wyjaśniła
rodzicielka uśmiechając się promiennie.
-A jeśli Cię skrzywdzi to- ojciec nie dokończył gdyż w słowo
weszła mu mama.
-Frank- kobieta złapała mężczyznę za rękę uśmiechając się
porozumiewawczo.
-Mogłabyś go zaprosić do nas na obiad, na przykład jutro?-
zaproponowała Karolina a ja rzuciłam się pomiędzy nich przytulając się mocno do
obojga z rodziców.
-Jesteście cudowni, kocham Was! –krzyknęłam zaraz później
zrywając się z łóżka i obiecując, że jutro zaproszę chłopaka na wspólny obiad.
Ruszyłam ku drzwiom i kiedy położyłam rękę na klamce usłyszałam głos ojca:
-A co do sexu- zaczął Frank i po raz kolejny przerwała mu
mama.
-Frank- powiedziała bardziej stanowczo lustrując go
piorunującym wzrokiem.
-Co? Chcę żeby moja córka miała jakieś pojęcie na temat
antykoncepcji- wytłumaczył się ojciec, a ja już chciałam odpowiadać jednak
rodzicielka uprzedziła mnie pozwalając mi wyjść z pokoju. Uśmiechnęłam się do
nich i opuściłam pomieszczenie czując ulgę na sercu, od razu chwyciłam za
telefon i napisałam bratu sms’a opisując szczegółowo całą sytuację sprzed kilku
minut.
Weszłam do szkoły, a raczej wbiegłam cała zdyszana kierując
się do tablicy gdzie wisiał plan lekcji. Klasa sto pięć, super, jeszcze
czekając mnie długie schody. Kiedy w końcu wpadłam do klasy wszystkie wzroki
skierowane zostały w moim kierunku. Przeprosiłam za spóźnienie, a w klasie
słychać było jedynie szepty. Usiadłam obok Luis’a, którego mina nie należała do
tych najlepszych. Rozglądnęłam się po klasie widząc, że wszyscy wciąż się
patrzą, chłopacy głupio pogwizdują a dziewczyny szepczą sobie na ucho śmiejąc
się pod nosami. Spojrzałam na przyjaciela chcąc by wytłumaczył mi o co chodzi,
jestem brudna? Czy może tragicznie dziś wyglądam?
-Luis o co chodzi? –szepnęłam do chłopaka nie chcąc
przeszkadzać nauczycielce w lekcji.
-Tylko się nie przejmuj to na pewno da się jakoś wytłumaczyć-
szepnął chłopak a ja nie czekając dłużej wyrwałam mu telefon z ręki i
zaniemówiłam. Szczęka opadła mi z zaskoczenia, telefon aż wypadł mi z ręki a
śmiechy i szepty nagle zaczęły być coraz głośniejsze. Czułam jakby świat
wirował dookoła mnie, jakbym zaraz miała upaść i już nigdy więcej się nie
podnieść. –To pewnie pomyłka- Luis położył dłoń na moim ramieniu chcąc mnie
uspokoić, jednak to wcale nie pomogło.
piątek, 21 września 2012
#37.
-Mama pisała, że mam wracać bo muszę się spakować-
wytłumaczyłam zatrzymując się na środku pokoju z bezradności. Albo ktoś w nocy
wkradł się do naszego pokoju i zabrał moją własność, albo jestem ślepa, ale to
niemożliwe, dobry wzrok odziedziczyłam po ojcu.- No cholera wyparował.
-Tego szukasz? –brunet pomachał moim czarnym stanikiem
uśmiechając się szyderczo.
-Oddawaj- krzyknęłam rzucając się na łóżko i próbując
wyrwać chłopakowi rzecz należącą tylko i wyłącznie do mnie.
–Buzi i jest Twój-
nie chcąc się z nim wykłócać ucałowałam jego pełne usta sięgając po stanik.
Wślizgnęłam stopy w buty, które wczoraj nieźle mnie obtarły, jednak musiałam
przeboleć i dojść cało na przystanek, który nie był wcale tak daleko.
-Będę uciekać- zarzuciłam torebkę na ramię nachylając się
nad chłopakiem i całując go w policzek.
-O której masz samolot? –spytał przeciągając się na łóżku
i poprawiając swoje rozczochrane włosy.
-O siedemnastej.
-Mam wrażenie jakbym czegoś zapomniała- powiedziała mama
kiedy właśnie byliśmy w połowie drogi na lotnisko. Wszyscy jedynie zaśmiali się
pod nosem zdając sobie sprawę, że mama zazwyczaj tak mówiła a jeszcze nigdy się
nie zdarzyło by czegoś nie zabrała. Umówiłam się z Nathan’em, że napisze do
mnie gdzie siedzi a ja pod pretekstem pójścia do łazienki odwiedzę go i
ustalimy jak załatwić sprawę samolotu, w którym raczej chcielibyśmy siedzieć
razem. Pożegnaliśmy się z dziadkiem i całą rodziną ruszyliśmy ku odprawie.
Kolejek na szczęście nie było więc wszystko poszło sprawnie, zasiedliśmy w
poczekalni oczekując naszego lotu. Rodzice o czymś rozmawiali, jednak nie byłam
w stanie ich słuchać. Przebierałam nogami co chwile spoglądając na wyświetlacz
telefonu, Tommy siedział obok mnie osunięty na krześle z opartą głową o ścianę
i zamkniętymi oczami- w nocy musiał nieźle się wyszaleć. Po chwili dostałam
wyczekiwaną wiadomość i uprzedziłam rodziców, że pójdę skorzystać z toalety. Na
moje szczęście Nathan był całkiem blisko nas, ale mimo wszystko rodzice nie
mieli jak nas ujrzeć gdyż siedzieliśmy za ścianą, o którą oni byli oparci.
-Kupiłem sobie sok- Nathan uniósł ku górze szklaną
butelkę- Kubusz- dodał, a ja jedynie uśmiechnęłam się słysząc jego wymowę.
-Kubuś- poprawiłam, go a chłopak spróbował jeszcze raz
jednak i tym razem mu nie wyszło.
-Nie ważne, w każdym bądź razie muszę przyznać, że jest
naprawdę smaczny- uśmiechnął się wypijając do końca całą zawartość butelki.
-Nie, dziękuję Nate nie chciałam się napić- uśmiechnęłam
się ironicznie widząc jak Kubuś ląduje w śmietniku.
-To dobrze, bo nie zamierzałem Ci nawet dawać- poczochrał
moje długie włosy, a ja jedynie odsunęłam się by zaprzestał to robić.
-Wyobraź sobie, że zdążyłam zauważyć- uniosłam brew ku
górze mierzą chłopaka wzrokiem.
-Kosztował całe cztery zlote- wyjaśnił chłopak, a ja po
raz kolejny uśmiechnęłam się słysząc jak wypowiada polskie słowo. Nagle ni stąd
ni zowąd obok nas pojawił się mój brat, spojrzałam to raz na niego to raz na
Nate’a. Albo szykowały się kłopoty, albo Tommy będzie na tyle łaskawy, że nie
zrobi mi afery przed chłopakiem. Wiedziałam, że brat nie lubił kiedy kłamałam
rodziców, jednak nie wyobrażałam sobie im wyznać prawdy, tak po prostu miałabym
podejść i powiedzieć „Mamo, tato, okłamywałam Was i nie dotrzymałam obietnicy,
wciąż spotykam się z tymi znajomymi, z którymi nie powinnam”, nie tak nie
mogłoby być. Otrzymałam od rodziców drugą szansę, czuję, że znowu mi zaczęli
ufać, więc nagle nie mogę im się przyznać do kłamstwa, jednak wiem, że
oszukiwanie ich też nie jest dobrą drogą, tym bardziej, że zazwyczaj zależało
mi na tym by być w stosunku do nich szczera.
-Co Ty tu robisz? –uniosłam się z krzesła stając obok
Tommy’ego, który był ode mnie o półtora głowy wyższy.
-Mógłbym o to samo zapytać Ciebie, ponoć poszłaś do
toalety- wychylił się by spojrzeć na mojego towarzysza po czym powrócił
wzrokiem do mojej osoby kręcą głową. –Oh Abbie, prosisz się o kłopoty.
-Nie mów nic rodzicom, proszę- spojrzałam na siedzącego
obok Nathan’a, do którego uśmiechnęłam się nie chcąc pokazywać, że coś jest nie
tak. –Wiesz, że będą źli.
-Nie zrobię tego, ale może Ty powinnaś w końcu powiedzieć
całą prawdę.
-Przecież wiesz, że zabronili mi się z nim spotykać-
szepnęłam do brata, jakby obawiając się, że Nate może usłyszeć, mimo, że i tak
by nie zrozumiał. Podobnie było na sylwestrze, kiedy szliśmy i nagle
zatrzymywali nas moi znajomi zaczynając ze mną rozmowę, z której Nathan nie
zrozumiał ani słowa, przez co później musiałam mu wszystko opowiadać gdyż nie dałby
mi spokoju.
-Przekonaj ich- brat delikatnie poklepał mnie po ramieniu
wymijając mnie i stając naprzeciw chłopaka. –Jestem Tommy brat Abbie- wyciągnął
dłoń w kierunku bruneta, który uniósł się z miejsca po czym uściskał rękę
chłopaka przedstawiając się z szerokim uśmiechem na twarzy. –Dobra zostawiam
Was samych, ale nie zapomnij, że za- przerwał Tommy spoglądając na zegarek-
dziesięć minut odlatujemy.
-Pamiętam, zaraz będę –podziękowałam bratu, który zaraz
później zniknął z pola naszego widzenia.
-Idzie moja mama udawaj, że śpisz- szturchnęłam chłopaka
łokciem a on momentalnie odwrócił twarz w stronę okna zamykając powieki. Nasz
plan wypalił, z racji tego iż nie mieliśmy zarezerwowanych miejsc mogliśmy je
sobie wybrać. Rodzice chcieli usiąść z przodu by później móc jak najszybciej
opuścić pokład, natomiast ja oznajmiłam, że wolę zająć miejsce z tyłu by móc
wszystko i wszystkich dokładnie widzieć- rodzice zgodzili się bez problemu.
Zajęliśmy z Nathan’em miejsce na samym końcu samolotu ciesząc się swoim
towarzystwem.
-Nie potrzebujesz czegoś Gabbie?- zapytała mama
nachylając się nade mną a zaraz później spoglądając na chłopaka obok mnie. –
Ten chłopak kogoś mi przypomina- mama przyjrzała się Nathan’owi, a ja szybko
wstałam by zaprzestała to robić. Wiedziałam, że mogła go rozpoznać ze zdjęć,
które mam powieszone w pokoju.
-Z chęcią zjadłabym kanapkę od babci- złapałam
rodzicielkę pod ramię kierując się wraz z nią na przód samolotu. Przedostałyśmy
się w końcu na miejsca, które zajmowane były przez moją rodzinę. Tommy
uśmiechnął się do mnie za chwile odwracając się i szukając wzrokiem Nathan’a.
Zabrałam od mamy dwie kanapki i ruszyłam do mojego towarzysza, który już z
końca samolotu szczerzył się do mnie robiąc przy tym głupie miny. Przestałam na
niego patrzeć wiedząc, że zaraz wybuchnę śmiechem i zaczęłam obserwować ludzi
po prawej i po lewej stronie. Było ich pełno większość oczywiście to Polacy,
jednak znalazł się nawet jakiś Hiszpan czy Niemiec- tak podsłuchałam rozmowę
jednak ani z jednej ani z drugiej nic nie zrozumiałam. Opadłam na fotel obok
chłopaka i wręczyłam mu jedną z kanapek.
-Dzięki GABBIE- wypowiedział głośniej moje przezwisko
chcąc je podkreślić a ja jedynie wgryzłam się w kanapkę nie komentując tego.
Chłopak nachylił się nad moim uchem szepcząc :
-Denerwuje mnie to dziecko- skinął głową na małego
chłopczyka siedzącego przed nami, a raczej stojącego i wlepiającego wzrok w
nasze osoby. Uśmiechnęłam się wycierając ucho, na które Nathan napluł. –No
powiedz czy Cię to nie denerwuje- powtórzył brunet a ja drugi raz zmuszona
zostałam do wytarcia ucha.- Nie denerwuje? –chłopak wychylił się a ja jedynie
popchałam jego twarz odpowiadając:
-Póki co to Ty mnie denerwujesz plując na mnie- wytarłam
się po raz kolejny a Nate jedynie
uśmiechnął się ukazując tym samym posiłek, który miał w swojej buzi. –Mówiłam
Ci już, że jesteś obleśny? –zaśmiałam się a kiedy chłopak przysunął się do mnie
odepchnęłam go odchylając się by być jak najdalej od niego.
-Sieeeeeeeeeeema!- krzyknął Toby rzucając się pomiędzy
mnie a Nathan’a kiedy właśnie szliśmy szkolnym korytarzem rozmawiając o jakiś
pierdołach. Objął nas całując najpierw mnie a zaraz później Nate’a w policzek.
– Jak tam po sylwestrze misiaczki?- zapytał wychylając się w stronę bruneta- O
staaaaaaary- odwrócił jego twarz przyglądając jej się uważnie- widzę, że ktoś
Cię nie oszczędzał- zaśmiał się zaraz później patrząc na mnie- Abbie, czyżby
Nathan Cię zdenerwował?-spojrzałam na chłopaka spod przymrużonych powiek z
lekko przechyloną głową w bok.- Ok, już się nie odzywam- Toby uniósł ręce w
geście obrony a następnie został staranowany przez Aaron’a, który rzucił się na
niego od tyłu.
-Chłopie gdzieś Ty się podziewał? Szukałem Cię pół nocy-
zapytał Toby zrzucając sobie chłopaka z pleców i tym sposobem zostaliśmy wraz z
Nate’em od nich uwolnieni. Przeszliśmy wzdłuż korytarza, który jak zwykle był
pełen nastolatków łażących w tę i z powrotem. Chłopak odprowadził mnie pod
salę, w której miałam mieć hiszpański po czym sam udał się na swoje lekcje.
Weszłam do klasy będąc w niej jedną z pierwszych. Tuż przy oknie w pierwszej
ławce siedziała jedna dziewczyna, której nawet dobrze nie kojarzyłam i dwójka
chłopaków czytająca artykuł w jakiejś gazecie. Zajęłam miejsce na końcu klasy
wyciągając potrzebne książki i próbując skupić się na nauce na dzisiejszy
sprawdzian.
-Buenos dias*- usłyszałam tuż obok mnie głos Luis’a. Uśmiechnęłam
się do niego nic nie odpowiadając tylko czekając na kolejne jego słowa
wypowiedziane w języku, który od zawsze uwielbiam. -Cómo está usted?*- zapytał
chłopak jednak w tym momencie przerwał mu nauczyciel wchodząc do klasy i
prosząc o ciszę. Lekcja zleciała w oka mgnieniu, kartkówka poszła mi całkiem
nieźle jednak nie byłam z siebie zadowolona wiedząc, że będzie to przedmiot, na
który się decyduję na maturę.
-Jak tam spędziliście sylwester? –zapytał Luis kiedy
oboje wychodziliśmy z klasy kierując się na lunch, który mieliśmy zjeść wszyscy
razem.
-Całkiem nieźle, chociaż tęskniłam za Londynem-
uśmiechnęłam się do chłopaka, który dzisiejszego dnia wyglądał naprawdę bardzo
dobrze. Miał na sobie granatowo-czerwoną koszulę w kratkę, czarne spodnie i
granatowe converse, bodajże nowe bo jeszcze ich u niego nie widziałam. Jego
włosy były starannie ułożone a z twarzy nie schodził uśmiech. –A jak twoje?
-Wspaniale, spędziłem je z rodziną- odpowiedział, a na
jego twarzy po raz kolejny zagościł szeroki uśmiech od ucha do ucha, który nie
trudno było odwzajemnić.
-Naprawdę? –cieszyłam się jego szczęściem tym bardziej,
że od dłuższego czasu był skłócony z rodzicami i nie mieszkał z nimi od kilku
miesięcy, co musiało być dla niego dołujące.
-Tak, chyba znowu będę mógł się do nich wprowadzić-
chłopak otworzył drzwi do stołówki wpuszczając mnie przodem.
-Zdecydowałam się robić urodziny w domu, zaproszę tylko
tych najbliższych znajomych, więc nie mam o co się martwić- od kilku minut
siedząc przy stoliku całą szóstką rozmawialiśmy na temat urodzin Lex, które
miały być w ten weekend. Dziewczyna co chwile zmieniała zdanie co do miejsca,
jednak mam nadzieję, że tym razem była zdecydowana.
-Najbliższych, czyli ile? –zapytał Luis wgryzając się w
zielone jabłko.
-Coś koło- dziewczyna zaczęła szukać czegoś w torebce
klnąc przy tym pod nosem. W końcu wyciągnęła starannie włożoną kartkę, którą
szybko rozwinęła- pięćdziesięciu osób- dodała uśmiechając się i zapisując na
końcu listy dodatkowe kilka osób.
-To są Ci najbliżsi? –wzięłam kartkę do ręki czytając na
głos nazwiska osób, których kompletnie nie znałam.
-McCall? –Nate powtórzył po mnie wyczytane nazwisko.
–Przecież rozmawiałaś z nim może z dwa razy- zaśmiał się chłopak, który dość
dobrze znał chłopaka, o którym była mowa. Słyszałam, że razem grali w
koszykówkę, nadal to robią jednak nie często mają na to czas.
-To moja impreza więc ja decyduję kto na niej będzie, w
każdej chwili mogę Was wykreślić- dziewczyna wyrwała mi kartkę z rąk próbując
być poważna co nie wychodziło jej za dobrze.
-Mnie się podoba, mam nadzieję, że dziewczyn będzie dużo-
zaśmiał się Aaron przerywając swoją rozmowę z Toby’m na temat nowej dziewczyny
w szkole, która ponoć pochodziła z Czech i była nad wyraz piękną osobą.
-Idziemy? –zapytał Nate kiedy właśnie wychodziliśmy z
klasy. Dzisiejszego dnia uparł się żeby odprowadzić mnie do domu, oczywiście
jechać będziemy musieli metrem, gdyż spacer zająłby nam koło godziny, na co nie
bardzo mam czas biorąc pod uwagę fakt, że obiecałam dzisiaj mamie, że pooglądam
z nią film.
-Jeszcze tylko muszę iść do szafki zabrać książkę z
hiszpańskiego- oboje pożegnaliśmy się z Luis’em, który nie chciał się z nami
zabrać gdyż musiał wracać do domu i pokierowaliśmy się w stronę szafki. Będąc
kilka metrów przed nią zauważyłam, że coś jest nie tak, przyśpieszyłam kroku i
stanęłam zamurowana widząc czerwoną szafkę pomalowaną całą markerem. Spojrzałam
na chłopaka nie bardzo wiedząc co jest grane po czym otworzyłam drzwi od szafki
a z niej wypadła niewielka karteczka. Chłopak schylił się zaraz później podając
mi ją.
Buenos dias*- dzień dobry.
Cómo está usted?* -Jak się miewasz?
Buenos dias*- dzień dobry.
Cómo está usted?* -Jak się miewasz?
czwartek, 20 września 2012
#36.
-Cześć skarbie,
słuchaj na jakiej ulicy jest ta Twoja impreza? –zapytał chłopak prosto z mostu,
odpowiedziałam mu nie bardzo wiedząc do czego zmierza.
-Czemu pytasz?
-A bo okazało się, że
mój znajomy na sylwestra również jedzie do Warszawy i byłem ciekawy czy tam
gdzie Ty- uśmiechnął się i nim zdążyłam odpowiedzieć usłyszałam dźwięk w słuchawce sygnalizujący zakończenie
rozmowy. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do znajomych, kiedy właśnie Kuba
skończył opowiadać kawał a wszyscy wybuchli gromkim śmiechem, prócz mnie.
-Nie odwracaj się-
szepnęła Julia przez zaciśnięte zęby. Też tak macie, że jeśli ktoś każe Wam
czegoś nie robić to wy to robicie? Bo ja w tym przypadku owszem i pożałowałam
tego szybciej niż można byłoby się spodziewać.
-Cholera, Filip-
mruknęłam pod nosem kierując się w tłum ludzi tańczących na parkiecie w pewnej
chwili ktoś złapał mnie zaczynając zemną tańczyć i zupełnie nie interesując się
tym, że wcale, a wcale nie mam na to ochoty. DJ co chwile mówił coś do
mikrofonu chwaląc tańczące osoby, w końcu się przełamałam i przestałam myśleć o
Filipie, którego już straciłam z pole widzenia a zajęłam się chłopakiem, który
całkiem nieźle tańczył, potrafił mnie obrócić na kilka różnych sposobów przez
co latałam prawie nad jego głową.
-Mamy
zwycięzców!-krzyknął DJ a wszyscy zaprzestali tańca kiedy to nasze postacie
zostały oświetlone przez wielkie reflektory. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi,
zaczęłam się rozglądać pytającym wzrokiem szukając odpowiedzi- Zapraszamy na
scenę- dodał mężczyzna a mój towarzysz pociągnął mnie za rękę prowadząc w jego
kierunku. Będąc na scenie ręce mi się trzęsły, czułam na sobie wzrok wszyscy
ludzi, czułam się jak wtedy kiedy miałam siedem lat i pierwszy raz stanęłam na
scenie grając rolę czerwonego kapturka. Na mojej głowie pojawiła się srebrna
korona, którą wręczyła mi dziewczyna chodząca ze mną do klasy w podstawówce. Rozejrzałam
się po ludziach i napotkałam wzrokiem Filipa, przełknęłam ślinę nie potrafiąc
od niego oderwać wzroku nawet nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Czułam
jak jego zielone oczy przeszywają mnie wzrokiem od stóp do głów. Zeszłam ze
sceny pierwsze co kierując się do toalety, a kiedy w końcu się w niej znalazłam
oparłam się o ścianę osuwając się po niej.
-Co to miało być?-
Julia wleciała do łazienki zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam na nią spod byka
nie mogąc rozszyfrować o co jej chodzi.
-Co masz na myśli?
-To w jaki sposób
patrzyliście na siebie- brunetka chodziła w tę i z powrotem przebierając nogami
jakby miała owsiki nie powiem gdzie.
-Kto?- udawałam, że
kompletnie nie mam pojęcia o co jej chodzi, jednak dziewczyny wcale nie było
tak łatwo nabrać.
-Ty i Filip, nie
udawaj, że nie wiesz o czym mówię!- krzyknęła kucając przede mną.
-Nie mam pojęcia o co
Ci chodzi- uniosłam się z podłogi podchodząc do umywalki i zamaczając w zimnej
wodzie dłonie patrzyłam na swoje odbicie w lustrze przyglądając się koronie
leżącej na mojej głowie.
-Wiesz, że Cię
kocham, ale nie rób mu nadziei Abbie- Julia stanęła obok a jej słowa zamurowały
mnie. Chyba nie myśli, że chciałabym to zrobić, nie po to unikałam go przez
cały wieczór by teraz chcieć robić mu jakiekolwiek nadzieje, bo po co?
-Boże Julia o czym Ty
mówisz- potrząsnęłam głową wycierając dłonie w papier i wrzucając go do kosza.
–Nic mnie już z nim nie łączy, mówiłam Ci to ze sto razy, daj spokój.- wyszłam
z łazienki chcąc jak najszybciej skończyć tę imprezę i na nowo znaleźć się w
Londynie. Mój telefon zaczął wibrować jednak nie byłam w stanie go usłyszeć
gdyż muzyka był zbyt głośna. Pobiegłam szybko na zewnątrz obierając zadowolona
widząc, że dzwoni Nate.
-Jeszcze nie ma
północy- zaśmiałam się do słuchawki słysząc w niej głośno włączoną muzykę i
krzyki najprawdopodobniej dobrze bawiących się ludzi.
-Naprawdę? Bo właśnie
dzwoniłem by się dowiedzieć, która godzina- odpowiedział chłopak na co
zareagowałam delikatnym śmiechem skubiąc przy tym liście z drzewka znajdującego
się obok mnie.
-Mam rozumieć, że się
stęskniłeś? Przy ostatniej rozmowie niewiele pogadaliśmy- dźwięki w słuchawce
było słychać coraz ciszej.
-Tak wiem musiałem
kończyć bo spóźniłbym się na autobus
-Gdzie jesteś?
–zapytałam omal nie oskubując całego drzewka z nerwów.
-A musiałem pojechać
do pewnej dziewczyny- wytłumaczył Nathan a chwilę później poczułam jak ktoś od
tyłu obejmuje mnie całując w szyję. Te pocałunki rozpoznam wszędzie, znałam je
niemalże na pamięć i z dnia na dzień uwielbiałam je coraz bardziej. Odwróciłam
się widząc przepiękną twarz Nate’a.
-Boże co Ty tu
robisz!- krzyknęłam rzucając mu się na szyję. Może dzięki jego pojawieniu się
ten dzień wcale nie będzie taki zły jak przypuszczałam, tuliłam Nathan’a do
siebie sama nie wierząc w to, że jego ciało styka się obok mnie. Zrobił to
wszystko dla mnie, przyleciał tu by spędzić ze mną jeden dzień, który zdarza
się raz w roku.
-Stęskniłem się więc
postanowiłem wpaść i odwiedzić moją dziewczynę, widziałaś ją może?- uśmiechnął
się do mnie kiedy w końcu odkleiłam się od jego gorącego ciała.
-Nie- pokiwałam przecząco
głową zaraz później uśmiechając się szeroko i całując chłopaka w usta, za
którymi tak bardzo tęskniłam. Nim chłopak zdążył zareagować obok mnie pojawiła
się Julia wraz z Kubą, zmierzyłam obojga wzrokiem i dopiero po chwili doszło,
ze mnie, że powinnam ich sobie przedstawić.
-Ach, Nathan poznaj
Julię i Kubę- wskazałam na przyjaciół- Julio, Kubo poznajcie Nathan’a- skinęłam
głową na bruneta kiedy właśnie zaczęli wymieniać się uściskami dłoni.
-To ten Nathan, o
którym co chwile gadasz- zaśmiała się dziewczyna szturchając mnie łokciem.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, że o tym wspomniała zaraz później mierząc
ją złowrogim spojrzeniem.
-Mam nadzieje, że
same dobre rzeczy- Nate uśmiechnął się chyba najszerzej jak potrafił ukazując
tym sposobem swoje idealne uzębienie.
-Powiedzmy- zaśmiała
się Julia swoim charakterystycznym śmiechem pytając czy się czegoś napijemy,
chyba uwielbiała dbać o to by inni dobrze się bawili. Zaproponowałam, że pójdę
z nią zostawiając Nathan’a i Kubę na zewnątrz. Obejrzałam się za nimi widząc,
że zaczęli rozmawiać, chyba się polubili, uśmiechnęłam się w duchu kierując się
za przyjaciółką. W środku było o wiele mniej osób niż półgodziny temu kiedy tutaj
przebywałam, najprawdopodobniej wszyscy udali się na zewnątrz wyczekując nowego
roku i pokazu fajerwerek, który zawsze zapiera dech w piersiach. Pokierowałyśmy
się w stronę baru, w zasadzie zrobiła to Julia każąc mi zostać kilka kroków
dalej od niej gdyż moim wyglądem zdradzę nasz wiek i barman będzie prosił o
dowód. Zrobiłam to o co prosiła i nim się obejrzałam dziewczyna skinęła głową,
że mogę podejść. Wzięłam dwa drinki do ręki i ruszyłyśmy ku dworze. Będąc na
świeżym powietrzu usłyszałyśmy krzyki, gwizdy i piski, obie spojrzałyśmy na
siebie nie wiedząc o co chodzi i przyśpieszyłyśmy kroku chcąc jak najszybciej
znaleźć się na miejscu gdzie bodajże jest jakaś bójka. Rozglądałam się szukając
Nathan’a, którego nigdzie nie było, jakby się zapadł pod ziemię, wraz z Julią
zaczęłyśmy się przeciskać przez tłum ludzi kibicującym chłopakom, którzy
właśnie rozwiązywali swoje sprawy poprzez bójkę. Kiedy w końcu ujrzałam kto to
jest serce zaczęło bić mi o sto razy szybciej, ręce zaczęły się pocić a kolana
uginać. Filip i Nathan? Na litość boską, czy oni zwariowali do reszty? Oddałam
dwie szklanki osobie, która stała obok mnie i nie czekając dłużej podbiegłam do
chłopaków, kiedy to właśnie Filip uderzył Nate, który z krwawiącym nosem upadł
na ziemię.
-Nathan- podbiegłam
do chłopaka, łapiąc go za głową a zaraz później wstałam i podeszłam do Filipa,
którego prawie nosiło od zdenerwowania. Jego warga krwawiła a pod okiem robił
się niezły siniak.
-Co Ty wyprawiasz do
cholery? –krzyknęłam do chłopaka pchając go do tyłu, jednak on ledwo drgnął.
-Ja? Zapytaj Twojego
kochasia- odkrzyknął Filip kiwając głową na podnoszącego się bruneta. Ledwo
zdążyłam się odwrócić a Nate rzucił się na blondyna, szarpali się wyzywali a
ludzie dookoła wykrzykiwali imię Filipa i raz usłyszałam przerażający pisk
Julii.
-Nathan przestań!
–krzyknęłam wbiegając pomiędzy nich i w tej samej chwili Kuba złapał od tyłu
Filipa odciągając go jak najdalej się dało. Złapałam Nate za rękę będąc bliska
płaczu. W tym momencie miałam ochotę ich spoliczkować nie zważając uwagi na to,
że twarze mają całe zakrwawione. Nie
wiem o co poszło, ale do tej bójki nie powinno dojść. Kuba zajął się Filipem a
ja odciągnęłam Nathan’a na bok każąc mu usiąść na murku, ludzie zaczęli się
rozchodzić po kątach i kontynuowali swoją przerwaną zabawę.
-O co poszło?
–zapytałam zdenerwowana, jednak chłopak nie był skory do rozmowy na ten temat.
Wyciągnęłam chusteczki z torebki i uniosłam delikatnie głowę chłopaka
wycierając jego kapiącą po ustach i brodzie krew. –W porządku nie mów-
wzruszyłam ramionami biorąc dłoń chłopaka i kładąc ją na jego brodzie by sam
sobie trzymał chusteczkę. Spojrzałam na niego wyglądał fatalnie, jego ubranie
było całe brudne, twarz poobijana i na dodatek nie chciał ze mną rozmawiać.
Ruszyłam chcąc znaleźć jak najszybciej Filipa, co chyba nie będzie
najłatwiejsze. Rozglądałam się na boki w celu zlokalizowania byłego chłopaka,
po którym jakby nagle ślad zaginął. Przechodziłam obok kilku znajomych, którzy
próbowali mnie zatrzymać jednak tłumaczyłam się brakiem czasu mówiąc, że muszę
coś załatwić.
-Julia- zawołałam
przyjaciółkę, która rozglądała się na boki.
-Właśnie Cię
szukałam- dziewczyna podbiegła do mnie zdyszana.
-Widziałaś Filipa?
–spytałam wciąż nie przestając się rozglądać.
-Siedzą tam- skinęła
dyskretnie głową, a ja nie czekając dłużej ruszyłam ku dwóm chłopakom.
-Abbie- krzyknęła
Julia, jednak nie słuchając jej szłam przed siebie. Filip siedział na ławce a
naprzeciwko niego ze złości Kuba spacerował w tę i z powrotem.
-Co to miało znaczyć?
–zapytałam Filipa, którego stan był nieco lepszy niż Nate’a, jednak był równie
mało rozgadany jak tamten. –Pytam Cię o coś- podeszłam do chłopaka niego bliżej
zaraz później czując Kuby dotyk na moim ramieniu.
-Abbie uspokój się,
hm? –zapytał łagodnie przyjaciel, a ja jedynie wyrwałam się nie odrywając
wzroku od Filipa.
-Jak to co?- zakpił
szatyn patrząc na zakrwawioną chusteczkę w swojej ręce.
-No właśnie Cię o to
pytam
-Może pytasz
niewłaściwą osobę, co? –parsknął Filip unosząc się z miejsca i stając bliżej
mnie. Nachylił się nade mną uśmiechając się ironicznie- Następnym razem pilnuj
swojego chłoptasia- pogładził mnie opuszkiem palca po policzku zaraz później
oddalając się. Nie czekając dłużej pobiegłam za nim krzycząc:
-Zaczekaj, nie
skończyłam z Tobą.
-Zrobiłaś to kilka
miesięcy temu- odpowiedział chłopak nawet się nie odwracając, a ja w tym
momencie zamarłam przywierając stopami do ziemi. Miał rację, ale to nie
zmieniało faktu, że któryś z nich powinien mi wyjaśnić o co chodzi, chociaż nie
wiem co by to zmieniło. Wróciłam do Kuby, który siedział na ławce przyglądając
się naszej niedługiej rozmowie. Opadłam tuż obok niego wzdychając głęboko z
bezradności.
-A co z Nathan’em?
-Nic mu nie będzie-
odparłam szukając po torebce dzwoniącego telefonu. Na wyświetlaczu pokazał się
numer Nate’a, po raz kolejny dnia dzisiejszego przerwałam rozmowę z
przyjacielem odchodząc na bok by odebrać komórkę.
-Gdzie jesteś?
–usłyszałam łagodny głos po drugiej stronie słuchawki.
-Na ławkach, a Ty?-
wiedziałam, że chłopak może mieć problem ze znalezieniem mnie dlatego wolałam
to ja go odszukać.
-Tam gdzie piętnaście
minut temu- odpowiedział chłopak a ja jedynie zapewniłam, że zaraz tam będę po
czym odwróciłam się chcąc o tym powiadomić Kubę, którego nie było już na ławce.
-Jak nos?- spytałam
siadając obok bruneta, który wyglądał nieco lepiej niż kilkanaście minut temu.
-W porządku- odparł
odwracając się tak by móc mnie lepiej widzieć.- Przepraszam Cię, przepraszam,
że zepsułem Ci noc, może nie powinienem przyjeżdżać- chłopak nerwowo zaczął
bawić się poplamioną chusteczką, którą trzymał w dłoniach. Spojrzałam na niego
przybliżając się i gładząc jego policzek odpowiedziałam:
-Przeprosiny
przyjęte, a noc jeszcze się nie skończyła- uśmiechnęłam się i nagle na niebie
ukazało się pełno fajerwerek, ludzie zaczęli bić brawo, otwierać kolejne
szampany, składać sobie życzenia i piszczeć na całe gardła. Oboje spojrzeliśmy
w górę przyglądając się pokazowi, wyglądało niesamowicie, ktoś odwalił kawał
dobrej roboty. Przeniosłam wzrok na chłopaka, który zaraz później złożył na
moich ustach gorący pocałunek. Reszta nocy minęła w zaskakująco szybkim tempie
wszyscy się świetnie bawili zapominając o zaistniałej wcześniej sytuacji.
Filipa więcej razy nie spotkałam na drodze za co kilka razy dziękowałam Bogu.
Koło trzeciej napisałam mamie, że będę spać u Julki co oczywiście było małym
kłamstwem, gdyż wylądowałam wraz z Nathan’em w hotelu, w którym się zatrzymał.
Subskrybuj:
Posty (Atom)