W drodze do szkoły towarzyszył mi Nate, przyszedł po mnie, co mnie zaskoczyło. Mówił, że przechodził obok i postanowił po mnie wstąpić, oczywiście, nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, to miłe, że w końcu mogę z kimś porozmawiać w piętnastominutowej drodze do szkoły. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, pokazywał mi zdjęcia jakie wczoraj udało mu się zrobić w wesołym miasteczku. Później mówił, że nawet na facebook'u napisał sobie stastu, cytuję " Kocham wesołe miasteczka" słysząc to aż wybuchnęłam śmiechem.
-A nawet nie wiesz ile osób polubiło ten status!- już dawno przestaliśmy na ten temat rozmawiać, od tej rozmowy minęło chyba z siedem minut, a on nagle, jak gdyby nigdy nic powrócił do tego tematu.
-Ile? - spojrzałam na niego, interesowało mnie to, mimo, że zaraz mogłam wejść na facebook'a i sama to sprawdzić, jednak nie chciałam chłopakowi odbierać tej przyjemności.
-Czekaj, sprawdzę- wyciągnął telefon z kieszeni. Nie minęła minuta a chłopak podskoczył z radości. - Dziewiętnaście!- krzyknął zadowolony, ściskając mnie mocno. Na prawdę obawiam się, że jest z nim coś nie tak.
-Brawo!- udałam równie zadowoloną jak on i oboje pokierowaliśmy się ku naszym znajomym, którzy w spokoju siedzieli przy drzewie. Każdy z nich robił co innego. Katie oczywiście notowała, Lex malowała paznokcie, Luis słuchał muzyki, Toby przepisywał zadanie domowe a Aaron palił papierosa. Wszyscy widząc nas jedynie skinęli głowami, chyba wciąż nie otrząsnęli się po zniknięciu Mary. Z mojej twarzy momentalnie zniknął uśmiech i spojrzałam jedynie na Nate.
-O co chodzi? -zapytał chłopak, kopiąc but Luis'a by ten zdjął słuchawki. Oczywiście nikt nie zamierzał odpowiedzieć, wszyscy spojrzeli na niego wzrokiem 'przecież wiesz'. - To był jej wybór, nikt nie jest temu winien, a jeśli już ktoś jest to tylko i wyłącznie Ja, więc jedyne co mogę powiedzieć to przepraszam- Nate wzruszył ramionami, było mi go szkoda, spojrzałam na przyjaciół a zaraz później na oddalającą się sylwetkę chłopaka.
-Nathan, czekaj- krzyknęła Lex, i chłopak bez zastanowienia zatrzymał się i odwrócił w naszym kierunku. Po kilku sekundach ruszył z miejsca i znowu stał obok mnie.
-Zapalisz? - z wielkim uśmiechem Aaron wyciągnął w kierunku chłopaka paczkę papierosów. Nate oczywiście nie odmówił i już po chwili zaciągał się tym świństwem. Nawet nie zdążyłam usiąść a usłyszałam dźwięk dzwonka dobiegający z budynku obok. Wszyscy leniwie się zebrali i ruszyliśmy ku szkole. Rozdzieliliśmy się i zostałam sama z Luis'em, który właśnie wyciągał z szafki ciuchy mojego brata.
-Jeszcze raz, dzięki wielkie. - zabrałam od niego ubrania po czym oboje udaliśmy się do mojej szafki a zaraz później na lekcje. Zajęcia mijały w niebywale szybkim tempie, na angielskim nauczyciel jak zwykle bez przerwy nawijał i omawiał kolejną lekturę. Później matematyka, której wręcz nie znosiłam, a tutaj jak się okazało mamy test, na którym gdyby nie Luis nic bym nie napisała. I ostatnie dwie lekcja to zajęcia z dziennikarstwa, nie wiem czy wspominałam, ale uczęszczam na profil dziennikarski. Po piętnastej byłam już wolna, jak cała reszta uczniów w tej szkole. Wraz z Luis'em wyszliśmy przed szkołę gdzie czekała na nas reszta.
-Jeszcze tylko piątek i mamy cały tydzień wolnego! -krzyknął Toby i opadł na ławkę, która znajdowała się tuż za nim. Tydzień wolnego? Jak to? przecież dopiero zaczął się rok szkolny, a tutaj znowu wolne? Nie żeby mi to przeszkadzało, ale po prostu dziwią mnie niektóre rzeczy.
-Jedziemy nad morze, prawda? - usłyszałam głos dobiegający z mojej prawej strony, była to Lex. Wszyscy przytaknęli głowami i nagle rozeszli się każdy w swoją stronę, zostałam jedynie ja, Nathan i Aaron, zazwyczaj zostawałam z nimi, bo wszyscy szliśmy na to samo metro, jednak jeździliśmy zupełnie innymi pociągami. Pokierowaliśmy się w stronę wyznaczonego celu, oczywiście po drodze nie odbyło się bez śmiechu, bez bicia się, czy też gonienia, i na stacje doszliśmy koło szesnastej. Pożegnałam się z nimi widząc nadjeżdżający pociąg. Oczywiście w metrze z bacznością obserwowałam osoby znajdujące się w polu mojego widzenia. Pierwsza osoba, która została przeze mnie napotkana to młody mężczyzna, coś ponad dwudziestkę, ubrany w garnitur i śmiejący sie do telefonu, obstawiam, że rozmawia z żoną, dziewczyną bądź kochanką. Druga osoba? to zdecydowanie dziewczyna czytająca książkę, nie zdołałam ujrzeć tytułu, jednak musiała być interesująca ponieważ dziewczyna uśmiechała się sama do siebie. Następnie, młoda para, zakochani w sobie po uszy, nie odkleili się od siebie nawet na moment. Do moich uszu dobiegł komunikat, że następna stacja to "North Wembley". Zerwałam się z miejsca kierując się ku wyjściu i kiedy pociąg zahamował wyskoczyłam z niego udając się w stronę schodów, które miały mnie prowadzić na zewnątrz. Moja dzielnica na ogół była spokojna, ale to za pewne tylko dlatego, że była monitorowana i nikt nie odważył się naruszyć niczyjej prywatności.
-Abbie Gabbie, pozwól na chwilę- ledwo weszła do domu, a już czegoś ode mnie chcą. Westchnęłam pod nosem i weszłam do kuchni skąd dochodziły krzyki. Przy stole siedział mój brat, który mnie wołał, a obok niego mój ojciec i matka, nie wiedziałam o co chodzi, jednak chciałam się dowiedzieć, dlatego również usiadłam przy stole, wpatrzona w moją rodzinę.
-Wyjeżdżamy na tydzień do Liverpool'u do cioci- zakomunikował ojciec. Mieszka tam jego brat, nie miałabym nic przeciwko temu wyjazdowi gdyby nie to, że już miałam wielkie plany związane z moimi znajomymi, a musiałam coś wykombinować. Słynę z tego, że potrafię kłamać, a równiez z tego, że szybko potrafię znaleźć wymówkę, w którą zawsze rodzice wierzą.
-W tym sęk, że ja muszę zrezygnować- udałam zawiedzioną i namalował na mojej twarzy smutek. Mój brat uśmiechnął się szyderczo pod nosem, wiedział, że kłamię, chyba jedynie on potrafił mnie rozszyfrować.
-Dlaczego? Jaki masz powód?- zapytała moja matka, która wciąż była na mnie zła.
-Przez ten tydzień wolnego muszę zrobić projekt do szkoły, a tam nie będę miała warunków, sama wiesz jacy są moi kuzyni- uśmiechnęłam się wstając od stołu. Ojciec jedynie pogłaskał moją dłoń, czasami zastanawiałam się, czemu w tym domu głową rodziny jest moja matka, to było strasznie intrygujące.
Pozostał jedynie weekend i miał się zacząć wspaniały tydzień w moim życiu. Wraz ze znajomymi ustaliliśmy, że wybierzemy się do Brighton, nigdy tam nie byłam więc zdana byłam na przyjaciół. Sobota minęła bardzo szybko, spędziłam ją głównie w domu, pojechałam jedynie z ojcem do sklepu by zakupić rzeczy do mojego pokoju, musiałam w końcu nim się zająć. Udało mi się kupić tapetę o której nawet nie marzyłam, była ona idealna do mojego pokoju, cała biała w małe wieże Eiffla. Kupiłam również naklejki na szafę, także z wieży Eiffla. Paryż to było miasto, które kochałam od dziecka, zawsze marzyłam by tam pojechać, wiele razy proponował mi to mój ojciec, jednak za każdym razem odmawiałam. Chciałam odwiedzić to miasto, z odpowiednią osobą, z osobą, którą będę kochać całym sercem, miałam taką osobę, oczywiście był to Filip, jednak z nim nigdy nie planowałam wyjazdu do Paryża. I ostatni mój zakup to wielka, różowa skrzynia, którą postawiłam przed łóżkiem. Wywołałam wielkie zdjęcie moich przyjaciół z Polski, oraz przyjaciół z Londynu, udało mi się jakieś znaleźć na facebook'u, gdzie znajdują się wszyscy, łącznie z Mary. Niedziela, również minęła bez żadnych rewelacji, wymknęłam się z domu tylko po to by kupić potrzebne rzeczy na wyjazd, które później musiałam jakoś przemycić na górę do swojego pokoju, tak by żaden z domowników tego nie dostrzegł, udało się. Rodzice mieli wyjechać w niedziele, w nocy i tak się stało. Koło pierwszej już ich nie było w domu, a ja zabrałam się za pakowanie, o ósmej musiałam być na nogach, gdyż o dziesiątej mieli po mnie podjechać.
Nie ładnie kłamać mhm ; d .
OdpowiedzUsuńświetna notka i wgl. bardzo dobrze się czyta < 3
:)
OdpowiedzUsuńsuper rozdział ;D
OdpowiedzUsuńczekam na następny ;*
Świetne. ; D
OdpowiedzUsuńA ten pokój na prawdę wymiata. : p