czwartek, 28 lipca 2011

#11.

 -Cześć Wam- powiedziałam radośnie, przechodząc przez ławkę, na której zaraz później usiadłam, a na stoliku na przeciwko położyłam tacę ze swoim drugim śniadaniem. Nikt mi nie odpowiedział, nikt się nie uśmiechnął, ba, nikt nawet nie drgnął. Zmierzyłam wszystkich wzrokiem, a później każdego z osoba. Wszyscy siedzieli ze spuszczonymi głowami, dopiero po chwili Toby oprzytomniał rzucając krótkie "cześć" a zaraz za nim reszta. - Co jest? -spojrzałam na Luis'a, który jako jedynie nie unikał kontaktu wzrokowego do czasu do puki nie zadałam tego pytania.
-Mary odeszła- wyszeptał Nathan i wstał od stołu, usłyszałam jedynie szlochy Katie, która mocno ściskała swój notes. Aaron objął ją pozwalając na to by wypłakała mu się w ramie. Wiedziałam, że żadne z przyjaciół nie pójdzie za Nathan'em, że nie podtrzyma go na duchu, raczej nikt z nich nie był w tym dobry, dlatego nie czekając dłużej zerwałam się z miejsca zostawiając swój posiłek na stole. Dogoniłam chłopaka dorównując mu kroku pogłaskałam go po ramieniu. I co mam w tej chwili powiedzieć? Że wszystko się ułoży? Jak ja nawet nie wiem co się dokładnie stało. Z moich głębokich przemyśleń wyrwał mnie głos mojego towarzysza.
-Opuściła nas, rozumiesz? -spojrzał na mnie, czułam to, jednak ja nie byłam w stanie podnieść wzroku na jego twarz i patrzeć na jego cierpienie. - Zabrała rzeczy i wyjechała, tak po prostu, bez pożegnania.- przełknęłam głośno ślinę i doszło do mnie, że to ja ostatni raz z nią rozmawiałam. To ja wiedziałam, co jej leży na sercu, zostawiła mnie z tym. Kątem oka spojrzałam na chłopaka, zastanawiając się czy powiedzieć mu o rozmowie z Mary, coś mi mówiło, że powinnam to zrobić, jednak wiedziałam, że jeśli to zrobię chłopak będzie obwiniał się o zniknięcie Mary.
-Przykro mi- jedyne słowa jakie przeszły mi przez gardło. Nie powiem mu nic więcej, nie powinnam, jestem pewna, że Mary chciałaby, żeby wczorajsza rozmowa została między nami.
-Nie odbiera telefonów, a jej rodzice mają to w dupie.
-Może po prostu wyjechała odpocząć, przemyśleć kilka spraw- chłopak zatrzymał się, więc zrobiłam to samo. Ściągnął kaptur z głowy po czym przyjrzał mi się uważnie, czułam jak jego wzrok błądzi po mojej osobie, jakby chciał wyciągnąć ode mnie wszystko co wiem.
-Może- wyszeptał po czym znowu założył kaptur i ruszył przed siebie. Nie wiem czy powinnam tak za nim iść, może Nathan chciał zostać sam, przemyśleć wszystko na spokojnie.
-Jestem pewna, że Cię kocha- uśmiechnęłam się patrząc na chłopaka, na którego twarzy również pojawił się uśmiech. Wystarczyło go jedynie zapewnić, że Mary czuje do niego to samo co on do niej, a byłam pewna, że tak jest. Byliśmy już kilka dzielnic za szkołą, czyli kolejny dzień opuszczam lekcje, pięknie Abbie.
-Mam ochotę na piwo, idziesz ze mną? -nietypowe pytanie, może jednak powinnam wrócić do szkoły? Chłopak po chwili zatrzymał się gwałtownie i uderzył się w czoło, przymrużając oczy. - Jestem idiotą- po raz drugi uderzył się w to samo miejsce. -Stop!- krzyknął i wrócił się o kilka kroków do tyłu, nie wiedziałam co on robi, nie miałam zielonego pojęcia o co mu chodzi. Jednak kiedy go obserowowałam miałam wielką ochotę wybuchnąć śmiechem, który ledwo umiałam powstrzymać. - Chodź no tu- gestem ręki wskazał bym podeszła do niego po czym skinął głowa na miejsce. Zrobiłam tak jak kazał i po kilku sekundach stałam obok niego.
-Mam ochotę na wielkie ciacho, idziesz ze mną?- Nathan uniósł dumnie głowę ku górze, a ja nie mogąc dłużej wytrzymać wybuchłam tłumionym śmiechem, mój towarzysz widząc moją rekację postąpił tak samo jak ja. To było słodkie, tak szybko doszło do niego, że nie powinien zapraszać dziewczyna na piwo i tak szybko potrafił wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
-Jak najbardziej- przybrałam poważną minę i oboje ruszyliśmy do wyznaczonego celu, którym była niewielka kawiarenka za rogiem. Nie bywałam tam często, jednak lubiłam tamto miejsce.

-Muszę przyznać, że jest to prawie lepsze niż kielich piwa- oblizał się Nathan, kiedy z jego talerza zniknął ostatni kęs wielkiego kawałka ciasta z bitą śmietaną.
-Prawie? -spojrzałam na niego po czym zamoczyłam usta w czekoladzie, którą kupiliśmy sobie na współkę, że tak powiem. Ledwo nam starczyło na dwa kawałki ciasta i czekoladę, oboje musieliśmy przeszukać wszystkie kieszenie, ale jakoś daliśmy radę.
-No, może lepsze- pokiwał głową i wytarł buzię. -ale nie lepsze niż dwa kielichy- wyszczerzył swoje zęby, po czym przejął ode mnie czekoladę i wypił ją do końca odkładając szklankę na pusty talerzyk. Słysząc jego odpowiedź zaśmiałam się pod nosem i wstałam z miejsca gestem ręki poganiając go. Nathan zrobił to samo i po chwili oboje szliśmy jedną ze spokojniejszych alejek Londynu. Było na prawdę cicho, do czasu gdy nie wyszliśmy wprost na wielkie, wesołe miasteczko.
-woooooooow- krzyknął chłopak momentalnie się zatrzymując i rozglądając dookoła, wyglądał jak małe dziecko, które pierwszy raz jest w takim miejscu. Klepnęłam go w plecy, chciałam żeby otrząsnął się i skutecznie, chłopak od razu zareagował i zmierzył mnie wzrokiem. - Muszę tam iść- wskazał na diabelski młyn, który prawie niczym nie różnił się od London Eye, no dobra, może tym, że był kilka razy mniejszy i jedno kółko robił w przeciągu pięciu minut, a nie czterdziestu. Nathan złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku wyznaczonego przez niego celu, nie miałam nic przeciwko, lubiłam tego typu zabawy. Od razu przypominały mi się czasy dzieciństwa, nie bywałam często w takich miejscach gdyż w Polsce trudno było znaleźć jakiekolwiek wesołe miasteczko, jednak kiedy tylko miałam okazje zawsze przesiadywałam tam po kilka godzin. Stanęliśmy w niedługiej kolejce, chłopak kupił dwa bilety i już po chwili siedzieliśmy na swoich miejscach. Bum, ruszyło, widząc wielki uśmiech na twarzy chłopaka zaśmiałam się pod nosem. Wyglądał jak małe dziecko, którego właśnie spełnia się marzenie.
-Nigdy takich wypasem nie jechałem- Nathan rozglądał się dookoła a po chwili wyciągnął telefon i zaczął robić zdjęcia. Czasami mam wrażenie, że koleguję się z pięciolatkami.
-Ale nie rób siary, Nateeee- przeciągnęłam jego imię, a raczej skrót jego imienia i dźgnęłam go palcem w żebra.
-Powiedziałaś Nate? - chłopak schował telefon do kieszeni, bacznie mi się przyglądając.
-Chyba tak- odparłam drapiąc się po brodzie i udając, że głęboko analizuję swoje poprzednie słowa.
-Podoba mi się- poruszał brwiami i nagle do moich uszu dobiegł grzmot, bum, bum i diabelski młyn zatrzymał się gwałtownie. Ludzie zaczęli piszczeć, a do mnie dopiero po chwili doszło, że zatrzymaliśmy się i utkwiliśmy po środku. Na nasze szczęście nie na samej górze, a na nasze nieszczęście nie na samym dole, gdzie od ziemi dzieliły nas cztery metry. Mężczyzna stojący na ziemi, tuż pod nami ogłosił komunikat przed megafon, żeby zachować spokój i, że wezwie straż, która tym się zajmie. Westchnęłam pod nosem opierając się, nagle uśmiech zniknął z mojej buzi, zdawałam sobie sprawę ile to potrwa. Nate widocznie też bo wstał i wyszedł z naszego siedzenia. Aż serce podskoczyło mi do gardła, co on robi? Przecież to niebezpieczne, ludzie na dole zaczęli aż piszczeć, a on jak gdyby nigdy nic zsunął się po grubej rurze i po chwili był obok ludzi, który siedzieli pod nami. Wychyliłam się by upewnić się, że nic jemu nie jest.
-Twoja kolej Abbie- krzyknął chłopak, a ja jedynie pokiwałam głową odsuwając się by więcej na niego nie patrzeć. W życiu tego nie zrobię, przecież jeśli spadnę to w najlepszym wypadku będę cała połamana. Kurde, siup, weszłam na tą rure ' Abbie, co Ty robisz, wracaj na miejsce' ześlizgnęłam się i po chwili byłam tam gdzie przed chwilą mój towarzysz, który właśnie teraz zjeżdżał do następnych osób.
-Cudownie- westchnęłam pod nosem, patrząc na dwójkę ludzi obok mnie, którzy z przerażeniem mi się przyglądają, pewnie myślą, że oboje jesteśmy stuknięci. Nie czekając dłużej zsunęłam się po kolejnej rurze, a chwilę później po kolejnej i znalazłam się na ziemi, gdzie stał już mój towarzysz. Spojrzałam na diabelski młyn, później na siebie, a później na wszystkich ludzi, którzy stali dookoła i przyglądali nam się z podziwem.
-Żyję!- krzyknęłam unosząc ręce do góry w geście radości. Jednak nikt chyba nie podzielał ze mną szczęścia, bo ludzie jedynie zmierzyli mnie wzorkiem będąc pewni, że jest z nami coś nie tak. Nathan złapał mnie za rękę i oboje zaczęliśmy się przeciskać przez ludzi, którzy z przyjemnością schodzili nam z drogi. Zatrzymaliśmy się na poboczu wciąż będąc na terenie wesołego miasteczka.
-Odlot- zadowolony chłopak pokręcił głową przyglądając się ludziom, którzy wciąż siedzieli utkwieni na karuzeli.
-Jaka śliczna panda- krzyknęłam i wskazałam palcem na pluszaka, który był ode mnie może o głowę niższy. Nate odwrócił się i poszedł w kierunku budki, nie czekajac dłużej zrobiłam to samo. Chłopak kupił bilet i zdecydował się na to, że wygra dla mnie pandę, oczywiście byłam pod wrażeniem. Gra nie należała do najtrudniejszych, brały w niej udział trzy osoby. Nate, jakaś dziewczyna i mężczyzna. Każdy miał piłki i swoją tarczę, w którą trzeba było trzy raz trafić, w sam środek, gdzie znajdował się czerwony guzik sygnalizujący udany strzał. Kto pierwszy trafi w guzik trzy razy, ten wygrywa tą oto wielką pandę. Rozbrzmiał się gwizdek i cała trójka jak najszybciej zaczęła rzucać piłkami. Muszę stwierdzić, że Nathan chyba ma zeza, po pięciu rzutach miał jedynie jeden trafiony strzał, gdy obok niego mężczyzna trafił właśnie trzeci. Koniec zabawy. Westchnęłam zawiedziona pod nosem widząc jak mężczyzna wręcza wielką pandę swojej małej córeczce.
-Wygląda prawie jak panda- usłyszałam głos dochodzący zza moich pleców. Odwróciłam się widząc Nate, którzy w rękach trzymał małego goryla, który miał swój palec w nosie. Skrzywiał się widząc pluszaka, którego chłopak wyciąga w moim kierunku, był miejszy od mojej ręki.
-Jest świetny- powiedziałam przez zaciśnięte zęby po czym zabrałam od chłopaka małego goryla.
-Zajebiście popaprana ta gra- westchnął mój towarzysz szturchając mnie łokciem. - Wiem, że ta panda to spełnienie Twoich marzeń, ale przebacz mi- chłopak zatrzymał mnie i uklęknął przede mną, kłaniając się. -Przebacz mi, piękna, przebacz.
-Wstawaj- zaśmiałam się ciągnąc go za kaptur od bluzy, jednak chłopak ani drgnął, wciąż próbował się ukłonić.
-Prze-bacz- przesylabował, jakby co najmniej nie rozumiała o co mnie prosi.
-Prze-ba-czam- i Nate podniósł się z podłogi otrzepując swoje spodnie. Na dworze zaczęło się już robić ciemno, nie żebym się bała ciemności, ale wiedziałam, że muszę być wcześniej w domu. Za pewne moja rodzicielka już wie, że dzisiaj nie pojawiłam się na zajęciach, a to nie wróży nic dobrego. Zacznie się gadanie, że co się ze mną dzieje, że nigdy nie wagarowałam. Na samą myśl przechodziły mnie nie przyjemne dreszcze.

-Dzięki za dzisiejszy dzień- słysząc te słowa, aż cofnęłam się do tyłu i zmierzyłam chłopaka wzrokiem, od stóp do głów. To zdanie nie mógł wypowiedzieć on, rozglądnęłam się dookoła szukając jakiejkolwiek osoby, która mogła to zrobić. Jednak mój wzrok nie natknął się na nikogo. - Abbie, to ja -pomachał mi ręką przed oczami- Nate- zaśmiał się i jego dłonie powróciły na swoje miejsce, czyli do kieszeni od spodni.
-Podziękowałeś?- znowu zmierzyłam go wzrokiem, będąc zupełnie poważna, mimo tego, że w tym momencie sobie żartowałam. Jednak nie często słyszę podziękowania, a tym bardziej nie wtedy kiedy równie wspaniale się bawię, zazwyczaj ludzie rzadko kiedy dziękują za wspólnie spędzony dzień, a przynajmniej Ci ludzie których znam.
-Tak, podziękowałem. - chłopak przybliżył się do mnie i złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Uśmiechnęłam się pod nosem i otworzyłam furtkę, którą zaraz później zamknęłam za sobą.
 -Do zobaczenia w szkole- pomachałam mu i pokierowałam się w stronę domu, do którego nawet nie miałam ochoty wracać, wiedziałam co mnie czeka. Oczywiście gdy tylko przekroczyłam próg, zostałam powitana przez matkę. Nie było to miłe powitanie, szczerze? wolałabym żeby nie było żadnego, jednak nie mi to wybierać. Od samego progu zaczęła na mnie krzyczeć, a to, że nie chodzę do szkoły i opuszczam lekcje, a to, że zostawiłam bałagan w domu, a to, że jeszcze nie wypakowałam połowy rzeczy i oczywiście nalegała bym jej powiedziała z kim spędzam czas. Odpowiedziałam oczywiście, że ze znajomymi. Po zdjęciu butów i napełnieniu mojego kubka sokiem pomarańczowym pokierowałam się na górę, tłumacząc mamie, że muszę zrobić zadanie domowe, nie miała nim przeciwko, jedynie dodała, że wróci do tej rozmowy. Weszłam do pokoju i aż sama się przeraziłam. Moje ciuchy były wszędzie, walały się po każdym metrze tego pokoju, wszystkie szafki były wysunięte, łóżko nie pościelone, a na biurku, że tak powiem brakowały baby z dziadem. Nie pozostało mi nic innego jak ogarnięcie tego bałaganu, co zajęło mi z dobrą godzinę, a kiedy już to zrobiłam straciłam jakiekolwiek chęci na odrobienie pracy domowej.

3 komentarze:

  1. Strasznie mi się podoba ; ]
    Świetnie piszesz, chcę już kolejne rozdziały < 3

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja raczej uwielbiam Twoje opowiadanie. < 3.
    Jest znakomite.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie chcę być nie miła czy coś więc proszę nie odbierz tego źle, ale ja już tak mam, że chociaż ja popełniam małe błędy pisząc coś to szczególnie zwracam uwagę na błąd w czyimś tekście. Wcześniej napisałaś, że z trudem uzbierali na te ciacha i czekoladę, a potem piszesz, że kupił dwa bilety na wesołe miasteczko. Niby to nic, ale zauważyłam i chciałam się podzielić. ;P

    OdpowiedzUsuń